sobota, 17 listopada 2012

No. 9

W pokoju nagrań oczywiście nie obyło się bez dziwacznych zabaw, głupawek podczas nagrywania. Musiałam Go rozśmieszać, inaczej nie byłabym sobą. Robiłam głupie miny, śpiewałam do jego szczoteczki do zębów, zakładałam jego fullcapa, okulary i udawałam jego. No różne, prze różniste rzeczy. Potem, tak jak Justin mi obiecał, poszedł ze mną na zakupy. Powybierał mi trochę ciuchów i poszłam do przymierzalni. 

- Caroline, pokarz się! 
- No już idę! - krzyknęłam z przymierzalni. Ubrałam białą bokserkę z ćwiekami, krótkie spodenki i chustkę. Wyszłam tak ubrana, żeby pokazać się temu niecierpliwemu człowiekowi. 
- I jak? może być? - zapytałam.
- No... obróć się - posłusznie zrobiłam to, o co mnie poprosił - te spodenki świetnie na Tobie leżą, bluzka też. Tylko brakuję ci vansów albo supr. Ale to kupimy później. 
- Czyli, to bierzemy? 
- A ty podobasz się sobie w tym? Wygodnie ci i tak dalej? 
- Owszem, wygodnie i fajnie nawet wyglądam. 
- No to mykaj dalej się przebierać. 

Zniknęłam za drzwiami przebieralni. W reszcie ciuchów też się pokazałam. Wyszło na to, że kupiłam wszystkie ciuchy jakie wybrał dla mnie. Boże, moje największe zakupy. Myślę, że wystarczy mi kasy na to wszystko. Juss pomógł mi donieść ciuchy do kasy, bo było ich serio baaardzo dużo. Może przegięłam? Nie wiem. Wszystko było genialne. Trzeba przyznać, ten chłopak ma gust co do siebie i do dziewczyn. 

- 368,76$ poproszę. 
- Już płacę. - wyjęłam portfel z torebki i już miałam zamiar płacić. Justin mnie wyprzedził.- Justin, co ty robisz? 
- Płacę za Ciebie? Nie będziesz wydawała takiej sumy. 
- Ale to moje zakupy, wiedziałam co biorę i byłam przyszykowana na taką sumę. 
- Nie gadaj, tylko bierz te torby. Proszę cię, daj spokój. To tylko zakupy, ja od tego nie zbiednieję, a za to będę szczęśliwy z powodu, że mogłem wydać na Ciebie te pieniądze. 
- Dobrze, niech Ci będzie. Ale, za to zapraszam cię do mnie na obiad. 
- Umowa stoi. To teraz jedziemy do Ciebie? 
- No możemy. 
- Dziękuję i życzę miłego dnia, panie Bieber. - powiedziała ekspedientka po czym odeszliśmy od kasy i udaliśmy się na parking. Zapakowaliśmy torby i pojechaliśmy do mnie. 

Gdy dojechaliśmy, tata był w domu. Dzięki bogu nie musiałam przeszukiwać całej torebki w poszukiwaniu kluczy. Wjechaliśmy na posesje, wyjęliśmy wszystkie torby z zakupami z auta i poszliśmy w stronę drzwi. Akurat tata z nich wychodził. 

