poniedziałek, 28 stycznia 2013

No. 22


***

*Oczami Caroline* 

Cały dzień spędziłam z Justinem. Dużo myślałam nad tym, co powiedział mi o ojcu. Ma rację, bo tak jest. Ojciec nigdy nie miał dla mnie wiele czasu, a przyleciałam do niego tylko dlatego, że po pierwsze, chciałam spełnić swoje marzenie, a po drugie, miałam nadzieję, że chociaż teraz wzmocnimy więzi pomiędzy nami. Pierwsza część? Spełnienie większe niż się spodziewałam.  Z tym drugim się myliłam. Nigdy nie ma go w domu, jak jest to wtedy, gdy śpię. W duchu cieszyłam się, że lada dzień ma przylecieć mama. Przynajmniej z nią będę mogła pogadać, kiedy nie będzie Justina. Zastanawiałam się również, jak zagospodarować sobie czas, kiedy go nie będzie. Tak na dobrą sprawę, za półtora tygodnia zaczyna się nowy rok szkolny. Może pochodziłabym po szkołach? Bieber może nie musi chodzić do szkoły, niestety ja muszę. Liczę na pomoc mamy pod tym względem. 

-Kochanie. - Justin wyrwał mnie z rozmyśleń. 
- Tak.
- Mam do Ciebie prośbę. 
- Jaką? 
- Proszę cię, zaglądaj niekiedy do mojej mamy. Oby dwie będziecie same, a po drugie, oby dwie będziecie miały wspólne tematy do rozmów. Jesteście kobietami i macie o czym rozmawiać.
- Dobrze, będę do niej zaglądać. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. 

Justin połozył swoje dłonie na moich policzkach. Spojrzał w moje oczy. Delikatnie przejechał kciukiem po moich ustach. W skutek tego znów się uśmiechnęłam. Bieber odwzajemnił uśmiech, zbliżył się do mnie na tyle, że czułam jego ciepły oddech na moich ustach. Niepewnie musnął moje wagi raz, drugi, trzeci. Pogłębiłam pocałunek. Wsunęłam swój język między jego ciepłe wargi. Chwilę po tym czułam już jego język ocierający się o mój. Wplotłam swoje ręce w jego włosy. Pocałunki były długie, dokładne i namiętne. Tak, jakby mój ukochany chciał zapamiętać je na długo. Nie dziwię mu się, bo również tego chciałam. Mieliśmy się nie widzieć przez dwa tygodnie, może dłużej. Nie wyobrażałam sobie dnia, a co dopiero tygodni bez niego. Nie chcieliśmy tego zakańczać, niestety zaczęło brakować nam tchu. Muszę przyznać, że miałam nierównomierny oddech, a bicie serca przekroczyło wszelkie granice możliwości. Znów patrzeliśmy sobie w oczy. 

- Nie wiem jak ja wytrzymam bez Ciebie tyle czasu - powiedział dalej patrząc w moje oczy. 
- Wytrzymamy. Wierzę w to. Będziemy codziennie rozmawiać przez telefon. 
- Jednak to nie to samo. Będę tęsknił za tym Twoim uśmiechem, który towarzyszy mi co dnia. 
- Masz przecież moje zdjęcie na tapecie w telefonie, wystarczy, że na nie spojrzysz. Od razu zobaczysz mój uśmiech. 
- Caro, ty na wszystko znajdziesz wytłumaczenie. Ale nie o to chodzi. 
- Wiem, chcesz mnie mieć przy sobie fizycznie... - przerwałam, po czym dodałam - Więc dlaczego nie mogę jechać z Tobą? 
- Znowu się zaczyna... - powiedział kładąc się na łóżku. - Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Jak wspominałem, wyjazd ze mną byłby bardzo wyczerpujący dla ciebie.
- Kłamiesz... 
- Nie. Mówię Ci jak jest. Kochanie... - przytulił się do mojego boku. 
- Jeżeli kłamiesz, będziesz miał przerypane Bieber, obiecuję Ci to! - powiedziałam, po czym wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę kuchni. 

Wieczorem Justin pojechał do domu spakować rzeczy na wyjazd. Za ten czas mogłam wziąć prysznic. Zrobiłam to. Strumienie gorącej wody płynęły po moim ciele. Czułam, jak z wodą spływają wszelakie emocje. Te złe, te dobre. Wszystkie. Kąpiel to dobry czas na zastanowienie się, co dalej robić. Zdecydowałam, że nie będę już wypytywać Justina o to, jaką sprawę ma załatwić, po prostu zrobię coś wbrew sobie i jemu. Kiedy wyszłam z łazienki, przebrałam się w koszulkę Justina, założyłam ciepłe skarpety i zeszłam do salonu. Włączyłam telewizor i przelatywałam programy. Jak zwykle, nic nie znalazłam, co by mnie conajmniej zaciekawiło. Wyłączyłam to pudło, rzuciłam pilotem na stół i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Wtedy w drzwiach pojawił się Justin ze swoją walizką. Szczerze myślałam, że będzie ona większa, ale nie było tak źle. 

- Co taka mała ta walizka? - zapytałam z sarkazmem wyczuwalnym w moim głosie na kilometr. 
- Po co mi więcej? Z resztą, mam jeszcze u Ciebie kilka rzeczy, które muszę spakować. 
- Myślałam, że zostawisz to u mnie, żebym ja miała w czym chodzić... 
- Caroline, o co ci chodzi do cholery jasnej. Jak chcesz, to mogę wyjść i spać u siebie. Mama by się nie obraziła! - powiedział poniesionym głosem. Miał rację, trochę przeginałam. 
- Przepraszam. - powiedziałam cicho. - Po prostu nie mogę się pogodzić z tym, że ojciec się mną nie interesuje, a osoba, która się interesuje zaraz wyjedzie i nie będę miała nikogo. - rozpłakałam się. Justin rzucił torbą, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. 

