środa, 26 grudnia 2012

No. 17


***

- A CO TU SIĘ DZIEJE?! - usłyszeliśmy gruby głos. Kurwa, mój tata wrócił... - Czy Was dzieciaki porąbało?! - a niech to, ojciec zobaczył porozwalane po całym pokoju moje i Justina ciuchy. Centralnie na środku tego bałaganu było srebrne opakowanie po prezerwatywie  a na szafce nocnej było ich jeszcze kilka. W momencie zrobiłam się czerwona jak burak, w sumie Bieber tak samo. 
- Caroline, musimy pogadać.- powiedział poważnym głosem i wyszedł z pokoju. Gdy zamknęły się drzwi, Justin momentalnie wstał z łóżka, pozbierał swoje ciuchy i poszedł do łazienki bez słowa. Ja cały ten czas myślałam co powiem tacie. Wiem, że mam dopiero szesnaście lat i nie znam Justna za długo. Chyba nie idziemy tym tokiem, jakim powinniśmy. Nie jest tak jak być powinno. Ale, nic na to nie poradzę, że tak bardzo mnie pociąga. Jest perfekcyjny w każdym detalu. Tak, rozmarzam się o Justinie, a tu mam poważną rozmowę z tatą na głowie. Nie wiem co ja mu powiem, będę się bała mu spojrzeć w twarz. Nie popatrzę mu się nawet w oczy. Co nas napadło, żeby zrobić to akurat wczoraj? Pożądanie? Chęć bycia jeszcze bliżej? Emocje, jakie nami wtedy miotały? Nie miałam pojęcia jak odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, że było mi strasznie dobrze i wiem też to, że kocham go jeszcze bardziej. Z moich przemyśleń wyrwał mnie trzask drzwi od łazienki. Obróciłam się w ich stronę i zobaczyłam Justina w samych bokserkach. Na moim policzku mimowolnie pojawił się rumieniec. Bieber widząc to uśmiechnął się lekko i dalej mierzwił swoją czuprynę ręcznikiem. Dalej zagłębiłam się we własnych myślach. 

- O czym myślisz skarbie?- Justin podszedł do mnie, usiadł na łóżku i objął mnie. 
- Boję się rozmowy z tatą. Boję się, że mi Ciebie zabierze.- powiedziałam i posmutniałam. 
- Nie pozwolę na to. Caroline, kocham Cię i nie wyobrażam sobie dnia bez Ciebie. - spojrzał mi prosto w oczy - Nadajesz sens mojemu życiu, miałem już kilka dziewczyn przed Tobą, ale żadna nie była tak wyjątkowa jak ty. Zrozum to dziewczyno, jesteś mi niezbędna do prawidłowego funkcjonowania.- pocałował mnie czule. Chwilę potem zmieniło się to  coś bardziej wciągającego. Ten pocałunek był wyjątkowy. Czuły, pełen miłości i troski. 
- Kocham Cię Bieber.- powiedziałam i wtuliłam się w jego klatę. 
- Ja Ciebie też, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. 

Teraz to ja zajęłam łazienkę. Poszłam wziąć chłodny prysznic. Potem wysuszyłam włosy, spięłam je w kucyka, zrobiłam lekki makijaż. Ubrałam bieliznę, krótkie spodenki i zwiewną bluzkę. Wyszłam z łazienki. Justina już nie było w pokoju. Bałam się tylko, żeby tata nie przeprowadził z nim "męskiej" rozmowy w stylu strzał w sam środek nosa, potem żeber i na koniec leżysz i się nie ruszasz. Po raz pierwszy się bałam. Zaścielałam łóżko, schowałam prezerwatywy do szafki z bieliznom i wyszłam z pokoju. Przy okazji do kieszeni spodni włożyłam telefon. Bałam się zejść na dół. Wiedziałam, że rozmowa mnie nie ominie, ale nie byłam na nią gotowa. Wzięłam głęboki oddech i powoli ruszyłam w stronę schodów na dół. Wchodząc do kuchni zobaczyłam tatę, który miał poważną minę. Gdy mnie usłyszał od razu zerknął w moją stronę. 

- Caroline, siadaj. - usiadłam na stołku na przeciwko niego. - Wiesz, że to co zrobiliście z Justinem było trochę nieodpowiedzialne? Kochanie, masz dopiero szesnaście lat, a dziewictwo to dosyć osobista sprawa. Nie chciałbym, żebyś tego żałowała. Znacie się z Justinem zaledwie od trzech miesięcy. Jesteście chociaż ze sobą?- spojrzał na mnie pytająco. 
- Tak tato, jesteśmy razem. 
- Kochasz go? 
- Tak, bardzo. 
- Jesteś z nim szczęśliwa? 
- Tak tato! - powiedziałam głośniejszym tonem. - Na każde pytanie z nim związane odpowiem TAK. 
- No dobrze. Nie denerwuj się tak. Mam nadzieję, że wy wiedzieliście co robicie. Cieszę się, że chociaż pamiętaliście o zabezpieczeniu.- uśmiechnął się pod nosem.
- Bez tego bym się nie zgodziła, zapewniam cię. 
- Moja mała córeczka własnie stała się kobietą... - powiedział, a ja spojrzałam na niego. Miał świeczki w oczach. 
- Tato, błagam cię tylko nie rycz jak baba! 
- Wiesz, jakie to trudne? - nagle zaniósł się panicznym udawanym płaczem. Ja zaczęłam się śmiać. Za chwile on też.- O Justina się nie bój,nic mu nie zrobiłem. Pojechał do Pattie i ma do ciebie później zadzwonić. 
- Dzięki tato.- wstałam z krzesła i podeszłam w jego stronę. Przytuliłam się do jego pleców. - Kocham cię tato - powiedziałam i dałam mu całusa w policzek. Tata tylko się uśmiechnął, wstał od stołu i zniknął za futryną. 

Pomyłam naczynia i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i wpajałam w siebie zapach Justina. Cała pościel przesiąkła zapachem jego żelu pod prysznic. Poczułam się senna, ale nie mogłam przecież iść spać. był środek dnia. Wzięłam jakąś książkę i zaczęłam ją czytać. Nie wiem ile czasu upłynęło od kiedy zaczęłam, ale było już dosyć późno, kiedy skończyłam tę czynność. Poczułam wibrujący na łóżku telefon. Dzwonił Justin. 

- Tak skarbie.- odebrałam. 
- Daję Ci pół godziny.- powiedział. 
- Jak to mi dajesz? 
- Normalnie. Porywam Cię. Ubierz się jakoś ładnie. Za trzydzieści minut widzisz mnie u siebie.- rozłączył się. 

Leniwie wstałam z łóżka i poszłam w stronę szafy. Nie miałam pojęcia w co mam się ubrać. "Ubrać się jakoś ładnie", boże skąd ja mu wezmę coś ładnego. Zaczęłam przebierać w sukienkach. Nienawidzę sukienek, ale dzisiaj zrobię wyjątek i założę jakąś. Przebierałam je i nagle wpadła mi w oko turkusowa, zwiewna sukienka, która pod dekoltem miała czarny pasek. Wzięłam ją i ubrałam na siebie. Nie wyglądałam tak strasznie, było nawet okej, jak na mnie. Założyłam białe balerinki, wzięłam czarną małą torebkę, schowałam do niej telefon, kluczę i gumy do żucia. Akurat wyrobiłam się w tych trzydziestu minutach. Przed wyjściem poprawiłam jeszcze kucyka, popsikałam się perfumami Justina i wyszłam z pokoju. Pod domem już czekał na mnie Justin. Przyjechał swoim Lamborghini Gallardo. Zamknęłam drzwi od domu i podeszłam do Biebera, który opierał się o swoje cudo. Gdy zobaczyłam go ubranego w ciemne rurki i białą koszulę z lekko podwiniętymi rękawami i odpiętymi dwoma guzikami, zaniemówiłam. Złapał mnie za biodra i przysunął do siebie. Złożył na moich ustach pocałunek. 

- Pięknie wyglądasz kochanie. - powiedział i znów delikatnie mnie pocałował. 
- Ty również niczego sobie. Powiesz mi, gdzie mnie zabierasz?
- Jedziemy do mnie na kolację z moją mamą. 

Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Pattie. Bałam się trochę, to pierwsza kolacja z jego mamą. Modliłam się w duchu, żebym niczego głupiego nie palnęła przy niej, albo w jakiś sposób się nie ośmieszyła. 
_______________________________________________________________


Proszę kolejny dla Was. Dziękuję za motywacje, jaką mi dajecie. KOCHAM WAS :* 

niedziela, 23 grudnia 2012

No. 16


***

Zakupy minęły nam dosyć szybko. Pojechaliśmy po konkretne rzeczy, weszliśmy do konkretnych sklepów. Po powrocie do domu, Justin zajął się kolacją, a ja w tym czasie zajęłam się sobą. Byłam trochę zmęczona, więc pomyślałam, że letni prysznic wpłynie na mnie pobudzająco. Starannie umyłam moje długie włosy. Tradycyjnie zapomniałam wziąć ze sobą pidżamy, więc wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej jakąś za dużą bluzkę. Zrzuciłam z siebie ręcznik. Miałam już zamiar zakładać t-shirt, gdy za plecami usłyszałam ciche mruczenie. Odwróciłam głowę do tyłu. W drzwiach od pokoju stał Justin. Był bez koszulki. Muszę przyznać, że nogi się pode mną trochę ugięły. 

- Tyłek to ty masz kochana nieziemski. - powiedział przygryzając dolną wargę. 
- Justin, mógłbyś chociaż zapukać. 
- Zapukać to mogę ciebie kochana. 
- Boże Justin, chodziło mi o drzwi. 
- Wiem, wiem. Nie obrażaj się kochanie. - podszedł do mnie, objął mnie od tyłu i pocałował w szyję. - Kolacja już gotowa. 
- Wiesz, nie mam jakoś ochoty na kolację. - odwróciłam się i pocałowałam go w usta. - Mam ochotę na coś zupełnie innego. - znów zatopiłam się w jego malinowych, ciepłych wargach. 