- Dziecko, co ty kupiłaś?!  
- Tak jakby połowę sklepu. 
- Przez Ciebie zbankrutuję! - zaczął się śmiać.- Zostajecie w domu? 
- Tak, zostajemy. I te zakupy to wina Justina! To on mi wszystko doradzał i wybierał. 
- Dobra, dobra. Już się nie tłumacz. Kocham Cię córcia. 
- Też Cię kocham.
- Wrócę późno, więc macie cały dom dla siebie. 
- Okej. - Tata poszedł, a ja z Jussem weszliśmy do środka. 
- Że się tak zapytam, o czym rozmawiałaś  z tatą? - odparł Justin.- Zrozumiałem tylko, że się kochacie. 
- Ooo no to coś kumasz. Więc, tata powiedział, że wróci późno i trochę narzekał, że duże zakupy. 
- Taa, to są małe zakupy, uwierz na słowo. 
- No okej. Dobra. to chodźmy do mnie do pokoju, rozpakujemy rzeczy i wezmę się za obiad. 
- No okej. - poszliśmy w stronę mojego pokoju. Weszliśmy do mojej garderoby, wszystko ładnie poukładaliśmy na półkach. Trochę nam to zajęło, no ale trzeba było wykonać tę przykrą  czynność. W końcu skończyliśmy. Zeszliśmy do kuchni. 

- No to co mam ugotować? 
- A co potrafisz?
- Hmm.. może ugotuję Ci coś z polskich dań? Przybliżę Ci trochę moje pochodzenie. 
- Jestem jak najbardziej  na tak. 
- No to świetnie. 

Wzięłam się za robienie pomidorowej. Przez ten cały czas Justin patrzył się, co robię. Był tym tak  jakby zaczarowany. Widziałam w jego oczach, że interesował Go każdy ruch. Rozmawialiśmy o tym, jak mi się żyło w Polsce, czego mi tam brakowało i co chcę robić tu, w USA. Po godzinie, zupa była gotowa. Najpierw nałożyłam Jussowi, potem sobie. 

- Spróbuj i powiedz, czy Ci smakuję. 
Justin wziął łyżkę, najpierw pomieszał w zupie, potem spróbował. 
- I...? 
- I... TO JEST PYSZNE! Częściej będę przychodził do Ciebie na te polskie obiadki. Jaka to jest wgl zupa? 
- Widziałeś z czego ją robiłam? 
- No z pomidorów. 
- To jest właśnie pomidorowa. 
- A to ciekawe. 

Zjedliśmy zupę i poszliśmy do mnie na górę. Włączyłam radio i akurat leciało "somebody to love" . Jak to ja, zaczęłam śpiewać i wariować. Justin siedział na moim łóżku i patrzył się na mnie jak na idiotkę. Po 3 minutach piosenka się skończyła, a ja wróciłam do świata realnego. 

- Tak wiem zachowałam się jak idiotka. 
- Ojtam, prawdziwa Belieberka! 
- Ale tak przy Tobie... 
- Ej, to było słodkie! - podszedł do mnie i mnie przytulił. - Teraz wierzysz? 
- Tak, wierzę. - uśmiechnęłam się do niego. - Justin? 
- Słucham Cię. 
- To może dziwnie zabrzmieć, ale zaczynasz mi się podobać. 
- Too ja Ci się nie podobałem?! 
- Podobałeś, ale tylko z gazet. Teraz, gdy Cię poznaję zaczynasz mi się podobać taki jaki jesteś naprawdę. 

Przez chwilę popatrzał się w moje oczy. Jego oczy były pełne pasji i zrozumienia. Chwilę potem przytulił mnie jeszcze mocniej. Po chwili uniósł moją głowę ku górze. 

- Nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić. Czuję się za Ciebie odpowiedzialny. Od chwili, kiedy Cię poznałem zrozumiałem, że jesteś inna. Jesteś czuła, jesteś wyjątkowa, inteligentna i do tego piękna. Chyba się w Tobie zakochuję. - czułam, jak bije mu serce, gdy mówił mi to prosto w oczy. Nie mogłam już wytrzymać, to wszystko było dla mnie za wiele. Stanęłam na palcach, żebym mogła dosięgnąć jego ust i złożyłam na nich pocałunek. Były ciepłe i miękkie. Justin odwzajemnił mój czyn. Potem przytuliliśmy się i poszliśmy usiąść na łóżko. 

__________________________________________________
przepraszam za  maksymalne zaległości , ale nareszcie się zmotywowałam i napisałam! :*