Potem poszliśmy na górę, Justin poszedł się odświeżyć. Wiedziałam, że zajmie mu to dużo czasu, więc skorzystałam z sytuacji i zajrzałam do jego walizki. Bluzki, spodnie, bokserki, buty... Miałam nadzieję, że znajdę tam coś jeszcze. Zajrzałam głębiej, poczułam coś niewielkiego. Wyciągałam i zobaczyłam, że to broń. Po co mu broń, nie miałam pojęcia. Usłyszałam, że woda przestała lecieć. Szybko odłożyłam rzecz na jej miejsce, ciuchy poukładałam tak, jak były i rzuciłam się na łóżko. Kiedy Bieber wyszedł z łazienki udawałam, że śpię. Położył się obok mnie, ucałował w czoło i wtulił w moje plecy. Chwilę po tym słyszałam jak zasypia. Jemu się udało szybko zasnąć, mnie niekoniecznie. Ciągle myślałam o tej broni, po co mu? Przecież Kenny raczej leci z nim, więc nie miał potrzeby, aby ją brać. Miliony pytań, na które brak odpowiedzi. W końcu udało mi się zasnąć. 

__________________________________________________
po co mu ta broń? Ano dowiecie się.
dziękuję za tyle wejść, dziękuję za miłe słowa i pochwały. No to co, do kolejnego! <3

środa, 23 stycznia 2013

No 21


***

Nie wiedziałem, czy mam poruszyć tę kwestię czy nie. Ten wieczór był tak idealny, że nie chciałem go niszczyć. Z jednej strony, muszę powiedzieć o tym Caroline. Prędzej czy później i tak się dowie. Całą drogę powrotną do domu nie odzywaliśmy się. Ja byłem zajęty patrzeniem na drogę, Caroline prawie usypiała. Kiedy zajechaliśmy pod jej dom, wyszedłem z auta. Podszedłem od strony mojej ukochanej i otworzyłem jej drzwi. Wyglądała niczym anioł, który spadł dla mnie z nieba. Była taka piękna, kiedy spała. Wziąłem ją na ręce, otworzyłem dom i zaniosłem ją do jej pokoju. Andrzeja nie było. W sumie, jak zwykle. W moich oczach tata Caro był pracoholikiem. Nigdy nie mogłem spotkać go w domu, albo żeby spędzał czas ze swoją córką. Była tu od dwóch miesięcy, a on może z nią spędził tydzień z tego. Byłem jej tu potrzebny jak nikt inny. Położyłem księżniczkę do łóżka, przykryłem ją kołdrą. Lekko musnąłem ustami jej czoło. Spojrzałem na nią ostatni raz i podążyłem w stronę drzwi.

- Justin, zostań ze mną, proszę.- powiedziała zaspanym głosem. Podniosła się na łokciach i spojrzała w moją stronę. - Proszę. - ponowiła swoją prośbę. Odsunąłem się od drzwi i podszedłem do łóżka. Przytuliłem ją.
- Zostanę. Śpij kochanie. - Caroline położyła się.

Rozebrałem się do bokserek i wskoczyłem do niej pod kołdrę. Przytuliłem ją do siebie. Kocham przytulać się do jej ciała. Jest taka drobna, delikatna. Taka kobieca. Przez pewien czas jeździłem dłonią po jej talii, myślałem jak rano wytłumaczę jej to, co muszę. - Kocham Cię. - szepnąłem i pocałowałem ją w szyję. Caroline uśmiechnęła się tylko lekko pod nosem. Po pewnym czasie odpłynąłem.

*Oczami Caroline*

Obudziłam się wtulona w tors Justina. Kocham tak zaczynać każdy swój dzień. Wieczór był magiczny. Najpiękniejszy w swoim rodzaju. Cicho westchnęłam na wspomnienie wczorajszego dnia. Justin najwyraźniej musiał to usłyszeć, bo zaraz poczułam jego rękę wędrującą ku mojej twarzy. Położył swoją dłoń na moim policzku. Odwróciłam się twarzą w jego stronę. Lekko gładził kciukiem mój policzek. Uwielbiam w nim te jego romantyczność. Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Nie musieliśmy mówić, że się kochamy. Czuliśmy to w każdym dotyku, każdym głębokim spojrzeniu w oczy. Magiczne, a jednak prawdziwe. Po chwili nasze usta połączyły się w pocałunku. Justina dłonie wędrowały po moich plecach, a moje dłonie czochrały jego włosy.

- Kochanie, musimy porozmawiać. - powiedział, kiedy się od siebie oderwaliśmy. W jego ustach brzmiało to tak stanowczo, że nie wiedziałam czego mam się po tym spodziewać.
- O czym? - zapytałam.
- Muszę wyjechać. - powiedział z żalem w głosie. Przez chwilę nic nie odpowiadałam. Nie wiedziałam nawet co mam powiedzieć. Zatkało mnie na samą myśl.
- Na ile? - powiedziałam smutnym głosem.
- Dwa tygodnie, góra trzy.
- Chcę jechać z Tobą. - powiedziałam stanowczo. Na tyle, że Justin zdążył zmienić wyraz swojej twarzy na trochę poddenerwowanego.
- Nie możesz jechać ze mną!