Po chwili nasze języki się złączyły. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Justin błądził swoimi rękoma po moim nagim ciele. Moje ręce wylądowały najpierw na jego szyi, potem wtopiłam się w jego włosy. Wiedziałam, że uwielbiał, gdy tak robiłam. Juss wziął mnie na ręce i przeniósł do łóżka. Miał już ułatwione zadanie, ponieważ nic na sobie nie miałam. Obdarowywał pocałunkami każdy milimetr mojego ciała. Zaczynając od ust, powoli przechodził do szyi, potem całował obojczyki, piersi, brzuch. Za każdym razem przechodził mnie lekki dreszcz zadowolenia. Kiedy doszedł do miednicy zatrzymał się na chwilkę. Znów zaczął całować brzuch, piersi, przy których zatrzymał się na dłuższą chwilę. Jękłam cicho z zadowolenia. Justin uśmiechnął się pod nosem. W końcu znów dotarł do moich ust. Całowaliśmy się przez dłuższy czas. Justin delikatnie przejeżdżał ręką po mojej pochwie. Zakończając pocałunek lekko przygryzłam jego wargę. Teraz to ja chciałam przejąć inicjatywę. Lekko się podniosłam, wyszłam spod Justina i usiadłam na nim okrakiem.  Pochyliłam się nad jego klatą i zaczęłam delikanie zjeźdżać po niej językiem w dół. Przy wykonywaniu tej czynności lekko poruszałam biodrami przy jego przyrodzeniu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wiedziałam, że mu się to podoba, ale nie myślałam, że aż tak. Wzięłam się za jego spodnie, które szybko z niego zniknęły. Z bokserkami jeszcze chwilę wolałam zaczekać. Wróciłam do jego ust, w które spowrotem się wpoiłam. Czułam jak jego kolega pod wpływem mojego dotyku nie wytrzymuje napięcia. Zlitowałam się nad nim i zdjęłam z Justina niego białe bokserki. Tak jak myślałam, jego kolega stał już na baczność. Uśmiechnęłam się pod nosem i przejechałam językiem po jego przyrodzeniu. Justin cicho jęknął z zadowolenia. Usiadłam Justinowi na brzuchu. On usiadł, obiął mnie i przeżucił przez siebie tak, że znowu leżałam. Językiem zaczął lizać moje sutki, które już stwardniały z podniecenia. Rękami błądził po plecach i pośladkach. Nie mogłam już wytrzymać. W środku prawie płonęłam z pożądania. 
- Justin kurwa zrób to! 
Justin uśmiechnął się, ale posłuchał mnie. Wszedł we mnie. Nie powiem, że było to przyjemne, trochę bolało. Ale, podobno pierwszy raz najbardziej boli, potem da się przywyknąć do tego. On i jego przyjaciel sprawowali się doskonale. Bieber rytmicznie ruszał swoimi biodrami, a ja tylko pojękiwałam z roskoszy. Justin przyspieszył, czułam go w sobie coraz to bardziej. Wbiłam paznokcie w jego plecy. Nie mogłam wytrzymać, moje ciało wygięło się w łuk. Czułam, że Justin też dochodzi. Jego członek jeszcze bardziej nabrzmiewał we mnie. Po chwili wydaliśmy z siebie głośny jęk niesamowitej rozkoszy. Bieber opadł na mnie ze zmęczenia. 
- Kocham Cię najbardziej na świecie. - powiedział, po czym pocałował mnie. Jego usta dalej były gorące, a w oczach tańczyło mu miliard iskierek szczęścia. 
- Ja Ciebie też kocham, nawet nie wiesz jak bardzo. 
Tę noc mogę zaliczyć do kolejnych najlepszych chwil z mojego życia. Zapisałabym ją pod nazwą "pierwszy raz z osobą, którą kocham nad życie i ponad życie". Seks to niby tylko uzupełnianie się w związku. Może dla niektórych tylko, dla mnie to aż. Justin był perfekcyjny w tym, co robił. On kochał mnie, ja kochałam jego. To było już pewne na sto procent. 

Rano obudził mnie słodki pocałunek w usta. Nie wiem która była godzina, ale dosyć wczesna. 
- Dzień dobry kochanie, jak się spało? - zapytał mnie mój mężyczyzna i posłał powalający uśmiech z samego rana. 
- Czy ty musisz to robić? 
- Ale, że co? - znowu się uśmiechnął. 
- WŁAŚNIE TO! Uśmiechać się i powalać tym uśmiechem mnie za każdym razem! 
- Tak muszę to robić.
- Justin! - rzuciłam się na niego i znów wylądowaliśmy pod kołdrą. Przekomarzałam się z nim po całym moim łóżku zrzucając z niego wszystkie poduszki. 
- A CO TU SIĘ DZIEJE?! - usłyszeliśmy gruby głos. Kurwa, mój tata wrócił... - Czy Was dzieciaki porąbało?! - a niech to, ojciec zobaczył....

____________________________________________________________
Buahahahaa zła Wieczorek przerwała w momencie, w którym nie wiadomo co zobaczył tatulek! Dowiecie się w kolejnym rozdziale, za tydzień? albo po nowym roku. zobaczymy. :) Chciałabym Wam życzyć wesołych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia. Fajnych prezentów i rodzinnej atmosfery. 
LOVE. :* 
Ps. Jak ktoś chce dedyk, to piszcie albo na priv, albo w komentarzach :) 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

no. 15


***

Rano obudziłam się wtulona w osobę, którą kocham. Osobę, która już jest moja. Niechętnie uniosłam głowę z poduszki. Spojrzałam w stronę mojego księcia z bajki, który patrzył na mnie z niesamowitym szczęściem namacalnym w jego oczach. Przyglądał się mnie z uwagą, jakby chciał zapamiętać każdy fragment mojej twarzy. Jego usta były wykrzywione w lekki uśmiech, który nie chciał zejść mu z twarzy chociażby na kilka sekund. Czułam się wspanianiale z myślą, że dzięki mnie ktoś może być szczęśliwy. Przerwała mu gapienie się na mnie buziakiem na dobre rozpoczęcie nowego dnia. Buziak przerodził się w coś o wiele poważniejszego. Nie mogliśmy przestać przez kilka minut. 

- Dzień dobry kochanie. - powiedziałam po oderwaniu się od jego ust. 
- Dzień dobry. Jeżeli każdy dzień będziemy zaczynali w taki sposób, chcę każdego dnia być przy Tobie. - powiedział, po czym ukazał rząd ślicznych, białych zębów powalając mnie swoim uśmiechem. 
- Jeszcze dwie noce możesz spać ze mną, potem wróci tata. 
- Jak wróci Twój tata, to będziesz nocować u mnie, porste. 
Wstałam z klaty Justina, oparłam się na łokciach i skierowałam się w jego stronę tak, abym mogła na niego patrzeć. - A jeżeli się nie zgodzi? 
- To obiecam mu, że nie będę spał z Tobą w jednym łóżku. Wtedy powinien się już zgodzić. A po drugie, Twój tata mnie lubi, więc dlaczego miałby się nie zgodzić? 
- No tak, z tym też masz rację. Dobra, nie zajmujmy się myśleniem o tym teraz. Cieszmy się sobą.- powiedziałam i usiadłam na nim okrakiem. 

Dopadłam jego ciepłe, malinowe wargi, w których znów się zatopiłam. Justin jeździł swoimi dłońmi po moich udach, pośladkach i plecach. Badał każdy milimetr mojego ciała z niesamowitą perfekcją. Nasze języki znów zaczęły taniec. Taniec, który za każdym razem był inny, wyjątkowy. Justin całował mnie delikatnie. Tak, jakbym była jakąś porcelanową lalką, którą gdy się upuści rozbija się na miliardy małych kawałeczków. Nie przeszkadzało mi to. Traktował mnie jak księżniczkę. Jak najważniejszą kobietę w jego życiu. Oczywiście, nie chciałam być ważniejsza od Pattie, ale kto wie, czy tak się nie stanie. Czas pokaże. Chwilę po tym, Justin przejął inicjatywę. To on górował nade mną. Odszedł od moich ust. Zaczął składać na mojej szyi małe pocałunki, po czym wrócił do ust. Nagle zaczęło mi burczeć w brzuchu. Justin zaśmiał się. Ucałował je delikatnie i wstał z łóżka. 

- Czas na śniadanie kochana. Twój brzuch domaga się jedzenia, a jego nie należy zaniedbywać. 
- Przyznam, że zgłodniałam. 
- To czekaj. Ja zrobię śniadanie, a ty jeszcze chwilkę poleż spokojnie. - wstał z łóżka i poszedł do kuchni. 

Co jak co, ale tyłek to miał nieziemski. Klatę w sumie też. O przyrodzeniu się nie wypowiem, bo to jeszcze nie czas na to. Korzystając z chwili samotności przeturlałam się w stronę szafki nocnej, na której był laptop. Dawno nie sprawdzałam poczty, więc może czas ją sprawdzić. Po załączeniu się systemu pierwsze co zrobiłam to zalogowałam się na poczcie. 3 nowe wiadomości. Jedna, od mamy, druga od Kevina, a trzecia od Harrego. Ta trzecia zdziwiła mnie najbardziej. Dlaczego chłopak mojej najlepszej przyjaciółki do mnie pisze? Miałam złe przeczucia co do tej wiadomości, dlatego przeczytałam ją jako pierwszą. 

Droga Caroline. 

Na wstępie zapytam, co u Ciebie słychać, dawno się do Nas nie odzywałaś. Elena to nawet się już chyba na ciebie obraziła za to. No ale, miałem pisać w innej sprawie. 
Wyobraź sobie, że poszedłem na casting do XFactora.. no i .. Połączyli mnie i takich czterech ziomów w jeden zespół. Cieszę się jak diabli. Elena we mnie nawet nie wierzyła, ale udało mi się! Mam nadzieję, że cieszysz się tak jak ja. Rozumiesz, może stanę się sławny! będę jak Justin. A właśnie, co z wami? Spotkaliście się już czy coś? Dobra, nie zawracam Ci dalej głowy. Odpisz jak będziesz tylko mogła. 
Całuję, Harry. 

Przeczytałam, kliknęłam "odpowiedz" i zaczęłam pisać. 

Hej Harry! 

Przepraszam, że tak bardzo Was zaniedbałam. Postaram się to nadrobić. Oczywiście, cieszę się Twoim, Waszym szczęściem i trzymam kciuki. U mnie wszystko w jak najlepszym porządku. Mieszkam z tatą w villi, bo domem tego nazwać nawet nie można, mam własny samochód i tak dalej. A co do Justina, to nie tyle co się spotykamy, ale jesteśmy razem. Jestem z nim szczęśliwa jak diabli. Przeproś ode mnie Elen. 
Pozdawiam, Car. 

Wiadomość od Kevina nie była aż tak bardzo ważna, dlatego nie odpisywałam na nią. Odpowiem mu kiedy indziej. E mail od mamy jak zwykle. Co u mnie słychać, jak z tatą i że strasznie tęskni i nie może się doczekać przylotu do nas. Odpowiedziałam jej krótko, zwięźle i na temat. Wyłączyłam laptopa i położyłam go na swoje miejsce. W drzwiach pojawił się Justin z tacą w ręku. Śniadanie do łóżka? W takim wypadku chcę z nim zamieszkać! 

- Śniadanie dla mojego najcudowniejszego słoneczka. - powiedział, po czym usiadł  tacą na łóżku. 
- Boże, czy ja śnię?! 
- Wystarczy Justin, Boga to ty we mnie nie zobaczysz. - zaśmiał się i posłał oszałamiający uśmiech. 
- Oj właśnie widzę. Śniadanie do łóżka, jakież to romantyczne. Zostań moim mężem. 
Justin zaniósł się panicznym śmiechem - Czy ty mi się właśnie oświadczyłaś? - śmiał się jeszcze bardziej. Po chwili i ja się śmiałam, bo zrozumiałam co powiedziałam do niego. Cała ta sytuacja była chora. 
- Nie, ja tylko sugeruję przyszłość. - powiedziałam, gdy zaprzestałam się śmiać. 
- Jak dla mnie, taka przyszłość może być. Nie planuję kochać nikogo innego po za Tobą. 
- Tak samo jak ja. 

