sobota, 11 sierpnia 2012

No.. 7

***

Gdy weszłam do domu tatulek jak zwykle zasypał mnie pytaniami w stylu: co robiliście, czego się o sobie dowiedzieliście, czy serio jest taki, jaki być powinien i tak dalej, i tak dalej. Szczerze mówiąc, to szlag mnie trafiał na miejscu, no ale cóż poradzę. Taki to już los dziewczyny, którą spotyka największe szczęście w życiu.

Gdy opowiedziałam mu już całą moją przejmującą historie dał mi święty spokój. Oczywiście, nadal nie wiedziałam, gdzie jest mój pokój.
- Tato, skoro już mogę iść do siebie, to może byś mi pokazał dokładniej, gdzie jest to „moje miejsce”.
- A no tak, zapomniałem,  że nadal trochę tu nie ogarniasz z tym wszystkim. Torbę już ci zaniosłem do pokoju, więc pozostało ci się tylko z niej wypakować. Chodź za mną, to zobaczysz ten swój „mały świat”.

Nie dyskutowałam już dłużej, bo sensu to nie miało. Grzecznie ruszyłam za tatą. Weszliśmy na piętro, które ciągło się chyba przez 8 metrów. Przeszliśmy obok jednego pokoju, drugiego pokoju, trzeciego pokoju. Przy czwartych drzwiach stanęliśmy.
- No to dotarliśmy do twojego pokoju. Także no, życzę miłego rozpakowywania się i dobrej nocy.
- A to ty już idziesz spać?- zapytałam z niedowierzaniem.
- Spać? Kochanie, czeka mnie jeszcze multum papierkowej roboty. Muszę się z tym wszystkim do jutra wyrobić. Wiesz, JB potrzebuje luksusów na nadchodzącą wielkimi krokami trasę.
- A tak a propo JB. To wiesz może kiedy wyda ten swój album?
- Nie mów mi, że go kupisz...
- No taki mam zamiar...
- Przecież znasz Go już osobiście. Z resztą, nie wiem czy powinienem ci to mówić, ale ci powiem. Jutro jedziesz ze mną do jego wytwórni płytowej. My będziemy sobie siedzieć, a JB nagrywać resztę piosenek.
- Tatoooo, wiesz jak ja Cię kocham?! Myślałam, że nic lepszego mnie już nie spotka, a tu proszę, jednak mnie spotyka!
- No dobra córuś, bo jutro o 13 musimy tam być. Nie wiem czy wstaniesz, skoro jest już prawie północ...
- Wstanę, wstanę... Spokojna Twoja głowa.

Tatulek poklepał mnie po plecach i odszedł. Stałam przed tymi drzwiami i nie wiedziałam, czy je otworzyć, czy może sprawdzić inne pokoje. W sumie, raz kozie śmierć. Chwyciłam za klamkę, przekręciłam w prawo. Zamek oddał dźwięk otwartych drzwi. Wzięłam głęboki wdech i pchnęłam lekko drzwi, aby się otworzyły. -Obchodzę się z tymi drzwiami i tym wejściem do pokoju jak w jakimś horrorze o zombie albo wampirach – pomyślałam. Dobra, wchodzę tam. Weszłam odważnie do pokoju. Na sam widok mnie zatkało. Fioletowe ściany, jasne panele, białe meble. Wielkie łoże małżeńskie z baldachimem nad głową. Duże okno z widokiem na LA, z dużym parapetem i śnieżnobiałymi firankami. Coś niesamowitego. Dziwił mnie tylko jeden fakt... W pokoju były jeszcze dwie pary drzwi. Jedne koło łóżka, drugie na ścianie naprzeciwko. Najpierw otworzyłam drzwi obok łóżka, za którymi kryła się wielka łazienka z wanną, prysznicem, wielkim lustrem i megaśną toaletką. Szybko wyszłam i podleciałam do kolejnych drzwi. Tam kryła się moja własna garderoba. Co mnie zdziwiło, była już ona zaopatrzona w jakieś ciuchy. - Taka zadbał o to, żebym miała jakieś trendy z LA- uśmiechnęłam się pod nosem. Walizkę miałam już w garderobie, co równało się z tym, że mogłam zacząć się już wypakowywać. Nie miałam na to ochoty, ale jeżeli nie zrobię tego teraz, to nie zrobię togo wcale. Całe szczęście wszystko miałam idealnie poukładane w walizce za sprawą mamusi. Wystarczyło, że odpowiednio każdą kupkę ubrań dam we właściwe miejsce. Bieliznę wpakowałam na hura w jakieś tam szufladki na dole. Drapłam pierwszą lepszą za dużą koszulkę, jakieś spodenki i poszłam do łazienki. O kąpałam się i weszłam do łóżka. Zasnęłam nawet nie wiem kiedy.
_____________________________________________
No i ryp, kolejny rozdzialik mamy. Trochę bardzo opisowy, no ale w kolejnym rozkręci się już akcja. Także no, czekajcie na nast. Dziękuję Wam wszystkim za to, że czytacie tego beznadziejnego bloga (taki jest moim zdaniem) no i czekam na komentarze, uwagi dotyczące mojego pisania :)
Byeee <3
Ps. Rozdział dla mojej kochanej Soni :* kocham Cię misiu! <3