*Oczami Justina*

Wkurzyłem się. Kocham ją, ale teraz nie może ze mną jechać. To zbyt niebezpieczna akcja. Chociażby ze względu na osoby, z którymi będę. Nawet moja matka do końca nie wie o co w tym wszystkim chodzi. I niech tak póki co pozostanie. Usiadłem na łóżku. Caroline siedziała na mnie. Była chyba zawiedziona moją odpowiedzią na zadane przez nią pytanie. Tak czy siak, obiecałem, że nie puszczę pary z ust.

- Kochanie, zrozum. Nie jadę dawać koncertów. To nie ta sprawa. Jadę w interesach. - spojrzałem na nią. Jej wyraz twarzy jakby stał się bardziej spokojny. - Nie chcę cię narażać na złe samopoczucie. Jesteś kobietą, więc zasługujesz chociażby na to, żeby się porządnie wyspać. Gdybyś pojechała ze mną nie byłoby to szczególnie możliwe. - musiałem wymyślić jakieś kłamstwo na poczekaniu. Nie powiem jej, że to będzie niebezpieczne. Jeszcze bardziej chciałaby jechać tam ze mną. Nie uwolniłbym się od niej nawet na sekundę. Objąłem ją w pasie i przytuliłem do siebie.
- To nie zmienia faktu, że nie podoba mi się ten cały pomysł z wyjazdem.
- Naprawdę myślisz, że to ode mnie zależało? Powiedzieli, że mam przyjechać. Wiem tyle co ty. Całej reszty dowiem się dopiero na miejscu. Skarbie, mnie też nie jest łatwo zostawiać Cię tutaj samą.
- Przecież jest ojciec. - przypomniała mi.
- Tak jasne, wmawiaj sobie. Twój tata to pracoholik, nie oszukujmy się. Całymi dniami nie ma go w domu, a jeżeli jest to tylko przelotem. Caroline, spójrzmy prawdzie w oczy.
- Pracuje, bo kocha swój zawód. - odpowiedziała obrażona.
- Dziewczyno, musisz się jeszcze wiele nauczyć.- powiedziałem i wstałem z łóżka. - Idę do łazienki.

Poszedłem pod prysznic. Zawsze po takich rozmowach lubiłem się odprężyć. Strumień chłodniej wody oblał moje ciało. Przemyślałem wszystko jeszcze raz. Czy nie powiedziałem oby za dużo, czy wszystko uda mi się ukryć przed nią, Scootem i matką. Byłem dobrej myśli. Po piętnastu minutach prysznicu wyszedłem z kabiny, owinąłem się ręcznikiem, poczochrałem ręką włosy i wyszedłem z łazienki. Caroline nadal siedziała na łóżku. Kiedy usłyszała drzwi od łazienki zerknęła w moją stronę.

- Ale obiecaj, że będziesz codziennie dawał jakieś znaki życia. - spojrzała na mnie wzrokiem zabójcy.
- Obiecuję.-podszedłem i kucnąłem przy niej. - Będę codziennie dzwonił rano, aby powiedzieć Ci "dzień dobry moja księżniczko" i wieczorem, żeby powiedzieć "dobranoc kochanie, pamiętaj, że cię kocham". Wiesz doskonale, że nie wytrzymałbym nawet dnia bez Twojego głosu. - szeroko się do niej uśmiechnąłem. Caro odwzajemniła mój uśmiech.
- Kiedy jedziesz?
- Jutro.
- Zostań ze mną dzisiaj. Muszę się Tobą nacieszyć. - powiedziała i uśmiechnęła się cwaniacko.
- To ta noc ci nie wystarczyła? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Niestety nie.- uśmiechnęła się. - Idę się odświeżyć. - powiedziała, po czym wstała z łóżka i zniknęła za drzwiami łazienki.

W duchu cieszyłem się, że łyknęła moją przynętę. Póki co, nikt nie może dowiedzieć się prawdy.
_______________________________________
Co ten Justin może knuć? Haa ja wiem. :)
Dziękuję za komentarze, miłe słowa i wszystko. To daje niesamowitą motywację do dalszego działania. Przepraszam też, że tyle musieliście czekać na nowy. :*
do następnego!
+ komentarze mile widziane :*

poniedziałek, 14 stycznia 2013

No. 20

Nie odpowiadam za wyobraźnię, którą może uruchomić się po przeczytaniu owego rozdziału :)


***


Tak jak obiecałam tacie zadzwoniłam do mamy. Rozmawiałyśmy chyba dobrą godzinę. Tematy nam się nie kończyły, niestety mnie skończyły się fundusze na karcie. Była już szesnasta, więc zdecydowałam się na kąpiel przed spotkaniem z Justinem. Wykapałam się, rozczesałam włosy i związałam je w coś podobnego do koka. Tak na szybko, żeby nie przeszkadzały mi w innych czynnościach. Lekko przypudrowałam policzki oraz niedoskonałości, rzęsy idealnie wy tuszowałam  a usta uwydatniłam błyszczykiem. Owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki i udałam się do garderoby. Nie miałam pojęcia co założyć. Zdecydowałam się na białą koszulę z krótkim rękawkiem i falbankową spódniczkę w drobne kwiatki. Do tego założyłam białe conversy, wzięłam czarną marynarkę do dłoni i wyszłam z garderoby. Za dwadzieścia minut miał zjawić się Justin. Poczułam, że kiszki zaczynają grać mi marsza. Drapnęłam jeszcze maleńką torebkę, schowałam do niej klucze, telefon i portfel wraz ze wszystkimi dokumentami i zeszłam coś zjeść. Dzięki Bogu w lodówce znalazłam jakąś zupę w słoiku, wlałam pół jego zawartości do garnka. Podgrzałam i zjadłam z prędkością światła posiłek, który sobie przed chwilą przygotowałam. Gdy myłam miskę, po domu rozszedł się dźwięk dzwonka. Szybko chwyciłam torebkę wraz z marynarką i pobiegłam w stronę drzwi wyjściowych. Moim oczom ukazał się mój ukochany, który jak zwykle wyglądał oszałamiająco. Wyjęłam z torebki klucze, zamknęłam drzwi na zamki. Chciałam schować je do torebki, ale czując wzrok Justina na sobie spadły mi na ziemię. Oczywiście musiałam się po nie schylić. Kiedy to zrobiłam za swoimi plecami usłyszałam tylko gwizdanie. Odwróciłam się w jego stronę. Stał oparty o drzwi swojego samochodu.