Po śniadaniu ubrałam się i pojechaliśmy z Justinem na zakupy. Oczywiście, dopadli nas paparazzi. Ale, to było do przewidzenia. Cóż, takie to już życie gwiazdy, nie ma się własnej prywatności. Ale, przywyknę do tego. Dla Justina zrobię wszystko. 
______________________________________________________________________
kolejny misiaczki! :* Dedykacja dla Olci :* Lovczi max. <3
a tak btw, to właśnie stałam się odpowiedzialna za blog http://kiss-and-telll.blogspot.com/ . Pomagam Roxi w pisaniu. Także, zapraszam Was również i tam. :*

poniedziałek, 10 grudnia 2012

No. 14


*** 

Kiedy weszliśmy do mojego pokoju, Justin stanął na wprost mnie i przyparł mnie do ściany. Lekko musnął moje wargi. Przejęłam inicjatywę i pogłębiłam tę pieszczotę. Zaczęliśmy się namiętnie, ale zarazem delikatnie całować. Nasze języki były jednością. Nasze usta pasowały do siebie idealnie. Ręce Justina wędrowały po moim ciele, od góry, do dołu. Potem włożył ręce pod koszulkę. Przeszedł mnie lekki dreszcz, bo ręce miał zimne. Był to jednak przyjemny dreszcz. Moje ręce krążyły po jego włosach, szyi oraz barkach. Z każdą minutą pocałunku, z każdym jego dotykiem pragnęłam Go coraz bardziej i bardziej. Nie był to dobry czas na seks, ale wiedziałam, że on chcę tego od dawna. Jednak, nie chciałam być kolejną przelecianą przez niego dziewczyną na jego koncie. Nie chciałam mu dać ten satysfakcji. Po chwili poczułam ręce Biebera na moich pośladkach. Uniósł mnie lekko ku górze, po czym wziął na ręce. Nie przestawał mnie jednak całować. Po chwili, brakowało już nam tlenu, nie chcieliśmy tego przerywać, ale trzeba było. Lekko odchyliłam głowę do tyłu. Skorzystał z sytuacji i zaczął obdarowywać całusami każdy milimetr mojej szyi. Strasznie mi się to podobało. Powodowało to, że miałam na niego coraz większą ochotę. Potem zjechał ku dekoltowi  Lekko przejechał językiem po mojej lewej piersi. Nie chciałam tego przerywać, ale musiałam. Popatrzałam w jego czekoladowe niebo. Widziałam pełno iskierek pożądania, czułości i czegoś, czego nie mogłam rozwiązać. To była chyba.. Miłość? Bardzo możliwe. Po chwili znów wpoiłam się w jego malinowe, ciepłe wargi. Nasze języki znów zaczęły tańczyć ten sam taniec. Chwilę potem Justin przeniósł mnie w stronę łóżka. Położył mnie na nim, a sam nachylił się nade mną. Znów zaczął obdarowywać każdy centymetr mojego ciała niezliczoną ilością pocałunków. Przeszedł przez szyję i dekolt  Potem zatrzymał się na chwilę, nie wiedział czy może podnieść moją sukienkę do góry. Spojrzał pytającym mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się znacząco, po czym podniósł sukienkę i zaczął całować mój brzuch. Doszedł do mojej miednicy. Nie mogłam do tego doprowadzić, dlatego usiadłam, ujęłam jego głowę, przybliżyłam do siebie i zaczęłam całować. Teraz to ja przejęłam inicjatywę. Zdjęłam jego koszulkę i zaczęłam obdarowywać niewielkimi całusami każdy kawałek jego niesamowitej klatki piersiowej. Gdy zaczęłam schodzić coraz bardziej w dół, ściągnęłam z siebie sukienkę. Potem, pomogłam Justinowi z jego spodniami. Gdy byliśmy w samej bieliźnie usiadłam na nim okrakiem. Justin położył swoje dłonie na moich biodrach. Jeździł nimi to w górę to w dół. Nachyliłam się nad nim. Justin spojrzał w moje piersi. Podobno każdy mężczyzna lubi się patrzeć kobiecie na piersi. Musnęłam jego malinowe i rozpalone wargi. Tym razem całował namiętnie i brutalnie. Zjechał rękoma na moje pośladki, których mógł dotykać bez problemu, ponieważ byłam w stringach. Lekko zsunęłam się z miednicy na jego krocze. Poczułam, że jego "kolega" zaczyna czuć stan euforii jaki panował w ciele Justina. Przejechałam po miejscu ręką, co spowodowało, że stanął. Zaśmiałam się lekko pod nosem i znów przeniosłam rękę na włosy Biebera. Jego ręce powędrowały w przód. Chciał już włożyć mi rękę pod cieniutką koronkę, ale przerwałam całą tą sytuację schodząc z niego i siadając na łóżku. Justinowi najwyraźniej się to bardzo nie spodobało. 

- I co? Teraz mnie takiego napalonego na Ciebie zostawisz? - powiedział z namacalnym wyrzutem w głosie. 
- Tak, zostawię. Justin zrozum, nawet nie jesteśmy razem, nie znamy się tak dobrze, jak powinniśmy. - odwróciłam głowę w jego stronę - To chyba trochę za wiele jak na zwykłych "kumpli" przystało, nie prawd aż  - uśmiechnęłam się lekko. 
- To dlaczego nie jesteśmy razem? Skoro do takich sytuacji dochodzi, to znaczy, że mamy się ku sobie. Caroline, proszę. Bądź ze mną. Obiecuję, że Cię nie zostawię, będziesz ze mną szczęśliwa jak z nikim innym. Pragnę Cię i fizycznie i emocjonalnie. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie u mojego boku. Jesteś dla mnie perfekcyjna pod każdym względem. I nie mówię tego każdej, bo tak naprawdę, do nikogo nie czułem tego co do Ciebie czuję. - przez chwilę zrobiło mi się głupio. 

Byłam w dziwnej sytuacji. Cieszyłam się jak debilka, że moje marzenia się spełniają i to tak na miliardy procent, ale z drugiej strony, to jest za piękne, żeby było prawdziwe. Miliardy myśli przechodziły po mojej głowie, pozytywne i negatywne. Jednak, przybliżyłam się twarzą do Justina. Spojrzałam głęboko w jego oczy. Mówił prawdę. Co jak co, ale z oczu najlepiej jest to wyczytać. Pocałowałam jego wargi kilka razy i pogłębiłam pocałunek. Po chwili odsunęłam się od niego. 

- Wierzę Ci. Wierzę, że tak jest. Justin... - nastała głupia cisza. Chciałam mu to powiedzieć, ale nie wiedziałam jak. Mimo tego, że on przed chwilą wyznał mi miłość, ale w bardzo wyrafinowany sposób. 
- Tak? - przerwał ciszę mój ukochany. 
- Kocham Cię. - w końcu wyszło to ze mnie. Justin podniósł się z łóżka i objął mnie od tyłu. Wtulił twarz w moje włosy, po czym lekko je odgarnął. Czułam jego ciepły oddech przy moim uchu. 
- Ja Ciebie też. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. - przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej. 
W jego ramionach czułam się niesamowicie bezpieczna. Pałała od niego miłość do mnie. Był moim prywatnym ochroniarzem, na którego już zawsze mogłam liczyć. Wiem, że przy nim nie grozi mi nic złego. On nie pozwoli na to, aby stała mi się krzywda. 
- Justin? - zaczęłam rozmowę. 
- Słucham cię kochanie. 
- Tata wyjechał ze Scootem na cztery dni. Nie chcę być sama w tym wielkim domu.
- Chciałbyś, abym z Tobą został? 
- Jeżeli to nie byłby dla Ciebie żaden problem..
- Oczywiście, że zostanę. Nigdy nic nie wiadomo, co mogłoby się stać, gdobyś sama była w domu.
- Dziękuję Ci. - odwróciłam się i dałam mu buziaka w policzek. 
______________________________________________________________
witam kolejny rozdział :) 
Roxi z dedykacją dla Ciebie! :* 

piątek, 7 grudnia 2012

No. 13


***

Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy na bardzo długi czas. Dzięki Bogu, ze snu wyciągnął mnie telefon. Leniwie wyciągnęłam rękę w stronę nocnej szafki, wzięłam telefon. Oczywiście światło wyświetlacza poraziło mnie swoim blaskiem niczym dopiero co oświecone światła samochodu na ciemnej drodze. W sumie, taki sam efekt jednego i drugiego. Przesunęłam palcem po znaku odblokowania sprzętu i spojrzałam, kto śmie mnie wyciągać z najpiękniejszej krainy snów, jaką mogłabym sobie tylko wyobrazić. 

 " Dzień dobry słońce! Strasznie długo nie dawałaś znaku życia, więc zdecydowałem się napisać do Ciebie. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem. - wcale kurwa - pomyślałam. - Jeżeli to zrobiłem, to bardzo przepraszam. Pierwsze standardowe pytanie. Spotkamy się dzisiaj? 
- Najukochańszy Justin. 

Tak prawda! byłam trochę na niego zła, ale to tak odrobinkę. W sumie to miłe, że budzi Cię osoba, o której przed chwilą śniłeś. Odpisałam na wiadomość i leniwie wstałam z łóżka. Było tak wygodne, że nie chciałam z niego wychodzić nawet. No ale, trzeba było podnieść swoje cztery litery i iść się ogarnąć. Pierwsze co, to zimny prysznic z rana. Podobno dobrze wpływa na samopoczucie w dzień. Zimna woda też jest podobno dobra na szybszy porost włosów. Następnie rozczesałam włosy i wysuszyłam je suszarką. Potem lekki make up i mogłam podążyć w stronę mojej wielkiej garderoby, gdzie miałam baaardzo dużo ciuchów i nie tylko. Przeglądając ciuchy dostrzegłam śliczną sukienkę w kolorze wrzosu. Nie zastanawiając się długo ubrałam ją. Muszę przyznać, że była dopasowana do mnie idealnie. Założyłam do niej rzymianki i wyszłam z pomieszczenia. Z kuferka z biżuteriom wyjęłam srebrny łańcuszek z misiem i kolczyki. Wyglądałam już w sumie przyzwoicie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 14:08. Nie wiem ile zajęło mi doprowadzanie się do porządku, ale zapewne bardzo długo. Z przyzwyczajenia zerknęłam na telefon. Pięć nieodebranych połączeń, dwa od Justina, 3 od taty. Najpierw zadzwoniłam do taty, bo to on częściej się do mnie dobijał. Odebrał po trzech sygnałach, a to ci nowość! 

- Haj tatku, dzwoniłeś, stało się coś? 
- No nareszcie się odezwałaś! Myślałem, że już się na mnie obraziłaś czy Bóg wie co! - prawie, że krzyczał do słuchawki.
- Tato, spokojnie bez nerwów. Po prostu dłużej mi się przyspało. I nie, nie obraziłam się na Ciebie, ponieważ nie miałam o co. 
- To dobrze. Słuchaj... Nie ma mnie na cztery dni w domu. Musiałem jechać ze Scootem w sprawach służbowych do Kanady. Na koncie masz pieniądze, więc z głodu nie zginiesz. Nie chciałem Cię wczoraj już budzić, bo słodko sobie spałaś przytulona do jakiegoś pluszowego misia. 
- Tato... - przerwałam mu dość wyczerpujący jak dla mnie monolog z jego strony. - Mogłeś oszczędzić szczegółów. Nic się przecież nie stało, jestem już nawet dużą dziewczynką i dam sobie sama radę. 
- W to nie wątpię. Pamiętaj, że dla mnie zawsze będziesz maleńką Caroline, której włos z głowy spaść nie może. Kończę córcia, do zobaczenia za później. 
- Wiem tato. Do obaczenia, kocham Cię. -  rozłączyłam się. 

