środa, 2 stycznia 2013

no. 18


*** 

Gdy dojechaliśmy do rezydencji, mama Justina stała w drzwiach i czekała na nas. Wysiedliśmy z samochodu, mój ukochany chwycił mnie za rękę i poszliśmy w kierunku Pattie. Gdy do niej podeszliśmy Justin uśmiechnął się i dał jej całusa na przywitanie. Muszę przyznać, że takie małe gesty w jego wykonaniu w stosunku do własnej rodzicielki wyglądają naprawdę uroczo.

 - Cześć mamo - przywitał się. - To jest Caroline, Caroline to jest moja mama, Pattie. 
- Dzień dobry - powiedziałam i szeroko się do niej uśmiechnęłam. 
- Witaj Caroline. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Już wiem po kim Justin odziedziczył swój piękny szeroki uśmiech. - Słyszałam o Tobie same dobre rzeczy. 
- Mamo, jestem głodny... - przerwał jej Bieber. Oby dwie lekko się zaśmiałyśmy. 
- Wchodźcie. - weszliśmy do kuchni, w której niesamowicie pachniało. Pattie przygotowała cudowną kolację. Jedząc śmialiśmy się i żartowaliśmy. Po zjedzonej uczcie Justin poszedł do siebie na górę się odświeżyć, a ja wraz z Pattie zostałyśmy na dole. Pattie opowiadała mi jak to było, gdy ona była w naszym wieku. Co prawda, mając osiemnaście lat już urodziła swojego niesamowitego syna, ale przed tym wiele się w jej życiu działa. Nie pomyślałabym nawet, że ta cudowna kobieta mogła być gwałcona, mogła zażywać narkotyki. Chyba najbardziej z tego powodu jej marzenia legły w gruzach. Ale ona nie poddała się, urodziła Justina i wychowała go najlepiej jak się dało. Nie powiem, dało mi to sporo do myślenia. Nie chciałabym w jej wieku być już matką. Nie czuję takiej potrzeby, ani niczego takiego. Potem mama mojego ukochanego opowiadała mi, jaki to Justin nie był w dzieciństwie. 
- Mamo, błagam... powiedz, że nie powiedziałaś niczego głupiego... - spojrzał Justin na mamę błagalnym wzrokiem, od razu po wejściu do salonu. Zszedł w samych bokserkach, przez co na chwilę oderwałam się od tego świata. Nie może on tak strasznie na mnie działać. Przez niego kiedyś naprawdę wpakuję sie w jakieś kłopoty zdrowotne. 
- Nie martw się kochanie, nic złego nie opowiedziałam. 
- Dziękuję. Caroline, idziemy do mnie? - Justin wyrwał mnie z krainy marzeń. 
- Tak, tak... - powiedziałam wyrywając się. - Dziękuję pani za kolację i za rozmowę. 
- Jaka pani, mów mi po imieniu, nie jestem aż taka stara! - zaśmiała się. - Ja też dziękuję. To bawcie się dobrze, ale spokojnie tam na górze. Nie chcę nieoczekiwanie zostać babcią... 
- Mamoo... - przeciągnął Justin. - Ani mi o tym nie mów, dobra? Nic niestosownego robić nie będziemy, gwarantuję Ci to. - Justin objął mnie ramieniem i poszliśmy w kierunku jego pokoju. 

Gdy weszliśmy, zamknął je na klucz. Spojrzałam na niego a on tylko się uśmiechnął. Podszedł do mnie, objął w pasie, zbliżył swoje usta to moich i delikatnie musnął moje wargi. Odwzajemniłam to. Kilka takich pocałunków przeszło w coś poważniejszego. Justin lekko swoim językiem rozchylił moje usta. Chwilę po tym poczułam jak nasze języki się stykają. Całował mnie delikatnie i czule. Tak, jakby robił to pierwszy raz i bał się mojej odpowiedzi na zadane przez niego pytanie. Po pewnej chwili z wielką niechęcią oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Bieber chwycił moją rękę i poszliśmy na jego łóżko. Rzucił mną na łóżko, a sam rzucił się na mnie. Podniósł moją koszulkę do góry i zaczął mnie łaskotać po brzuchu. Śmiałam się tak głośno, że sąsiedzi na sto procent słyszeli moje piski. Próbowałam się wyrwać od niego, ale moje próby poszły na marne. Gdy chciałam się wyrwać Justin łaskotał mnie jeszcze bardziej. 

- Idioto zostaw mnie! - krzyczałam i za chwilę znów zaniosłam się śmiechem. 
- Jak ty mnie nazwałaś? 
- Idiota! 
- Cofnij to, albo będziesz miała jeszcze gorzej niż masz. - Justin znów zaczął mnie łaskotać, a ja znowu zaczęłam piszczeć. 
- Dobra, cofam to! - Justin dzięki Bogu przestał mnie łaskotać, zszedł ze mnie, a ja zaczęłam wyrównywać mój oddech. 
- Zostajesz u mnie na noc? - zapytał uśmiechając się i kładąc swoją dłoń na moim brzuchu. 
- Nie moge, tata znów sobie coś pomyśleć może... 
- Nie pomyśli, wróci późno, wcześnie wyjdzie do pracy, nawet się nie zorientuję, że Cię nie ma. 
- Chciałabym, ale naprawdę nie mogę. - odwróciłam się w jego stronę. 
- Ale ja bez Ciebie nie usnę. - zrobił smutną minę. Wyglądał przy tym jak piesek, który jest zawiedziony, bo nie dostał swojej ulubionej kości na śniadanie. Zaśmiałam się pod nosem. 
- Ja bez Ciebie też nie zasnę, ale damy jakoś radę. Zawsze możemy całą noc rozmawiać przez telefon. 
- Ale to nie jest to samo. - w głowie przemyślałam to, co powiedział. Miał w stu procentach rację. Jesteśmy od siebie uzależnieni. W sumie, tata wróci późno i z samego rana pojedzie znów do pracy, faktycznie ten plan mógłby się udać. Zawsze mogę powiedzieć, że byliśmy na kolacji i Justin wypił trochę, a po alkoholu nie chciał prowadzić. 
- Jeżeli mi obiecasz, że rano odwieziesz mnie do domu, to zostanę. - powiedziałam stanowczo i z powagą na twarzy. Justin na te słowa automatycznie się uśmiechnął. nie potrafił kryć tego, jak bardzo się ucieszył z mojej decyzji. 
- Oczywiście proszę pani. Będzie tak jak chcesz. - usiadł na łóżku i przytulił się do mnie. - Kocham Cię. 
- Ja Ciebie też, wariacie.. A Twoja mama? Nie będzie miała nic przeciwko? - spojrzałam na niego. 
- Spokojnie, ona wie, że nic nie będziemy robić. Nie ma nic przeciwko temu. 
- Tyle dobrze... 

Wzięłam prysznic, ubrałam na siebie koszulkę Justina i położyłam się w jego wygodnym, wielkim łóżku. Justin wrócił z popcornem i colą w ręce. Obejrzeliśmy jakiś film, porozmawialiśmy chwilę i nie wiem kiedy Morfeusz wciągnął mnie do swojej krainy pełnej rzeczy, które w życiu się nie wydarzą. 

_____________________________________
kolejny mamy. :) 
dziękuję za dobre słowa i wszystko,. kocham ♥