- Mówiłem, żebyś ubrała się wyjątkowo, ale żeby od razu okazywać tą wyjątkowość?
- Justin, opanuj swoje hormony, bo widać, że buzują ci niesamowicie.
- Przepraszam kochanie, to jeden z objawów dojrzewania.
Podeszłam do niego, obdarowałam go całusem i wsiadłam do samochodu. Bieber po chwili znalazł się koło mnie, po stronie kierowcy.
- To gdzie jedziemy? - zapytałam. Miałam nadzieję, że coś mi powie.
- Najpierw do restauracji, a potem... - zamyślił się i uśmiechnął pod nosem. - Potem zobaczysz. Niespodzianka.

Lubiłam niespodzianki, ale to już robiło się denerwujące, że zawsze dowiadywałam się tylko tej pierwszej i chyba najmniej ważnej części całego jego planu. Dojechaliśmy do restauracji, zjedliśmy posiłek, który ledwo w siebie wcisnęłam po zjedzeniu w domu i znów udaliśmy się w kierunku samochodu.

*Oczami Justina*

Była już późna godzina. Zbliżał się zachód słońca w ciepły letni dzień na bezchmurnym niebie.Wybraliśmy się z Caroline nad wzgórza Hollywood'u. Widok był cudowny. Z owego miejsca było perfekcyjnie widać panoramę miasta, w którym się znajdowaliśmy. Zachód słońca w tym miejscu był najpiękniejszym zachodem, jaki można było sobie wyobrazić. Oczywiście żeby dodać trochę emocji zamieliłem oponami o lekko ubitą ziemie od razu przy wjeździe na miejsce. Nie obeszło się bez pisku i śmiechu Caroline. Włączyłem muzykę, po czym basy rozniosły się po całym aucie.
Zatrzymałem się, chciałem wyjąć kluczyki ze stacyjki lecz mnie powstrzymała. Złapała mnie za rękę i powiedziała, że lubi ten dźwięk. Trochę mnie to zdziwiło, jednak odgłos 8 cylindrowego silnika faktycznie powodował ciarki na ciele. Usiadłem z nią na ogromnej masce dodge’a. Uśmiechnąłem się do niej i objąłem w pasie.
- Lubię słyszeć jak on mruczy – powiedziała do mnie opierając głowę na moim ramieniu.
- Myślałem, że wolisz słuchać moich pomruków - uśmiechnąłem się cwaniacko.
Ona uśmiechnęła się do mnie i pocałowała mnie. Do zachodu było jeszcze trochę czasu. Rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się, piliśmy zimnego szampana. Było cudownie. Tak, jak zawsze z nią. Czułem jak bardzo ją kocham i nie potrafiłem sobie wyobrazić żadnej innej na jej miejscu.

Gdy słońce było już nisko na niebie, wygłupy przeszły na wyższy poziom. Doszły namiętne pocałunki, skromny dotyk. Położyłem ją na ciepłej masce samochodu. Ona przyciągnęła mnie do siebie i zapytała:
- Jesteśmy tu sami? - uśmiechnęła mi się w usta
-Tak, spokojnie nikt nie widzi, to miejsce polecił mi mój tata, jak był młody lubiał wyjeżdżać poza miasto, niekoniecznie z moją mamą.
Caroline w tej chwili uśmiechnęła się jeszcze bardziej promniennie. Widziałem w jej oczach iskierki szczęścia, które były zmieszane z nutką pożądliwości.
- Wiesz, mam na Ciebie ochotę. Nie mogę się powstrzymać jak na Ciebie patrzę.
- Sugerujesz coś ? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Hm… co powiesz na seks pod gołym niebem?
Spojrzałem na nią z lekko zdziwiony, na co ona odpowiedziała mi przesłodkim uśmiechem.
-Mówisz serio ?
- Tak, czemu nie? Kocham Cię, a żyje się tylko raz. Wiem, że z Tobą wszystko jest możliwe. Justin, nie ukrywaj. Też tego chcesz. Widzę to po Tobie. -
Co prawda to prawda. Nie potrafiłem przy niej ukrywać mojego podniecenia i tego, jak bardzo chcę połączyć się z nią w jedność. Ucałowałem i wtuliłem się w nią.
-To chyba znaczyło, że się zgadzasz? - uśmiechnęła mi się w usta
Nie odpowiedziałem, moją odpowiedzią był kolejny pocałunek.