Kolejną osobą w kolejce do rozmowy był Justin. Już miałam wybierać do niego numer, ale mój brzuch domagał się jedzenia. On jest ważniejszy! Telefon wzięłam do ręki i zeszłam na dół. Zajrzałam do lodówki, dzięki bogu była ona pełna. Tatuś o mnie nie zapomniał i zapełnił ją po brzegi. Wyjęłam z niej pomidora, paprykę, rzodkiewkę, szczypiorek, ser i jakąś szynkę. Nie jadam mięsa, ale ta wyglądała wyjątkowo pysznie. Przygotowanie kanapek zajęło mi dłużej niż ich spożycie, ale to chyba jest normalne. Wypiłam szklankę soku pomarańczowego, odłożyłam wszystko do zmywarki. Usłyszałam pukanie do drzwi. Ciekawe kogo przyniosło. Przecież nie miałam tu żadnych znajomych, po za Justinem. Ale, on pewnie i tak jest zajęty. Podeszłam do drzwi i powiem, że doznałam szoku. Stał w nich Justin, cały spocony i zdyszany. Był to śmieszny widok, ale nie wypadało mi się śmiać. Justin wszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi. 

- Wody, wody, woooooody! - błagał dosłownie na kolanach, bo w takiej pozycji zastałam go po odwróceniu się od drzwi. Posłusznie poszłam, nalałam do szklanki wody i podałam mu ją. - Jesteś moją zbawczynią - wyznał, gdy wypił całą zawartość szklanki. Odebrałam od niego naczynie i zaniosłam je do kuchni. Stanęłam przy umywalce. Nagle poczułam ręce na moich biodrach, które były trochę zimne. Odwróciłam się w jego stronę. Spojrzałam w jego oczy, w których tańczyło miliard iskierek. 
- Jesteś piękna - powiedział prawie szeptem. Stanęłam na palcach i zarzuciłam na niego ręce. Wpoiłam się w jego malinow wargi, które były jak zawsze miękkie i perfekcyjne w tym, co robiły. Nasze języki połączyły się. Najpierw lekko się przekomarzały, ale potem znalazły wspólny rytm do właściwej sytuacji. Całowałam Go dopiero 3 raz, a już wiedziałam, że nikt inny nie może lepiej całować od niego. Jego ręce zjechały na moją pupę. Nie przeszkadzało mi to wcale. Podobał mi się i zaczynałam się od niego uzależniać, więc to chyba nie było nic strasznego. Po dłuższej chwili zaczynało brakować nam powietrza, więc oderwaliśmy się od siebie. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i poszliśmy do mojego pokoju... 
________________________________________________________
dedykacja specjalna dla KINI :* kocham Cię :* 
do kolejnego kochani, do kolejnego! 

wtorek, 4 grudnia 2012

No. 12


***

Po ponad dwóch godzinach dojechaliśmy do jakiegoś pustkowia. Nie wiedziałam co Justin planuje. Trochę zaczęłam się bać, gdyż wyglądało to jak scena z jakiegoś słabego horroru. Ja, nastolatka, z pełnoletnim mężczyzną można już powiedzieć na pustkowiu. Dookoła tylko kilka drzewek, piasek, trochę trawy i jedna droga, prowadząca do nie wiadomo kąd. Przerażające. Teoretycznie rzecz biorąc znam chłopaka, ale w praktyce nie wiem jak jest. Tysiące myśli przechodziło mi przez głowę. Ufałam mu, ale miałam pewne obawy. Leniwie wyszłam z samochodu na powietrze. Zaciągam się nim i ruszyłam w stronę Justina, który w tej chwili rozkładał koc. Potem udał się do bagażnika, z którego wyjął jakiś koszyk i podszedł z nim do mnie. 

- Z tego, co ja pamiętam to miałeś mnie zabrać na jakiś obiad.- powiedziałam z irytacją w głosie, którą by nawet niepełno bystry usłyszał. 
- Z tego co widzisz, jesteśmy na typowym zadupiu. A jedzenie mam, spokojnie. Ze mną nie zginiesz. - posłał mi jeden ze swoich powalających uśmiechów. 
- Nie byłabym tego taka pewna. Czuję się jak w jakimś tanim, tandetnym horrorze. Ty, ja, bezludzie... 
- Spokojnie Carr, nie zgwałcę Cię.. - zaśmiał się pod nosem - No chyba, że sama byś tego chciała.- Cwaniacko posłał spojrzenie, po którym wywnioskowałam, że bardzo by tego chciał. 
- Chciałabym, ale nie sprawię Ci tej przyjemności teraz. Dobra, co masz tam w tym swoim gustownym słomianym koszyku, pożyczonym od Pattie albo babci? - Justin usiadł obok mnie na kocyku i zaczął wyjmować po kolei wszystko co tam się chowało. W koszyku było mnóstwo smakołyków. Sałatka z sałatą, pomidorem, kurczakiem, fetą, odrobiną cebuli i świeżymi ziołami i różnorodnymi przyprawami. Sok wyciskany ze świerzych pomarańczy z dodatkiem kropli cytryny. Ciasto borówkowe oraz szarlotka. Tak jak powiedział, z głodu nie zginę. Mnie by to wystarczyło na tydzień góra, a mieliśmy to zjeść dzisiaj. Przecież stanę się szersza niż wyższa! 
- Przez Ciebie zgrubne! Tak być nie może... - dałam mu sójkę w bok. 
- Narzekasz... jak nie będziesz już dawać rady, to ja chętnie to zjem za Ciebie. 
- Gdzie ty to człowieku mieścisz... - powiedziałam cicho do siebie, ale on to usłyszał. 
- Tu. - podniósł koszulkę i wskazał na swoją umięśnioną klatkę piersiową oraz doskonale wyrzeźbiony brzuch. Muszę przyznać, że seksowny to on był niesamowicie. Na chwilę zapomniałam jak się oddycha, ale szybko sobie przypomniałam. Caroline! O czym ty myślisz! Jeszcze nawet porządnie się nie pocałowaliście! Wróciłam na ziemię. Koniec fantazjowania o tej nieziemskiej klacie.- To co, jemy? - z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Justina, który zawsze działał na mnie pobudzająco i w tej chwili rozdrażniająco. Ale, w duchu dziękowałam mu za to, bo nie wiem o czym dalej mogłabym sobie pomyśleć. 
- Tak, tak. Jasne, że jemy! Umieram z głodu i to tak dosłownie. - Nie wiem czy powiedziałam prawdę, czy skłamałam, ale wiem, że chciałam gapić się na niego godzinami. Nawet bez rozmowy. Był moim ideałem, o którym od zawsze marzyłam. 

Po zjedzeniu zaczęliśmy sobie opowiadać różne historie. Gadaliśmy już tyle godzin od kiedy przyjechałam, a jednak nie powiedzieliśmy sobie nawet połowy tego, co chcieliśmy powiedzieć. Coś wspaniałego, niesamowitego zarazem. Siedzieliśmy tak długo na pustkowiu, aż w końcu zastała nas noc. Szczerze? Bardzo nie chciałam się z nim rozstawać. Noc to jednak za długo. Zebraliśmy rzeczy, opakowania i koc. Justin chwycił mnie jedną ręką za biodro i poszliśmy w kierunku samochodu. Droga powrotna trwała zdecydowanie za szybko. Ani się obejrzałam, a już byliśmy pod drzwiami mojego domu. Taty oczywiście nadal nie było. Straszny z niego pracoholik. Nie wiem co bym zrobiła, jakby nie było obok mnie teraz Jussa. Chyba bym zgłupiała do reszty. Znowu niechętnie wyszłam z samochodu. Tapicerka co prawda nie pachniała jeszcze mną, tylko jakąś inną dziewczyną, ale nie to się liczyło. Leniwie wstałam i podeszłam do drzwi. 

Wyjęłam z kieszeni klucze i przekręciłam zamek. Odwróciłam się, żeby pomachać Bieberowi, ale nie było to potrzebne. Sam do mnie przyszedł. Położył swoje ręce na moich biodrach i przybliżył mnie do siebie. Stanęłam na palcach. Stykaliśmy się nosami. Czułam jego ciepły i nierównomierny oddech na swoich ustach. Nie mogłam dłużej czekać, więc przybliżyłam się i złożyłam na jego malinowych ustach pocałunek. Gdy chciałam już odejść, Bieber przejął inicjatywę i pogłębił go. W oka mgnieniu nasze języki zaczęły wspólny taniec. Powoli, ale dokładnie. Z niesamowitą precyzją i uczuciem. Zaczynało brakować mi tchu, ale nie chciałam tego kończyć. To była za piękna chwila dla mnie. Po chwili oderwaliśmy się od siebie niechętnie. 

- Dobranoc moja księżniczko. - powiedział Juss. Ujął moją twarz w swoje dłonie i spojrzał mi prosto w oczy. Co widziałam w jego oczach? Miliardy tańczących iskierek. Iskierek, które oznaczały radość i zadowolenie. Oczy to on miał niesamowicie interesujące i hipnotyzujące. 
- Dobranoc. - odpowiedziałam. Popatrzeliśmy jeszcze chwilę sobie w oczy i znów powtórzyliśmy pocałunek. Tym razem już pewniej, ponieważ oby dwoje wiedzieliśmy, że właśnie tego w tej chwili oby dwoje chcemy. Gdy skończyliśmy, posłaliśmy sobie miłe uśmiechy. Justin poszedł do samochodu i odjechał w stronę swojego domu. Ja, weszłam do środka, zamknęłam się na zamki, oparłam się o ścianę na przedpokoju i spłynęłam po niej.

