sobota, 9 lutego 2013

no. 23


***

Rano pojechaliśmy na lotnisko. Było mi strasznie smutno, bo nie chciałam, żeby wyjeżdżał. Nie chciałam, aby zostawiał mnie samą. Jednak, pozostałam silna i nie popłakałam się.

- Kocham cię. Będę dzwonił po kilka razy dziennie.- powiedział i przytulił mnie do siebie.
- Trzymam Cię za słowo.
- Do zobaczenia za dwa tygodnie. - spojrzał na mnie ostatni raz, pocałował czule i odszedł.

W mojej głowie dalej dudniało pytanie "po co mu ta broń". Wsiadłam w pierwszą lepszą taksówkę i pojechałam do domu.

* Oczami Justina *

Cieszyłem się, że spotkam się z Chrisem, Rayanem, Chrazem i Usherem. Nareszcie jakieś męskie grono. Miałem już trochę dosyć tego, że bez przerwy siedziałem z Caroline. Kocham ją, ale potrzebuję odsapnąć od niej. Taki wyjazd jak ten dobrze mi zrobi. Imprezy, niebezpieczne akcje i inne używki. Kenny oczywiście leciał ze mną. Bez niego się nie ruszam. Jest moim kumplem, który też potrzebuje wyluzować. Po kilku godzinnym locie, nareszcie wylądowałem w prywatnej rezydencji Chrisa na Florydzie. Z jednego końca Ameryki na drugi. Wysiadłem z samolotu, wyjąłem walizkę, w której miałem sprzęt i poszedłem w stronę drzwi do domu. W środku już wszyscy siedzieli i mnie wyczekiwali. Kiedy pokazałem im się w drzwiach, spojrzenia zostały skierowane w moją stronę.

- Cześć wszystkim. - powiedziałem trochę zmieszany całą tą sytuacją.
- Powiedz, że masz to, co chcieliśmy... - zabrał głos Chris.
- Oczywiście, że mam. Nie wzbudzałem żadnych podejrzeń, mam wszystko to, o co prosiliście.- odparłem pewny siebie.
- Młody, jesteś naszym dłużnikiem! - tym razem głos zabrał Rayan. - A teraz pokazuj!

Położyłem torbę na stole. Usher siedział ze szklanką whisky w ręku wpatrując się we mnie tępym wzrokiem. Otworzyłem walizkę, bluzki odłożyłem na stołek i pokazałem im pistolet. Chris wziął go do ręki i zaczął się nim bawić. Potem wyjąłem drugi, taki sam pistolet ale z innej kieszonki. Tym razem rzecz wylądowała w rękach Rayana. Na sam koniec zostawiłem to, co najlepsze. Z samego dna torby wyjąłem sreberko, w którym była marihuana. Potem pokazałem chłopakom kokainę. Wszyscy sucho szczerzyli do mnie zęby, po za jednym, Usherem.

* Oczami Caroline *

Postanowiłam, że skoro nie ma Justina, mogę gdzieś wyjść wieczorem w miasto. Około godziny szóstej po południu zaczęłam się szykować. Poszłam odświeżyć swoje ciało i włosy. Po tej czynności wróciłam do garderoby, aby wybrać coś specjalnego. Jakoś nic w niej fajnego nie widziałam, dlatego zdecydowałam się na rurki w kolorze czerni, białą prześwitującą podkoszulkę i ramoneskę. Do tego założyłam czarne baleriny na koturnie, wzięłam czarną małą torebkę na ramię i ruszyłam do łazienki, aby zrobić coś z włosami i się pomalować. Na twarz nałożyłam niewielką warstwę pudru, na policzki dodałam jeszcze trochę różu. Rzęsy wy-tuszowałam mascarą, a na usta nałożyłam błyszczyk. Była już godzina dwudziesta pierwsza. Spojrzałam na telefon, czy Justin nic nie napisał. Niestety, żadnych wiadomości ani nieodebranych połączeń, nawet od ojca. Justin miał rację. Nie myśląc już dłużej, zbiegłam po schodach na dół, wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i ruszyłam przed siebie. Szłam przez dwadzieścia minut do samego centrum Los Angeles. Miasto nadal  pałało życiem. Wszyscy byli zabiegani, robili zakupy, jedli kolację, albo tak jak ja szli do klubów, aby się zabawić i zapomnieć chociaż na chwilę o rzeczywistości, która nasz wszystkich tak samo otacza i w różny sposób przytłacza. Po jakimś czasie doszłam do jednego z klubów. Miał coś nazwę związaną z Malibu. Już przy wejściu było słychać głośną muzykę i widać było kolorowe światła. Zapłaciłam za wstęp, miło uśmiechnęłam się do ochroniarza i weszłam do środka.

W środku było pełno osób w moim wieku, może odrobinę starszych. Ale przeważająca większość to osoby pomiędzy szesnaście a dwadzieścia jeden. Podeszłam do baru i zamówiłam sobie drinka. W mgnieniu oka barman podał mi mój trunek. Powoli sączyłam drinka i gapiłam się na ludzi znajdujących się w pomieszczeniu. Każdy był kimś zainteresowany. Jedni siedzieli w grupie, inni pili, a kolejni palili. Miałam dziwne przeczucie, że ktoś mnie obserwuję. Nie myliłam się, odwróciłam się i zobaczyłam trzech chłopaków, którzy się perfidnie na mnie patrzeli. Kiedy ich zauważyłam automatycznie odbiegłam wzrokiem i pusto zaczęłam wpatrywać się w mojego drinka.

- Uważaj na tę trójkę. - usłyszałam obok jakiś głos, podniosłam głowę i ujrzałam rudą dziewczynę. - Oni tylko polują na jakąś, żeby ją zaliczyć. Tak w ogóle, to Nicole jestem. - uśmiechnęła się do mnie. - A ty?
- Caroline. Dzięki, za ostrzeżenie.
- Nowa? Pierwszy raz Cię tu widzę.
- Owszem, nowa. Ogólnie, w LA też nowa. Niedawno przyleciałam tutaj.
- Hmm, może mogłabym Ci jakoś pomóc się zaklimatyzować tutaj? Ja LA znam jak własną kieszeń. - powiedziała z wyższością wyczuwalną w jej głosie.
- To bardzo dobry pomysł. - pochwaliłam ją. - Przyda mi się ktoś, kto się orientuje w terenie.
- Świetnie. To co, najpierw może po kieliszku? - powiedziała wesoło, po czym zawołała jednego z barmanów i powiedziała co chcę. Barman postawił nam kieliszki przed nosem. - To za nową znajomość! - uniosłyśmy kieliszki w górę i wypiłyśmy na raz całą ich zawartość.

* Oczami Justina *

Dzwoniłem do Caroline kilka razy, ale nie odebrała. Może już słodko śpi? Może. Boję się o nią. Jednak tyle kilometrów, to zbyt wiele.

________________________________________
kolejny hop!
dziękuję wszystkim. :* teraz ferie, więc postaram sie napisać tak z trzy rozdziały? :)