Całowałem ją coraz namiętnej, jej dłonie jeździły po moich plecach. Całowałem ją powoli, czuć było jej gorące usta. Zjechałem niżej, po brodzie na szyje, za ucho i w dół. Ściągnęła mi koszulkę i dłońmi przejechała mi po mojej klacie i brzuchu. Zacząłem rozpinać jej koszulkę  nie przestając całować. Dotykałem ją po biodrach, szyi, ustach. Całowałem coraz niżej, jej koszula była rozpięta  leżała w samym staniku którego miałem zamiar się pozbyć. Powoli zacząłem ściągać jej ramiączka, usta miałem na jej piersiach. W końcu pozbyłem się jej górnych części garderoby. Zacząłem pieścić ustami i językiem jej   twardniejące sutki. Wycałowałem je dokładnie.  rękoma przyciągałem ją do siebie i Zjechałem niżej, czułem jak się prężyła i lekko wzdychała. Moje usta znalazły się na jej brzuchu, jej dłonie na moich włosach. Wyszeptała żebym nie przestawał.
Całując ją, zacząłem powoli ściągać jej spódniczkę. Całowałem ją po biodrach, brzuchu i podbrzuszu. Ona wzdychała coraz bardziej. Zębami obniżyłem jej majtki. -Hmm, lubię koronkową bieliznę – pomyślałem. Przyciągałem ją bardziej do siebie żeby obojgu było wygodniej. Zacząłem całować jej uda, pachwiny a dłońmi pieściłem jej piersi. Czułem charakterystyczny zapach damskich narządów płciowych i wilgoć. Ona nie wytrzymała i przekierowała mnie na jej czułe punkty, przejechałem tam językiem a ona głośno wciągła powietrze. Jeździłem językiem w górę i w dół, na najczulszym punkcie robiłem ruchy okrężne. Jedną dłonią zacząłem ugniatać jej podbrzusze, druga pieściła piersi. Zjechałem językiem w dół i wszedłem w nią, zamykając do tego usta. Ona głośno jęknęła i powiedziała.
-Justin… Błagam Cię nie każ mi dłużej czekać.
Przyciągnęła mnie do siebie, i zaczęła całować. Nie przeszkadzała jej wilgoć na moich ustach. Jej dłoń powędrowała do moich spodni. Zaczęła mi je rozpinać, aż w końcu miałem je na wysokości kostek. Złapała mnie za przyrodzenie, poczułem dreszcze na ciele. Przyciągnęła mnie do siebie. Mój twardy przyjaciel ocierał się o jej wilgotną pochwę  Było cudowne uczucie. Aż w końcu złapała mnie za biodra i je przyciągnęła. Wszedłem w nią, ona głośno jęknęła, a ja gwałtownie wciągnąłem powietrze. Złapałem ją za pośladki i przyciągałem do siebie. Najpierw powoli nabieraliśmy tępa. Leżała na ciepłej masce samochodu, oplatając mnie nogami, ja się oparłem o nią, nie przestając jej całować. Pomruki silnika i jęki Caroline powodowały u mnie raj na ziemi. Ona wyszeptała, że zaczyna dochodzić. Ja też czułem jak nasienie napływa mi do członka. Nagle, ona mocno się wygięła, wbiła mi paznokcie w plecy i zaczęła jęczeć. Spowodowało to u mnie jeszcze większe podniecenie. Zaczęła krzyczeć i jęczeć. Ja osiągając najszybsze tępo coraz głośniej i szybciej oddychałem. Poczułem jak osiągam najwyższy punkt podniecenia i głośno jęknąłem. Doszliśmy. Leżałem na niej i całowałem ją, czułem jej skurcze.

- Caroline, kocham Cie…
Caroline wzdychając pocałowała mnie.
Zachód słońca się skończył a my postanowiliśmy się ubrać. Leżeliśmy jeszcze długo na masce rozmawiając o tym co się stało i innych różnych rzeczach. Nie zauważyliśmy, że samochód zgasł. Pocałowałem ją i powiedziałem.
- Kochanie już późno czas jechać.
Uśmiechnęła się i wsiadła do samochodu.
Otworzyłem drzwi, przekręciłem kluczyk i usłyszałem duszenie się silnika.
-KURWA MAĆ!
-Justin o co chodzi?
-Kurwa akumulator padł !
Caroline głośno się zaśmiała, spojrzała na mnie i powiedziała:
- No to trochę tu posiedzimy.
Po czym usiadła na mnie i namiętnie pocałowała. W takiej pozycji spędziliśmy jeszcze ponad 4 godziny. Nie chciało nam się spać. Mieliśmy siebie, a to było dla nas teraz najważniejsze. Bawiłem się włosami Caroline, a ona moimi. Od czasu do czasu całowaliśmy się. Dla mnie mogłoby to nie mieć końca.

______________________________________________
Rozdział napisany z OGROMNĄ pomocą Doda. Jest współautorem i głównym pomysłodawcą rozdziału :) Szczerze? Lepiej nie potrafiłabym opisać tego wszystkiego od strony mężczyzny. Wszelakie skargi i zażalenia proszę kierować w jego stronę! :) No, pochwały w sumie też. ;)
No to, czekajcie na nowy! :*
PS. : komentarze mile widziane :*