Uświadomiłam sobie, że to jeden z piękniejszych dni mojego życia. Zapamiętam ten dzień na naprawdę długo. No chyba, że Justin będzie jeszcze bardziej mnie zaskakiwał. Na liście pięknych dni z życia miałam już kilka takich dni. Kilka najważniejszych to: szóste urodziny, kiedy to tata zabrał mnie po raz pierwszy do wesołego miasteczka, pierwsza komunia, wtedy dostałam pierwszy komputer, zielona szkoła, koniec szkoły podstawowej, pierwszy pocałunek na gimnazjalnej dyskotece, dzień, w którym poznałam Justina i ten, który dział się dzisiaj. To takie jedne z najważniejszych. Wstałam z podłogi i udałam się w stronę łazienki zabierając ze sobą szlafrok i ręcznik. Wzięłam orzeźwiający prysznic i położyłam się do łóżka. Pomyślałam sobie "Ja to jednak jestem cholerną szczęściarą" i pogrążyłam się w krainę snów. 
___________________________________________________________
Makiełcia, rozdział dla Ciebie :* 

poniedziałek, 26 listopada 2012

No. 11


***

Najpierw posprzątaliśmy mój pokój. Nie było w nim szczerze dużego bałaganu. Wystarczyło powycierać kurze i odkurzyć. W łazience umyłam lustro, kabinę prysznicową i umywalkę. To wolałam zrobić sama, bez pomocy Jussa, bo nigdy nie wiadomo, co mu mogło akurat w tej chwili odwalić. Gdy skończyłam ogarniać łazienkę, wcyhodząc z niej zobaczyłam Jussa, który rozłożył się na moim łóżku jakby nigdy nic. W sumie, był jeden plus tego. Pościel przesiąknie jego zapachem, który tak bardzo uwielbiałam. Popatrzałam na niego wzrokiem w stylu "nie wierzę w ciebie". On tylko posłał mi jeden ze zniewalających uśmiechów i wstał. Poszliśmy posprzątać do pokoju ojczulka. Tam to dopiero był bałagan. Ciuchy porozrzucane po całym łóżku, nawet nie było widać kołdry. Jak facet może tak nie dbać o porządek?! W dodatku, gdy mieszka z córką. Załamałam się tym widokiem, ale zaczęłam podnosić ubrania i je składać. Justin śledząc moje poczynania, po krótkim upływie czasu pomógł mi w tej cholenie nudnej robocie. Sprzątając znalazło się kilka fajnych rzeczy. Stare bluzki mojego taty, chyba z lat młodości, kilka par bokserek ze śmiesznymi motywami i napisami, porozrzucane papiery dotyczące nowego planu, jakieś papiery od obsługi iPhone... No wiele, wiele rzeczy. Ciekawość Justina zaprowadziła go pod łóżko. Po chwili usłyszałam tylko wielki śmiech dochodzący od niego. Spojrzałam na niego, a ten dalej się śmiał jak opętany przez jakiegoś szatana czy cokolwiek to mogło być. 

- I co ty takiego śmiesznego zauważyłeś? - zapytałam z nutką ironii w głosie. 
- Chodź, schyl się to sama zobaczysz. - powiedział przez śmiech. 

Podeszłam do łóżka, uklękłam obok Justina, spojrzałam i również wybuchłam śmiechem. Nie, żeby coś, ale tego to się po ojczulku nie spodziewałam. Pod łóżkiem znajdowały się dwie zuzyte prezerwatywy, a obok nich nie otworzona jeszcze paczka nowych i nakładka wibracyjna. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu przez jakieś 10 minut. Gdy w końcu się opanowałam, wstałam i jakby nigdy nic wróciłam do sprzątania. 

- Justin, może tak wstaniesz z tej podłogi? Mógłbyś mi pomóc włożyć te koszule do szafy, bo jak widzisz, jestem skrzatem i nie dosięgam do tej półki. 
- Już wstaję. - Justin wstał, położył koszule na półce. Odwrócił się w kierunku mnie, obiął mnie w pasie i obdarzył słodkim całusem. - To co, może pożyczymy od taty tą paczkę, co została? - zapronował. Uśmiechnął się cwaniacko, a w jego oczach tańczyły iskierki. 
- Może kiedyś.. Na teraz tego nie planujmy. Nie znam cię na tyle, żeby ci się oddać. Ty mnie w sumie też. 
- Tak, masz racje Caroline, ale.. obiecaj mi, że kiedyś mi się oddasz. 
- Jeżeli nie okażesz się skończonym dupkiem, który chce mnie wykorzystać tylko w tych celach, zwykłym szczeniakiem, który myśli, że jest sławny i wszystko mu zawsze wolno, bo ma kupę kasy i wszystko co najnowsze. Tak, oddam ci się. 
- Aż takie mniemanie masz na mój temat? - nagle stał się smutny. 
- Wariat. Jasne, że nie. Ale, to jeszcze nie jest czas na takie wybryki. Rozumiesz? Wolę być rozważna i poczekać z tym jeszcze pewien czas, niż napalona na Ciebie i lekkomyślna. - dźwignęłam się na palcach i dałam mu całusa. 
- Rozumiem. 
- Dobra, bierzmy się za dalsze sprzątanie, bo nie wyrobimy się z tym do jutra. 
- Tak jest proszę pani! 

Po skończonym sprzątaniu w krainie taty, w którym pełno było niespodzianek i niepotrzebnych rzeczy, zeszliśmy na dół i zajęliśmy się salonem. Tam to było co sprzątać. Kurze, odkurzanie, mycie podłóg, mycie szklanych szyb od szafek. Byłó tego mnóstwo i jeszcze więcej. Ale, z Jussem sprzątanie było o wiele przyjemniejsze. Miałam do kogo się odezweać, z kim pożartować, komu porozkazywać. Było wprost idealnie. Pozostało nam jeszcze posprzatanie w kuchni. Tam w sumie sprząta się na bierząco, więc jako takich problemów z tym pomieszczeniem nie było. Po wszystkich porządkach, zmęczona tym wszystkim padłam na kanape w salonie. Nie miałam już na nic totalnie siły. Byłam głodna i wyczerpana. 

- Juss, dzwonimy po pizze? Nie mam już sił nawet dzisiaj gotować. 
- Ej, obiecałaś, że po porządkach jesteś cała dla mnie i tylko do mojej dyspozycji. 
- Myślałam, że o tym zapomniałeś... - powiedziałam z nadzieją w głosie, którą każdey idiota by wyczuł. 
- Niestety kochanie. Zabieram cię na obiad. Znam naprawdę dobre miejsce, gdzie można zjeść dobre sushi. 
- Nie lubię ryb. 
- No to pojedziemy na co innego. Wstawaj i jedziemy! 

Wstałam, ale bardzo nie chętnie. Zamknęłąm drzwi od domu i wsiadłam do Lamborghini i pojechaliśmy. 

_______________________________________________________________
z dedykacją dla Karaszkiewicz :*:* 

piątek, 23 listopada 2012

No. 10


*** 

Rano obudziłam się w świetnym nastroju. Byłam wyspana, jak nigdy. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Było po 11. Boże, ile ja spałam. Widniała również wiadomość. Odblokowałam telefon i otworzyłam ją. Wiadomość z wczoraj z godziny 23:50. 

"Śpij dobrze, skarbie. Pamiętaj, czuwam nad Tobą myślami." 
Justin. 

To było słodkie z jego strony. Żeby być fair w stosunku do niego, odpisałam na sms. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, wyjęłam nowy komplet ciuchów, który kupiłam wczoraj z moim misiem na zakupach. W sumie, to jeszcze nie mój miś, i chyba nigdy nim nie będzie... no ale trudno. Pomarzyć mogę. Ubrałam ciemno jeansowe spodenki, miętową bokserkę i pasujące do niej miętowe converse. Z moich nieogarniętych włosów zrobiłam wysokiego kucyka, podtuszowałam lekko rzęsy i schowałam telefon do kieszeni spodni. Na dole siedział tata, popijając kawę i czytając poranną gazetę. Odruchowo spojrzałam w stronę zegarka. Widniała na nim godzina 10:30. Zdziwiłam się, że tata jeszcze nie ruszył do pracy. 

- Witaj tatusiu. - przywitałam się z ojczulkiem. 
- O Caroline, dzień dobry. Jak się spało? 
- Wyśmienicie! - odpowiedziałam szybko - Nigdy się tak nie wyspałam jak dzisiaj, naprawdę. Coś cudownego. 
- Cieszę się niezmiernie. Jakieś plany na dzisiaj? 
- Hmm, jeszcze nie wiem. Jak na razie marzę, aby zjeść śniadanie. Jestem głodna jak wilk! - podeszłam do szafki, wyjęłam miskę i płatki. 
- Nie ma mleka, jest tylko jogurt. - powiedział tata widząc moje zamiary. 
- Nic nie szkodzi, zjem z jogurtem. 
- Dobra skarbie, lecę do pracy. Wrócę późno, nie czekaj na mnie z kolacją. 
- Okej. 

Tata wstał od stołu, a ja zdąrzyłam już zjeść swoje śniadanie. Zjadłam je z prędkością światła! Wstałam od stołu i poszłam w stronę zlewu. Co z tego, że mamy zmywarkę. Nauczyłam się w domu, że zawsze myłam naczynia. Wykonując tą czynność czułam kogoś wzrok na sobie. Ale, kto mógł być w domu po za mną? Przypuszczam, że nikt. to tylko moje głupie paranoje. Jestem przewrażliwiona. Myjąc miskę z ręki wypadła mi gąbka. Schyliłam się po nią i usłyszałam za sobą gwizd. Odwróciłam się. Był to nie kto inny jak JUSTIN. 

- Boże człowieku ty chcesz, żebym zawału dostała?! - wydarłam się na niego. 
- Co jak co, ale tyłek to masz fajny - odrzekł zmieniając temat. - A tak w ogóle - podszedł do mnie wolnym krokiem i obiął mnie w pasie - to dzień dobry księżniczko. - ucałował mnie w usta. Nie chciałam być niemiła, dlatego odwzajemniłam pocałunek. 
- No dzień dobry. 
- To, jakie plany na dzisiaj? - zapytał. Niestety, jego czekoladowe oczy za bardzo mnie zaczarowały, żebym mogła migiem odpowiedzieć. 
- Nie wiem, póki co, planuję posprzątać w domu. 
- Myślałem, że masz jakieś plany, które wiążą się ze mną. 
- No oczywiście, bo ja nie mam nic inntego do roboty tylko bez przerwy myśleć o Tobie.. 
- No jasne. - odrzekł i uśmiechnął się jak głupi do sera. 
- Boże, co za egoista.. Z KIM JA ŻYJĘ?! 
- Ze mną żyjesz, ze mną. - tym razem pocałował mnie w policzek. - To co napierw sprzątamy? 
- Hmm.. najpierw salon, potem pokój taty, potem łazienka na górze, mój pokój, łazienka na dole, kuchnia... 
- To może ja wrócę za jakiś czas... - powiedział zrezygnowany. 
- Czyżby taką gwizdę przybiły tak małe porządki? Nie wierzę! - powiedziałam lekko oburzona i rozczarowana. 
- No trochę tego masz... 
- Nie bój się, razem szybko to zrobimy, a potem jestem już do Twojej dyspozycji. 
- Kusząca propozycja... Do mojej dyspozycji powiadasz? - spojrzał się na mnie cwanym wzrokiem. 
- Tak, do Twojej i nikogo innego. 
- W takim razie, bierzmy się za te porządki! - wziął mnie za rękę i poprowadził po schodach na górę.

_________________________________________________________________________________
witamy kolejny rozdziale! ze specjalną dedykacją dla Emanueli :* 

sobota, 17 listopada 2012

No. 9

W pokoju nagrań oczywiście nie obyło się bez dziwacznych zabaw, głupawek podczas nagrywania. Musiałam Go rozśmieszać, inaczej nie byłabym sobą. Robiłam głupie miny, śpiewałam do jego szczoteczki do zębów, zakładałam jego fullcapa, okulary i udawałam jego. No różne, prze różniste rzeczy. Potem, tak jak Justin mi obiecał, poszedł ze mną na zakupy. Powybierał mi trochę ciuchów i poszłam do przymierzalni. 

- Caroline, pokarz się! 
- No już idę! - krzyknęłam z przymierzalni. Ubrałam białą bokserkę z ćwiekami, krótkie spodenki i chustkę. Wyszłam tak ubrana, żeby pokazać się temu niecierpliwemu człowiekowi. 
- I jak? może być? - zapytałam.
- No... obróć się - posłusznie zrobiłam to, o co mnie poprosił - te spodenki świetnie na Tobie leżą, bluzka też. Tylko brakuję ci vansów albo supr. Ale to kupimy później. 
- Czyli, to bierzemy? 
- A ty podobasz się sobie w tym? Wygodnie ci i tak dalej? 
- Owszem, wygodnie i fajnie nawet wyglądam. 
- No to mykaj dalej się przebierać. 

Zniknęłam za drzwiami przebieralni. W reszcie ciuchów też się pokazałam. Wyszło na to, że kupiłam wszystkie ciuchy jakie wybrał dla mnie. Boże, moje największe zakupy. Myślę, że wystarczy mi kasy na to wszystko. Juss pomógł mi donieść ciuchy do kasy, bo było ich serio baaardzo dużo. Może przegięłam? Nie wiem. Wszystko było genialne. Trzeba przyznać, ten chłopak ma gust co do siebie i do dziewczyn. 

- 368,76$ poproszę. 
- Już płacę. - wyjęłam portfel z torebki i już miałam zamiar płacić. Justin mnie wyprzedził.- Justin, co ty robisz? 
- Płacę za Ciebie? Nie będziesz wydawała takiej sumy. 
- Ale to moje zakupy, wiedziałam co biorę i byłam przyszykowana na taką sumę. 
- Nie gadaj, tylko bierz te torby. Proszę cię, daj spokój. To tylko zakupy, ja od tego nie zbiednieję, a za to będę szczęśliwy z powodu, że mogłem wydać na Ciebie te pieniądze. 
- Dobrze, niech Ci będzie. Ale, za to zapraszam cię do mnie na obiad. 
- Umowa stoi. To teraz jedziemy do Ciebie? 
- No możemy. 
- Dziękuję i życzę miłego dnia, panie Bieber. - powiedziała ekspedientka po czym odeszliśmy od kasy i udaliśmy się na parking. Zapakowaliśmy torby i pojechaliśmy do mnie. 

Gdy dojechaliśmy, tata był w domu. Dzięki bogu nie musiałam przeszukiwać całej torebki w poszukiwaniu kluczy. Wjechaliśmy na posesje, wyjęliśmy wszystkie torby z zakupami z auta i poszliśmy w stronę drzwi. Akurat tata z nich wychodził. 

- Dziecko, co ty kupiłaś?!  
- Tak jakby połowę sklepu. 
- Przez Ciebie zbankrutuję! - zaczął się śmiać.- Zostajecie w domu? 
- Tak, zostajemy. I te zakupy to wina Justina! To on mi wszystko doradzał i wybierał. 
- Dobra, dobra. Już się nie tłumacz. Kocham Cię córcia. 
- Też Cię kocham.
- Wrócę późno, więc macie cały dom dla siebie. 
- Okej. - Tata poszedł, a ja z Jussem weszliśmy do środka. 
- Że się tak zapytam, o czym rozmawiałaś  z tatą? - odparł Justin.- Zrozumiałem tylko, że się kochacie. 
- Ooo no to coś kumasz. Więc, tata powiedział, że wróci późno i trochę narzekał, że duże zakupy. 
- Taa, to są małe zakupy, uwierz na słowo. 
- No okej. Dobra. to chodźmy do mnie do pokoju, rozpakujemy rzeczy i wezmę się za obiad. 
- No okej. - poszliśmy w stronę mojego pokoju. Weszliśmy do mojej garderoby, wszystko ładnie poukładaliśmy na półkach. Trochę nam to zajęło, no ale trzeba było wykonać tę przykrą  czynność. W końcu skończyliśmy. Zeszliśmy do kuchni. 

- No to co mam ugotować? 
- A co potrafisz?
- Hmm.. może ugotuję Ci coś z polskich dań? Przybliżę Ci trochę moje pochodzenie. 
- Jestem jak najbardziej  na tak. 
- No to świetnie. 

Wzięłam się za robienie pomidorowej. Przez ten cały czas Justin patrzył się, co robię. Był tym tak  jakby zaczarowany. Widziałam w jego oczach, że interesował Go każdy ruch. Rozmawialiśmy o tym, jak mi się żyło w Polsce, czego mi tam brakowało i co chcę robić tu, w USA. Po godzinie, zupa była gotowa. Najpierw nałożyłam Jussowi, potem sobie. 

- Spróbuj i powiedz, czy Ci smakuję. 
Justin wziął łyżkę, najpierw pomieszał w zupie, potem spróbował. 
- I...? 
- I... TO JEST PYSZNE! Częściej będę przychodził do Ciebie na te polskie obiadki. Jaka to jest wgl zupa? 
- Widziałeś z czego ją robiłam? 
- No z pomidorów. 
- To jest właśnie pomidorowa. 
- A to ciekawe. 

Zjedliśmy zupę i poszliśmy do mnie na górę. Włączyłam radio i akurat leciało "somebody to love" . Jak to ja, zaczęłam śpiewać i wariować. Justin siedział na moim łóżku i patrzył się na mnie jak na idiotkę. Po 3 minutach piosenka się skończyła, a ja wróciłam do świata realnego. 

- Tak wiem zachowałam się jak idiotka. 
- Ojtam, prawdziwa Belieberka! 
- Ale tak przy Tobie... 
- Ej, to było słodkie! - podszedł do mnie i mnie przytulił. - Teraz wierzysz? 
- Tak, wierzę. - uśmiechnęłam się do niego. - Justin? 
- Słucham Cię. 
- To może dziwnie zabrzmieć, ale zaczynasz mi się podobać. 
- Too ja Ci się nie podobałem?! 
- Podobałeś, ale tylko z gazet. Teraz, gdy Cię poznaję zaczynasz mi się podobać taki jaki jesteś naprawdę. 

Przez chwilę popatrzał się w moje oczy. Jego oczy były pełne pasji i zrozumienia. Chwilę potem przytulił mnie jeszcze mocniej. Po chwili uniósł moją głowę ku górze. 

- Nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić. Czuję się za Ciebie odpowiedzialny. Od chwili, kiedy Cię poznałem zrozumiałem, że jesteś inna. Jesteś czuła, jesteś wyjątkowa, inteligentna i do tego piękna. Chyba się w Tobie zakochuję. - czułam, jak bije mu serce, gdy mówił mi to prosto w oczy. Nie mogłam już wytrzymać, to wszystko było dla mnie za wiele. Stanęłam na palcach, żebym mogła dosięgnąć jego ust i złożyłam na nich pocałunek. Były ciepłe i miękkie. Justin odwzajemnił mój czyn. Potem przytuliliśmy się i poszliśmy usiąść na łóżko. 

__________________________________________________
przepraszam za  maksymalne zaległości , ale nareszcie się zmotywowałam i napisałam! :* 

niedziela, 26 sierpnia 2012

No. 8

***

Byłam tak szalenie podekscytowana tym, że jadę do studia nagraniowego samego JB, że obudziłam się o 9 rano. Mimo tego, że spałam może z 7 godzin byłam cholernie wyspana. Po jakiś 20 minutach zdecydowałam się, że wstanę i zacznę doprowadzać się do stanu używalności. Najpierw podążyłam w stronę łazienki. Wzięłam chłodny prysznic i umyłam włosy. Potem umyłam zęby i poszłam do mojej wielkiej garderoby. Musiałam poszukać w niej czegoś wyjątkowego ale i wygodnego. Przecież nie pójdę byle jak ubrana do Biebera, nigdy w życiu! Przekopałam swoje ciuchy, ale wszystkie wydawały się już takie normalne, że nie widziałam w nich za grosz wyjątkowości. Zajrzałam w ubrania kupione przez tatę. No, tam znalazłam coś co mogłoby się nadawać na ten dzień. Założyłam miętowe rurki, do tego białe conversy i białą bluzkę z "Tom i Jerry". Bluzka wydawała mi się trochę absurdalna ze tego względu, że Beliebers nazwały jego przyrodzenie "Jerrym". Po ubraniu się rozczesałam włosy i pomalowałam się delikatnie. Drapnęłąm mojego iphone, którego dostałam od taty i poszłam na dół zjeść jakieś śniadanko. Gdy podeszłam do stołu zobaczyłam kartkę na której było napisane.
 
" Nigdzie nie wychodź z domu, ok. 12 przyjadę po Ciebie i pojedziemy razem do JB. Kocham cię.
PS : w lodówce masz tosty. Pomyślałem, że przed wyjściem z domu Ci je zrobię,
~ Tata "
W sumie, gdzie ja bym mogła wyjść , skoro nie znam nawet okolicy. Jedynie co znam to przejście z mojego pokoju do kuchni i z kuchni do drzwi wyjściowych. Podeszłam do lodówki, wyjęłam sok pomarańczowy i tosty. Zjadłam je, popiłam i poszłam do salonu. Włączyłam tv i przelatywałam po programach. W końcu wybiła dwunasta, a w domciu pojawił się nikt inny jak mój ojczulek.

- To jak skarbie, jedziemy?
- Jedziemy.
- Ooo, założyłaś rzeczy, które Ci kupiłem. 
- Owszem. Moje mi się znudziły. 
- To może po studiu pojedziemy na jakieś zakupy? Nakupujesz sobie jakiś nowych ubrań. Co ty na to? 
- Genialny pomysł, mam straszne braki w garderobie. 
- Też tak uważam. To co, gotowa? Tak na sto procent?
- Tak gotowa.

Wsiedliśmy do samochodu. Dzisiaj już jechałam na przednim siedzeniu. Nie minęło piętnaście minut i byliśmy już na miejscu. Ojczulek zaparkował i poszliśmy w stronę wejścia. Oczywiście jacyś paparazzi zawsze muszą się trafić. Cyknęli nam kilka zdjęć, nie wiem w sumie po co no ale mniejsza. Stanęłam z tatą przy jakiejś kobiecie, z którą prowadził zaciętą konwersację. Nagle ktoś za mną stanął.

- Buuu! - tylko tyle usłyszałam, bo podskoczyłam ze strachu.
- Jezus maria! - to akurat już powiedziałam w swoim ojczystym języku.
- Witaj śliczna. - tak, nikt inny jak Bieber mnie przestraszył. Podszedł bliżej mnie i dał mi buziaka w policzek.
- Cześć przystojniaku. Wiesz, że prze Ciebie kiedyś na zawał zejdę?!
- Oooj wiem. To co, idziesz ze mną, czy zostajesz i czekasz na tatę? 
- Idę.. Zaraz tu usnę.. rozumiem co 3 słowo, za szybko rozmawiają.
- Dobra, wiem, żeby szybko do Ciebie nie mówić. 
- Nie, ty akurat mówisz normalnie. Ciebie da się zrozumieć.
- Ooo no to dobrze. Wiesz, mam dla Ciebie pewną propozycję. 
- Jaką? Mam się bać? 
- No co ty. Po prostu słyszałem od Twojego ojczulka, że masz talent do śpiewania. Nie miałabyś ochoty zaśpiewać czegoś ze mną? -W tej chwili zaniemówiłam, bo takiej propozycji się nawet nie spodziewałam. Nawet o tym nie śniłam, że mogłabym zaśpiewać z samym JB. - Oczywiście jeśli piosenka będzie dobra, to wyląduje na płycie. Nie wiem czy Believe, ale kolejnej na sto procent. - Wtedy już wyrwał mnie z rozmyśleń.
- Nie wiem czy mam talent, nigdy nie śpiewałam przy nikim. Jedynie w domu pod prysznicem, czy na jakiś nockach u przyjaciółek ale to wszystko. 
- Dlatego Cię przesłucham ja, no prosze, nie daj się prosić. - zrobił słodkie oczka niczym kociak z Shreka.
- No dobra! ale, pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Jedziesz ze mną na zakupy! nie wiem co tu się nosi, więc pomożesz mi wybierać ciuchy. 
- No dobra, umowa stoi. 