niedziela, 6 stycznia 2013

No. 19


***

Nie wiem jak i skąd się tu wzięłam... Szłam przez ciemną, leśną ścieżką. Gdzieniegdzie przez szpary w liściach drzew przedostawał się blask księżyca, który był tej nocy w pełni. Nie miałam pojęcia gdzie idę. Szłam prosto przed siebie. Co jakiś czas potykałam się o korzenie drzew lub kamienie leżące bezwładnie na ziemi. Zastanawiałam się, dlaczego jestem akurat w tym miejscu, o tej porze. Szłam zamyślona, byłam we własnym świecie, w którym widziałam siebie, dwójkę dzieci i ich tatusia. Przystojnego tatusia o czekoladowo-brązowych tęczówkach, cudownych malinowych ustach i onieśmielającym uśmiechu. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie krzyk. Brzmiał on, jak krzyk mężczyzny, który niesamowicie cierpiał. Przyspieszyłam kroku, chciałam jak najszybciej dojść do miejsca, skąd dochodził krzyk. Zboczyłam ze ścieżki i szłam na ukos, przez krzaki owoców leśnych. Światło księżyca coraz lepiej oświetlało mi drogę, dzięki czemu nie potykałam się tak często. Wiem, że szłam pod niewielką górkę. W końcu doszłam. Byłam może pięć metrów od miejsca, w którym stało kilka drzew, a przy jednym z nim leżało ciało. Z klatki piersowej coś wystawało. Bałam się podejść, lecz serce kierowało mnie w stronę umarłego. Niepewnie podeszłam i zobaczyłam pełno krwi. Była ona na korze drzewa, przy zmarłym oraz na rękach zmarłego. Głowę miał skierowaną w odwrotną stronę od kierunku, w jakim stałam. Obeszłam ciało, aby spojrzeć na twarz. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie widziałam. 
- Justin, nie! - krzyczałam na całą okolicę. Natychmiastowo do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłam ich powstrzymać widząc mojego ukochanego. - Boże, to nie może być prawda! - krzyczałam. Nagle poczułam na swoich barkach kogoś dłonie. Gdy się odwróciłam, uderzyłam się w głowę. Na chwilę straciłam poczucie czasu. Po chwili otworzyłam oczy i ujrzałam przestraszonego Justina. 
- Boże święty, Caroline nic ci nie jest? - zapytał przestraszony. Nie chciałam nic mówić. Wtuliłam się w niego, aby poczuć jego ciepło, aby poczuć jego fizyczną bliskość. - Carr, słońce, to tylko zły sen. Jestem tu i nie pozwolę, aby stała Ci się krzywda - przytulił mnie mocniej do siebie i zaczął głaskać po głowie. Dzięki Bogu, że był to tylko sen. Oby tylko nigdy nie zamienił się w realia. - Co Ci się takiego śniło? - zapytał szeptem. 
- To było naprawdę straszne. Nie chce nawet tego mówić. Nie chcę o tym pamiętać. Justin, kocham Cię i nie chcę Cię nigdy, prze nigdy stracić. Nie zniosę tego. - przytuliłam się do niego mocniej. Bieber odwzajemnił to. Położył mnie na sobie, przykrył kołdrą i lekko kołysząc zaczął mi śpiewać "let me tell a story, about girl and boy". Strasznie go potrzebowałam. Chwilę potem, znów zasnęłam. 

Rano obudziłam się dosyć wcześnie. Justin jeszcze słodko spał. Wstając z łóżka nie chciałam go obudzić. Lekko ześlizg łam się z łóżka na dywan. Justin tylko powiercił się, ale chwilkę po tym znów słyszałam, że śpi. Po cichutku udałam się do łazienki, aby doprowadzić się do stanu człowieczeństwa. Wzięłam prysznic, umyłam włosy, potem zęby, ubrałam się, zrobiłam lekki makijaż i wyszłam z łazienki. Spojrzałam na zegarek, była dziesiąta trzydzieści, a Bieber dalej spał jak suseł. - Nie, tak nie może być - pomyślałam. Nabrałam rozpędu i wskoczyłam na Justina. On zdezorientowany szybko się pobudził. 
- Bieber wstawaj! Prawie jedenasta a ty dalej śpisz?! Co to ma być! Gdzie śniadanie dla swojej księżniczki? - darłam się na cały pokój. Justin nakrył się tylko poduszką. Nie wiem po co to zrobił, skoro zaraz i tak nie miał jej na twarzy. - Bieber ruszaj ten swój seksowny tyłek z tego wygodnego łóżka! - zaczęłam po nim skakać. 
- Ej mała, na skakanie to poczekaj do wieczoru. - zaśmiał się. Natychmiastowo z niego zeszłam i dałam mu tym do zrozumienia, że przesadził ze swoimi słowami. Stanęłam plecami do niego. Słyszałam tylko, jak kołdra spada z łóżka, a on razem z nią. Słyszałam, że idzie w moim kierunku. Nagle na plecach poczułam ciepły oddech, a na brzuchu jego dłonie. - Kochanie, nie obrażaj się, proszę. Nie chciałem. Wieczorem Ci to wynagrodzę, obiecuję. Teraz daj mi chwilkę, doprowadzę się do stanu używalności i odwiozę cię do domu. - powiedział, podarował całusa w policzek i odszedł do łazienki. Zrozumiałam, że  dzisiaj jest mój dzień na robienie śniadania. Zeszłam na dół. W kuchni siedziała Pattie i przeglądała poradnik "perfekcyjnej pani domu". 
- Dzień dobry Pattie. - przywitałam się z rodzicielką mojego skarba. 
- Dzień dobry, już wstaliście? - zapytała z niedowierzaniem. 
- Tak, za wcześnie? 
- Jak na Justina, to tak. On z reguły śpi do dwunastej. 
- Ja mu na to nie pozwalam, ze mną nie ma łatwo. 
- Bardzo dobrze, jesteś kobietą i sobie nie pozwolisz. - zaśmiałyśmy się obydwie. - Śniadanie jest w jadalni. Jeżeli wolicie zjeść w kuchni, to przeniosę Wam.- Pattie miała zamiar podnosić się z krzesła. 
- Nie, ja już przeniosę, siedź spokojnie. - zatrzymałam ją. Poszłam do jadali, wzięłam talerz pełen kanapek i przyniosłam do kuchni. Położyłam je na stole, włączyłam wodę na herbatę i chwilkę siedziałyśmy w ciszy. Razem z Justinem zjedliśmy śniadanie, porozmawiałam jeszcze chwilę z jego mamą. Bieber podwiózł mnie do domu, a sam pojechał do studia. O dwunastej w południe byłam u siebie. Czyżby kolejny nudny dzień w domu w moim wykonaniu? No cóż, wiedziałam na co się pisze, będąc w związku z kimś sławnym. Umówiliśmy sie, że ma po mnie przyjechać około siedemnastej. Usłyszałam tylko polecenie "ubierz się jakoś wyjątkowo" , dostałam całusa i pojechał. W domu szczególnie się nie nudziłam. Tata zapowiedział się, że przyjedzie w porę obiadową, więc ugotowałam coś specjalnego dla niego. Zdecydowałam się na barszcz czerwony i pierogi z kapustą i grzybami. Nie mam pojęcia skąd tata miał w spiżarni buraki, ale wolałam nie wnikać. Wszystko ładnie posprzątałam w kuchni po zrobionym posiłku i zaczęłam nakładać jedzenie na talerze. Do kuchni wszedł tata. 