Poszliśmy w stronę pokoju nagrań JB . 
_________________________________________
No to kolejny, chyba ostatni w te wakacje, nie wiem, może mi się coś zachce pisać jeszcze. Zobaczymy. :)

sobota, 11 sierpnia 2012

No.. 7

***

Gdy weszłam do domu tatulek jak zwykle zasypał mnie pytaniami w stylu: co robiliście, czego się o sobie dowiedzieliście, czy serio jest taki, jaki być powinien i tak dalej, i tak dalej. Szczerze mówiąc, to szlag mnie trafiał na miejscu, no ale cóż poradzę. Taki to już los dziewczyny, którą spotyka największe szczęście w życiu.

Gdy opowiedziałam mu już całą moją przejmującą historie dał mi święty spokój. Oczywiście, nadal nie wiedziałam, gdzie jest mój pokój.
- Tato, skoro już mogę iść do siebie, to może byś mi pokazał dokładniej, gdzie jest to „moje miejsce”.
- A no tak, zapomniałem,  że nadal trochę tu nie ogarniasz z tym wszystkim. Torbę już ci zaniosłem do pokoju, więc pozostało ci się tylko z niej wypakować. Chodź za mną, to zobaczysz ten swój „mały świat”.

Nie dyskutowałam już dłużej, bo sensu to nie miało. Grzecznie ruszyłam za tatą. Weszliśmy na piętro, które ciągło się chyba przez 8 metrów. Przeszliśmy obok jednego pokoju, drugiego pokoju, trzeciego pokoju. Przy czwartych drzwiach stanęliśmy.
- No to dotarliśmy do twojego pokoju. Także no, życzę miłego rozpakowywania się i dobrej nocy.
- A to ty już idziesz spać?- zapytałam z niedowierzaniem.
- Spać? Kochanie, czeka mnie jeszcze multum papierkowej roboty. Muszę się z tym wszystkim do jutra wyrobić. Wiesz, JB potrzebuje luksusów na nadchodzącą wielkimi krokami trasę.
- A tak a propo JB. To wiesz może kiedy wyda ten swój album?
- Nie mów mi, że go kupisz...
- No taki mam zamiar...
- Przecież znasz Go już osobiście. Z resztą, nie wiem czy powinienem ci to mówić, ale ci powiem. Jutro jedziesz ze mną do jego wytwórni płytowej. My będziemy sobie siedzieć, a JB nagrywać resztę piosenek.
- Tatoooo, wiesz jak ja Cię kocham?! Myślałam, że nic lepszego mnie już nie spotka, a tu proszę, jednak mnie spotyka!
- No dobra córuś, bo jutro o 13 musimy tam być. Nie wiem czy wstaniesz, skoro jest już prawie północ...
- Wstanę, wstanę... Spokojna Twoja głowa.

Tatulek poklepał mnie po plecach i odszedł. Stałam przed tymi drzwiami i nie wiedziałam, czy je otworzyć, czy może sprawdzić inne pokoje. W sumie, raz kozie śmierć. Chwyciłam za klamkę, przekręciłam w prawo. Zamek oddał dźwięk otwartych drzwi. Wzięłam głęboki wdech i pchnęłam lekko drzwi, aby się otworzyły. -Obchodzę się z tymi drzwiami i tym wejściem do pokoju jak w jakimś horrorze o zombie albo wampirach – pomyślałam. Dobra, wchodzę tam. Weszłam odważnie do pokoju. Na sam widok mnie zatkało. Fioletowe ściany, jasne panele, białe meble. Wielkie łoże małżeńskie z baldachimem nad głową. Duże okno z widokiem na LA, z dużym parapetem i śnieżnobiałymi firankami. Coś niesamowitego. Dziwił mnie tylko jeden fakt... W pokoju były jeszcze dwie pary drzwi. Jedne koło łóżka, drugie na ścianie naprzeciwko. Najpierw otworzyłam drzwi obok łóżka, za którymi kryła się wielka łazienka z wanną, prysznicem, wielkim lustrem i megaśną toaletką. Szybko wyszłam i podleciałam do kolejnych drzwi. Tam kryła się moja własna garderoba. Co mnie zdziwiło, była już ona zaopatrzona w jakieś ciuchy. - Taka zadbał o to, żebym miała jakieś trendy z LA- uśmiechnęłam się pod nosem. Walizkę miałam już w garderobie, co równało się z tym, że mogłam zacząć się już wypakowywać. Nie miałam na to ochoty, ale jeżeli nie zrobię tego teraz, to nie zrobię togo wcale. Całe szczęście wszystko miałam idealnie poukładane w walizce za sprawą mamusi. Wystarczyło, że odpowiednio każdą kupkę ubrań dam we właściwe miejsce. Bieliznę wpakowałam na hura w jakieś tam szufladki na dole. Drapłam pierwszą lepszą za dużą koszulkę, jakieś spodenki i poszłam do łazienki. O kąpałam się i weszłam do łóżka. Zasnęłam nawet nie wiem kiedy.
_____________________________________________
No i ryp, kolejny rozdzialik mamy. Trochę bardzo opisowy, no ale w kolejnym rozkręci się już akcja. Także no, czekajcie na nast. Dziękuję Wam wszystkim za to, że czytacie tego beznadziejnego bloga (taki jest moim zdaniem) no i czekam na komentarze, uwagi dotyczące mojego pisania :)
Byeee <3
Ps. Rozdział dla mojej kochanej Soni :* kocham Cię misiu! <3

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

No 6.

***

Zobaczyłam... Scoota. Czyli, managera JB. O mój boże, z tego wszystkiego zabrakło mi mowy w gębie... Stalam własnie naprzeciwko jednej z ważniejszych osobistości w świecie Justina. 
- Witaj Caroline. Stary, serio masz prześliczną córkę.- powiedział Scoot i podszedł do mnie, żeby uścisnąć mi dłoń na przywitanie. 
- A gdybyś zobaczył moja zonę.. Caroline odziedziczyła urodę zdecydowanie po niej. Carolcia, a może byś się nareszcie odezwała?- wtedy tata własnie uwolnił mnie od moich dziwnych myśli. 
- Dziękuję za takie komplementy. Tatooo.. mogę iść do kuchni zrobić sobie kanapkę? 
- Aaa.. To nie powiedziałeś jej jeszcze?- Po tych słowach Scoota zgłupiałam do reszty. O co mu chodziło z tymi słowami? Ojczulek spojrzał na niego dziwnym wzrokiem. 
- Skoro ty jej nie powiedziałeś, to ja muszę to najwyraźniej zrobić. Chodzi o to...
- Czekaj, niech to będzie dla niej kolejna niespodzianka! - wtrącił sie w zdanie kochany tatuś.
- No dobra.. To, chodźcie, jedziemy do niespodzianki.  

Wyszliśmy znowu przed dom. Wsiedliśmy do samochodu Scoota i pojechaliśmy. Szczerze, nie mam pojęcia gdzie mnie wieźli. Po jakiś 20 minutach jazdy Scoot zaparkował na parkingu. Tak, to była restauracja. Nareszcie coś zjem! Pomyślałam sobie w głowie. Weszliśmy do środka, była to bardzo gustowna i wyrafinowana restauracja. Jak widziałam, nikt pierwszy lepszy tam nie jadł. 

- Caroline, zamknij oczy. - Powiedział Scooter. Oczywiście posłuchałam go. Zaraz złapał mnie za rękę i prowadził za sobą. Nie szliśmy długo. 
- Teraz możesz otworzyć oczy. 

Otworzyłam je. Przed sobą zobaczyłam Justina. Justina z krwi i kości, a nie z kartonu albo na kartce papieru jak u mnie na ścianie albo przy ścianie w pokoju. Co jak co, ale to było dla mnie spore zaskoczenie. Myślałam, ze spotkam go tylko przelotem, jak będzie w domu u taty czy coś, a tu proszę.. Kolacja z Justinem. Co mnie jeszcze zaskoczyło, były tylko dwa nakrycia. 

- Witaj. - powiedział do mnie swoim aksamitnym głosem. 
- Czczczeeeee... - nie umiałam nic z siebie wykrztusić. 
- Dobra, to zrobimy to inaczej.. najpierw się do mnie przytulisz, możesz nawet pokrzyczeć, ale musisz mi powiedzieć swoje imię, bo inaczej do niczego nie dojdziemy.. 
Gdy Justin skończył mówić te zdanie rzuciłam mu się na szyje. Słyszałam tylko ciche chichotanie za moimi plecami. Scoot i mój tatulek mieli z tego cudowna zabawę.. Ale jakby byli na moim miejscu, nie śmialiby się! Po jakiejś minucie pościłam go ze swoich objęć. 
- O wiele lepiej... Jestem Caroline. - odrzekłam i jakby nigdy nic podałam mu rękę.
- No to możemy już Was zostawić samych... Rob, chodź w inne miejsce. - powiedział Scoot i zniknęli gdzieś za parawanem. My dalej staliśmy. Juss chwycił moja dłoń i przybliżył mnie do siebie. Delikatnie pocałował mnie w policzek. 
- Tak się witam z wyjątkowo pięknymi kobietami. - podszedł do stolika i odsunął mi krzesło. Gdy już usiadłam on powędrował na swoje miejsce. 
- Jesteś bardzo głodna? 
- Nie, już wcale nie jestem. - nie oszukiwałam go. Teraz mój brzuch wypełniały motyle. 
- No dobrze... wiec, porozmawiajmy. Powiedz mi coś o sobie. 
- Hmm.. No to jak mam na imię już wiesz. Przyleciałam tutaj z Polski, jestem Twoja fanka tak gdzieś od hmm.. 3 lat. Nigdy nie myślałam, ze moje sny przemienia się w realia. 
- Śniłem Ci się? - zapytał o to tak słodko i z takim uśmiechem, ze nie mogłam kłamać. 
- No jasne, chyba większości Beliebers się śniłeś. Ale nie śniłam tylko o spotkaniu Ciebie.. O czym śniłam, może się kiedyś przekonasz na własnej skórze. 
- Sugerujesz, ze te sny były hmm.. nie bardzo na miejscu? 
- Tak, zdecydowanie tak. Nie no kurcze, robisz to... 
- Ale, ze co? - Znowu się uśmiechnął tak, ze nie umiałam mu nie odpowiedzieć.
- Uśmiechasz sie, co strasznie mnie rozprasza.. Nawet nie przypuszczałam, ze ktoś może mieć tak piękny uśmiech jak ty. Kurde, ale ja ci słodzę Bieber... 
- Dajesz dajesz.. 
- Nie, bo staniesz się egoista... 
- Ehh, no dobra. Too, chcesz coś wiedzieć o mnie? 
- W sumie, wszystko wiem... Ale, może jest coś, czego nie wiem? 
- Przekonasz sie później... Trudno mi wytłumaczyć te cechy mojego charakteru, o których nic nie wiesz. 
- No dobrze. 
- Dlaczego ty sie tak na wszystko godzisz? Ledwo mnie poznałaś, a wszystko ci odpowiada. 
- Musisz mieć w sobie coś takiego, ze sie tak zgadzam.. Czyżby to była jedna z tych wielu cech, których nie potrafisz nazwać? 
- Bardzo realne. Wiesz co, dziwnie tak tutaj.. Może spacer po ogrodzie? 
- To tutaj jest coś takiego nawet?
- Jasne. chodź, to ci pokaże. 

Justin wstał z miejsca, podszedł do mnie, odsunął mi krzesło, żebym mogła wstać. Jaki z niego gentilmente. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy z lokalu. Chwile spacerowaliśmy, nawet dłuższa chwile. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim. Juss jest taki słodki. Kilka razy sie nawet do mnie przytulił. Widać, ze kocha sie przytulać do kogoś i kocha, jak ktoś przytula jego. Wiedziałam, ze to jest wyjątkowy chłopak, ale nie aż tak wyjątkowy. Z nikim i niczym nie mógł się równać. Po długim spacerze Justin odwiózł mnie do domu. 

- Dobranoc moja shawty. - powiedział i znowu pocałował mnie w policzek. 
- Dobranoc panie Bieber. 
- Kiedy sie spotkamy znowu? 
- Kiedy tylko chcesz, jestem tu tylko i wyłącznie z Twojego powodu. - teraz to ja pocałowałam jego. 

Wyszłam z samochodu, zamknęłam drzwi, pomachałam jeszcze Justinowi, wysłałam mu buziaka i weszłam do domu. 

___________________________________________
Takze no ten no.. nareszcie sie zmobilizowalam i napisalam kolejny rozdzial mojego jakze beznadziejnego opowiadania :) Tak czy inaczej, komentujcie, wytykajcie bledy i tak dalej. <3 
do kolejnego misiaki! dziekuje wszystkim tym, ktorzy czytaja tego bloga. To wiele dla mnie znaczy <3 
#muchlove 

czwartek, 12 lipca 2012

No. 5

* Świat Caroline * 

-Córciu, spakowałaś już wszystkie rzeczy? - wrzeszczała mama z dołu. 
-Tak mamuniu, wszystko spakowałam. Możemy już jechać na lotnisko. - odparłam zamykając walizkę na kłódkę zabezpieczająca. Na lotnisku pewnie będę musiała jeszcze raz wszystko wyjmować, ale trudno. Bagaż podreczny spakowany, mp3, telefon, słuchawki... Wszystko. Wszystko, co było mi potrzebne na kilka godzin lotu do mojego taty. Nie widziałam się z nim już 3 miesiące. Ale teraz zobaczę i jego, oraz spełni się równocześnie moje największe marzenie. Niewiarygodne, a jednak. W moim przypadku magia slow "never say never" zadziałała. A może to po prostu jakiś fart od Boga, ze mój tata wkręcił się w te branżę. Nie mam zielonego pojęcia. 

Zeszłam na dol z walizka. Mama zamykała ostatnie okna. Zanosiło się na spora burze. Ostatni raz podeszłam do mojego kota, pogłaskałam go i wyszłam do auta. Walizkę wrzuciłam do bagażnika. Za 20 minut mam być na lotnisku. Potem 2 godziny czekania. Te odprawy są straszne. No ale trzeba je przeżyć. Cale szczęście, ze już wcześniej miałam załatwioną vize. Bez tego nie poleciałabym do taty. Mama zamknęła drzwi od domu, wyjechałyśmy na lotnisko.

-Uważaj na siebie córciu, będę za tobą tęsknić!- powiedziała mama przez łzy.
-Ale mamuń, to tylko tydzień, wytrzymasz! Tez cie kocham.- powiedziałam i przytuliłam się do niej. Ostatni przytulas na tak długi czas. 
  Po dwugodzinnym czekaniu weszłam do samolotu. Szybka obgadanka co i jak w razie czego i lecimy. No to 10 godzin w samolocie. Mam nadzieje, ze nie padnie mi telefon ani mp3. 

*Po 10 godzinach* 

-Proszę zapiąć pasy, lądujemy.- usłyszałam w głośnikach głos stewardessy. Jeszcze pól godzinki i zobaczę tatę. Samolot powoli zniżał się do lądowania. W końcu wylądowaliśmy. Rozległy się oklaski w podzięce pilotowi za szczęśliwy lot. 

-Tato! 
-Caroline! 
Rzuciłam mu się na szyje. Myślałam, ze go nie poznam, ale nie zmienił się. Nadal jest taki sam. No dobra, ubiera się w droższe garnitury.. Ale widocznie tak w pracy trzeba. 

-Nawet sobie nie wyobrażasz tego jak mi brakowało tych twoich rzutów na mnie. Albo mi się wydaje, albo schudłaś. 
-Tato, ty zawsze byłeś świetnym bajkopisarzem. Własnie przytyłam. 
-Mnie się tak nie wydaje.
-To dlatego, ze dawno mnie nie miałeś na szyi haha. 
-Realne. 
-To, gdzie jedziemy teraz? 
-No oczywiście, ze do domu. Jesteś pewnie zmęczona po tak długim locie.
-Nie bardzo, spalam chyba z 8 godzin w samolocie. Ale, jestem mega głodna. 
-No to w domu ugotuje ci coś pysznego. akurat uzupełniłem zapasy w lodowce. 
-Świetnie!

Tata wziął moja walizkę i pojechaliśmy do domu. Gdy zobaczyłam to COŚ, otworzyłam z niedowierzania buzie. Tata widząc moja reakcje zaczął się śmiać. Dla mnie to nie był dom. Dla mnie to była villa! To, co mam w Polsce nie mogło się niczym równać z tym TU! 

-Ej no ojcze. Nie śmiej się ze swojej jedynej i ukochanej córki. Ty w villi mieszkasz, a nie w domu. 
-Może.. Dlatego chce, żebyś się z mama przeprowadziła tu, do mnie. Przekonuje Cie to miejsce? 
-Mnie... Jeszcze pytasz.. JASNE! Ja chce tu zostać.. 
-Przecież możesz. Mama najwyżej do Nas doleci. 
-Jeszcze z nią o tym porozmawiam.
-A tak wracając do niespodzianek, w domu czeka na Ciebie kolejna.- zahamowaliśmy przed brama. Tata wyszedł, otworzył ja jakimś przyciskiem i wjechaliśmy. Przy domu stal jakiś samochód. Wjechaliśmy do garażu. Ojczulek wyjął moja walizkę z auta i miał jakąś opaskę. 
-Skoro ma być niespodzianka, zakładaj to.- podarował mi czarna opaskę na oczy. 
-Teraz jestem twoja nawigacja. 

Tata przeprowadził mnie przez jakiś korytarz, potem skręciliśmy w prawo, potem w lewo. Nagle usłyszałam muzykę. Chyba trafialiśmy do celu. Byłam coraz bliżej muzyki. Nagle zatrzymaliśmy się.

- Kochanie, możesz ściągnąć opaskę. 

Sciaglam to coś z oczu i stanęłam jak wryta w ziemie. Zrobiłam minę zdziwionej pani. Nie mogłam w to uwierzyć! Zobaczyłam... 
_______________________________________
a co zobaczyła Caroline dowiecie sie w następnym rozdziane, niebawem! 
wracam po bardzo długiej przerwie z nowa energia i nowymi pomysłami. 
Licze na Wasze komentarze, uwagi i przede wszystkim wsparcie! 
much love <3 
rozdział dla Karaszkiewicz <3 Dziękuję ci misiu za takie słowa <3 

wtorek, 1 maja 2012

No. 4

***

Weszłam do jego domu i nagle zobaczyłam ... 

Zobaczyłam stół nakryty białym obrusem, zapalone świece, dwa kieliszki i wino. " no nie, znowu mam pic wino... " - pomyślałam. Ściągnęłam bluzę, powiesiłam ja na wieszaku . Weszłam do pokoju, w którym leżały przygotowane rzeczy.  Stanęłam nad nimi opierając się przy tym o oparcie krzesła. Nagle poczułam na swojej szyi ciepły oddech, a na biodrach czyjeś ręce. Wiedziałam, ze był to Harry. Odchyliłam lekko głowę do tylu, żeby mógł mnie pocałować.  Zawsze tak robiłam. Złożył jeden pocałunek, zaraz potem drugi. Rekami wodził po moich biodrach, brzuchu. Sprowokował mnie do tego, żebym odwróciła się w jego stronę. Nie chciałam, ale jednak zdecydowałam się, ze zrobię tak, jak chce. Swoje ręce przerzuciłam na jego szyje. On od razu przybliżył mnie do siebie. Spojrzałam w jego zielone oczy. Wiedziałam, czego chce. Delikatnie musnęłam jego  cieple usta. On odwzajemnił to. Potem już tylko się całowaliśmy. On jeździł po moich biodrach, po mojej pupie. Ja wplotłam dłonie w jego burze loków na głowie. Całował mnie zachłannie, jakby się bal, ze mu na to nie pozwolę. Co do tego, nie miał racji. Po pewnym czasie, przenieśliśmy się do jego pokoju. Wziął mnie na ręce. Nie miał jak zamknąć drzwi, wiec ja je popchnęłam noga. Delikatnie rzucił mnie na łózko. Gdy pochylił się nade mną, sciaglam z niego koszule. Potem poleciała reszta garderoby. W końcu to ja siadłam okrakiem na nim. On był w samych bokserkach. Harry zrobił to samo co ja z moimi ciuchami. 

- Chcesz tego? - zapytał.
- Tak chce! nie przeciągaj już dłużej noo! 

Ściągnęłam z niego bokserki. No i stało się. Własnie kochałam się z własnym chłopakiem, z którym jestem już od roku. Najpierw wchodził we mnie powoli, żeby mnie nie bolało, potem już nie patrzał na to, co robię. Ja zalałam się potem i wiłam się po łóżku jak jakiś waz. On coraz szybciej poruszał biodrami. Przez napady gorąca wymawiałam jego imię. W końcu nie mogłam wytrzymać i zaczęłam krzyczeć z rozkoszy. Harry również. Oboje doszliśmy. Zmęczeni opadliśmy na łóżko. Chwile poleżeliśmy, ale zdecydowałam przytulic się do mojego ukochanego. 

- Kocham cie. - wyszeptałam muz do ucha. 
- Tez cie kocham, nawet nie wiesz jak bardzo. 

Harry jeździł ręką po moim kręgosłupie, a ja odpłynęłam w krainę snów. 
________________
uhuuh ! to wyobraznia mi sie wlaczyla o.o 
do kolejnego :*