- Dzień dobry słońce.- przywitał się - Co tak pięknie pachnie? 
- Witaj tato. Zrobiłam barszcz i pierogi. 
- Twoja mama naprawdę wychowała Cię doskonale. - powiedział i zaczął pałaszować pierogi, które co chwilkę popijał barszczem. - A właśnie, mama za miesiąc do nas przylatuję. Zostanie już z nami na stałę. 
- Ale świetnie! - pisnęłam z radości. - Jak się za nią stęskniłam! 
- Nie ty jedna kochanie. Wiesz, nie mam z kim spać... - spojrzeliśmy na siebie znacząco i wybuchnęliśmy śmiechem. 
- No tak, te prezerwatywy się same nie wykorzystają... 
- Caroline! Przestań! Jestem mężczyzną i mam swoje potrzeby. Z resztą, wiesz o tym lepiej ode mnie... - poczułam jak zaczynam się czerwienić. - Ej młoda, zdradzasz swoje myśli w taki sposób. 
- Dobra tato, koniec tematu. Ja zjadłam, idę do siebie, zadzwonię do mamy może i wieczorem wychodzę z Justinem. - rzuciłam szybko, żeby nie widział jak dalej się czerwienię. 
- Ale wróć przed 3 nad ranem, dobra? - rzucił z uśmiechem.
- Spoko, wrócę..
- Jeszcze pogadam sobie z nim jak pojadę tam do niego i Scoota... 
- Tato, nie narób mi obciachu, błagam! 
- Nie narobię, spokojnie...
- Mam nadzieję - rzuciłam sucho i zniknęłam za ścianą. Poszłam do swojego pokoju, chwyciłam książkę, którą wczoraj czytałam, odnalazłam fragment, na którym skończyłam i pochłonęło mnie czytanie.  
_____________________________________________________________________
kolejny dla Was kochani . Dziekuję, że jesteście ze mną. :* 
Czekajcie na nowy, bo ten będzie naprawdę wyjątkowy. :)
zdradzę Wam, że bez pomocy mojego przyjaciela kolejny rozdział by nie powstał. :) 

środa, 2 stycznia 2013

no. 18


*** 

Gdy dojechaliśmy do rezydencji, mama Justina stała w drzwiach i czekała na nas. Wysiedliśmy z samochodu, mój ukochany chwycił mnie za rękę i poszliśmy w kierunku Pattie. Gdy do niej podeszliśmy Justin uśmiechnął się i dał jej całusa na przywitanie. Muszę przyznać, że takie małe gesty w jego wykonaniu w stosunku do własnej rodzicielki wyglądają naprawdę uroczo.

 - Cześć mamo - przywitał się. - To jest Caroline, Caroline to jest moja mama, Pattie. 
- Dzień dobry - powiedziałam i szeroko się do niej uśmiechnęłam. 
- Witaj Caroline. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Już wiem po kim Justin odziedziczył swój piękny szeroki uśmiech. - Słyszałam o Tobie same dobre rzeczy. 
- Mamo, jestem głodny... - przerwał jej Bieber. Oby dwie lekko się zaśmiałyśmy. 
- Wchodźcie. - weszliśmy do kuchni, w której niesamowicie pachniało. Pattie przygotowała cudowną kolację. Jedząc śmialiśmy się i żartowaliśmy. Po zjedzonej uczcie Justin poszedł do siebie na górę się odświeżyć, a ja wraz z Pattie zostałyśmy na dole. Pattie opowiadała mi jak to było, gdy ona była w naszym wieku. Co prawda, mając osiemnaście lat już urodziła swojego niesamowitego syna, ale przed tym wiele się w jej życiu działa. Nie pomyślałabym nawet, że ta cudowna kobieta mogła być gwałcona, mogła zażywać narkotyki. Chyba najbardziej z tego powodu jej marzenia legły w gruzach. Ale ona nie poddała się, urodziła Justina i wychowała go najlepiej jak się dało. Nie powiem, dało mi to sporo do myślenia. Nie chciałabym w jej wieku być już matką. Nie czuję takiej potrzeby, ani niczego takiego. Potem mama mojego ukochanego opowiadała mi, jaki to Justin nie był w dzieciństwie. 
- Mamo, błagam... powiedz, że nie powiedziałaś niczego głupiego... - spojrzał Justin na mamę błagalnym wzrokiem, od razu po wejściu do salonu. Zszedł w samych bokserkach, przez co na chwilę oderwałam się od tego świata. Nie może on tak strasznie na mnie działać. Przez niego kiedyś naprawdę wpakuję sie w jakieś kłopoty zdrowotne. 
- Nie martw się kochanie, nic złego nie opowiedziałam. 
- Dziękuję. Caroline, idziemy do mnie? - Justin wyrwał mnie z krainy marzeń. 
- Tak, tak... - powiedziałam wyrywając się. - Dziękuję pani za kolację i za rozmowę. 
- Jaka pani, mów mi po imieniu, nie jestem aż taka stara! - zaśmiała się. - Ja też dziękuję. To bawcie się dobrze, ale spokojnie tam na górze. Nie chcę nieoczekiwanie zostać babcią... 
- Mamoo... - przeciągnął Justin. - Ani mi o tym nie mów, dobra? Nic niestosownego robić nie będziemy, gwarantuję Ci to. - Justin objął mnie ramieniem i poszliśmy w kierunku jego pokoju. 

Gdy weszliśmy, zamknął je na klucz. Spojrzałam na niego a on tylko się uśmiechnął. Podszedł do mnie, objął w pasie, zbliżył swoje usta to moich i delikatnie musnął moje wargi. Odwzajemniłam to. Kilka takich pocałunków przeszło w coś poważniejszego. Justin lekko swoim językiem rozchylił moje usta. Chwilę po tym poczułam jak nasze języki się stykają. Całował mnie delikatnie i czule. Tak, jakby robił to pierwszy raz i bał się mojej odpowiedzi na zadane przez niego pytanie. Po pewnej chwili z wielką niechęcią oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Bieber chwycił moją rękę i poszliśmy na jego łóżko. Rzucił mną na łóżko, a sam rzucił się na mnie. Podniósł moją koszulkę do góry i zaczął mnie łaskotać po brzuchu. Śmiałam się tak głośno, że sąsiedzi na sto procent słyszeli moje piski. Próbowałam się wyrwać od niego, ale moje próby poszły na marne. Gdy chciałam się wyrwać Justin łaskotał mnie jeszcze bardziej. 

- Idioto zostaw mnie! - krzyczałam i za chwilę znów zaniosłam się śmiechem. 
- Jak ty mnie nazwałaś? 
- Idiota! 
- Cofnij to, albo będziesz miała jeszcze gorzej niż masz. - Justin znów zaczął mnie łaskotać, a ja znowu zaczęłam piszczeć. 
- Dobra, cofam to! - Justin dzięki Bogu przestał mnie łaskotać, zszedł ze mnie, a ja zaczęłam wyrównywać mój oddech. 
- Zostajesz u mnie na noc? - zapytał uśmiechając się i kładąc swoją dłoń na moim brzuchu. 
- Nie moge, tata znów sobie coś pomyśleć może... 
- Nie pomyśli, wróci późno, wcześnie wyjdzie do pracy, nawet się nie zorientuję, że Cię nie ma. 
- Chciałabym, ale naprawdę nie mogę. - odwróciłam się w jego stronę. 
- Ale ja bez Ciebie nie usnę. - zrobił smutną minę. Wyglądał przy tym jak piesek, który jest zawiedziony, bo nie dostał swojej ulubionej kości na śniadanie. Zaśmiałam się pod nosem. 
- Ja bez Ciebie też nie zasnę, ale damy jakoś radę. Zawsze możemy całą noc rozmawiać przez telefon. 
- Ale to nie jest to samo. - w głowie przemyślałam to, co powiedział. Miał w stu procentach rację. Jesteśmy od siebie uzależnieni. W sumie, tata wróci późno i z samego rana pojedzie znów do pracy, faktycznie ten plan mógłby się udać. Zawsze mogę powiedzieć, że byliśmy na kolacji i Justin wypił trochę, a po alkoholu nie chciał prowadzić. 
- Jeżeli mi obiecasz, że rano odwieziesz mnie do domu, to zostanę. - powiedziałam stanowczo i z powagą na twarzy. Justin na te słowa automatycznie się uśmiechnął. nie potrafił kryć tego, jak bardzo się ucieszył z mojej decyzji. 
- Oczywiście proszę pani. Będzie tak jak chcesz. - usiadł na łóżku i przytulił się do mnie. - Kocham Cię. 
- Ja Ciebie też, wariacie.. A Twoja mama? Nie będzie miała nic przeciwko? - spojrzałam na niego. 
- Spokojnie, ona wie, że nic nie będziemy robić. Nie ma nic przeciwko temu. 
- Tyle dobrze... 

Wzięłam prysznic, ubrałam na siebie koszulkę Justina i położyłam się w jego wygodnym, wielkim łóżku. Justin wrócił z popcornem i colą w ręce. Obejrzeliśmy jakiś film, porozmawialiśmy chwilę i nie wiem kiedy Morfeusz wciągnął mnie do swojej krainy pełnej rzeczy, które w życiu się nie wydarzą. 

_____________________________________
kolejny mamy. :) 
dziękuję za dobre słowa i wszystko,. kocham ♥