piątek, 7 grudnia 2012

No. 13


***

Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy na bardzo długi czas. Dzięki Bogu, ze snu wyciągnął mnie telefon. Leniwie wyciągnęłam rękę w stronę nocnej szafki, wzięłam telefon. Oczywiście światło wyświetlacza poraziło mnie swoim blaskiem niczym dopiero co oświecone światła samochodu na ciemnej drodze. W sumie, taki sam efekt jednego i drugiego. Przesunęłam palcem po znaku odblokowania sprzętu i spojrzałam, kto śmie mnie wyciągać z najpiękniejszej krainy snów, jaką mogłabym sobie tylko wyobrazić. 

 " Dzień dobry słońce! Strasznie długo nie dawałaś znaku życia, więc zdecydowałem się napisać do Ciebie. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem. - wcale kurwa - pomyślałam. - Jeżeli to zrobiłem, to bardzo przepraszam. Pierwsze standardowe pytanie. Spotkamy się dzisiaj? 
- Najukochańszy Justin. 

Tak prawda! byłam trochę na niego zła, ale to tak odrobinkę. W sumie to miłe, że budzi Cię osoba, o której przed chwilą śniłeś. Odpisałam na wiadomość i leniwie wstałam z łóżka. Było tak wygodne, że nie chciałam z niego wychodzić nawet. No ale, trzeba było podnieść swoje cztery litery i iść się ogarnąć. Pierwsze co, to zimny prysznic z rana. Podobno dobrze wpływa na samopoczucie w dzień. Zimna woda też jest podobno dobra na szybszy porost włosów. Następnie rozczesałam włosy i wysuszyłam je suszarką. Potem lekki make up i mogłam podążyć w stronę mojej wielkiej garderoby, gdzie miałam baaardzo dużo ciuchów i nie tylko. Przeglądając ciuchy dostrzegłam śliczną sukienkę w kolorze wrzosu. Nie zastanawiając się długo ubrałam ją. Muszę przyznać, że była dopasowana do mnie idealnie. Założyłam do niej rzymianki i wyszłam z pomieszczenia. Z kuferka z biżuteriom wyjęłam srebrny łańcuszek z misiem i kolczyki. Wyglądałam już w sumie przyzwoicie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 14:08. Nie wiem ile zajęło mi doprowadzanie się do porządku, ale zapewne bardzo długo. Z przyzwyczajenia zerknęłam na telefon. Pięć nieodebranych połączeń, dwa od Justina, 3 od taty. Najpierw zadzwoniłam do taty, bo to on częściej się do mnie dobijał. Odebrał po trzech sygnałach, a to ci nowość! 

- Haj tatku, dzwoniłeś, stało się coś? 
- No nareszcie się odezwałaś! Myślałem, że już się na mnie obraziłaś czy Bóg wie co! - prawie, że krzyczał do słuchawki.
- Tato, spokojnie bez nerwów. Po prostu dłużej mi się przyspało. I nie, nie obraziłam się na Ciebie, ponieważ nie miałam o co. 
- To dobrze. Słuchaj... Nie ma mnie na cztery dni w domu. Musiałem jechać ze Scootem w sprawach służbowych do Kanady. Na koncie masz pieniądze, więc z głodu nie zginiesz. Nie chciałem Cię wczoraj już budzić, bo słodko sobie spałaś przytulona do jakiegoś pluszowego misia. 
- Tato... - przerwałam mu dość wyczerpujący jak dla mnie monolog z jego strony. - Mogłeś oszczędzić szczegółów. Nic się przecież nie stało, jestem już nawet dużą dziewczynką i dam sobie sama radę. 
- W to nie wątpię. Pamiętaj, że dla mnie zawsze będziesz maleńką Caroline, której włos z głowy spaść nie może. Kończę córcia, do zobaczenia za później. 
- Wiem tato. Do obaczenia, kocham Cię. -  rozłączyłam się. 

Kolejną osobą w kolejce do rozmowy był Justin. Już miałam wybierać do niego numer, ale mój brzuch domagał się jedzenia. On jest ważniejszy! Telefon wzięłam do ręki i zeszłam na dół. Zajrzałam do lodówki, dzięki bogu była ona pełna. Tatuś o mnie nie zapomniał i zapełnił ją po brzegi. Wyjęłam z niej pomidora, paprykę, rzodkiewkę, szczypiorek, ser i jakąś szynkę. Nie jadam mięsa, ale ta wyglądała wyjątkowo pysznie. Przygotowanie kanapek zajęło mi dłużej niż ich spożycie, ale to chyba jest normalne. Wypiłam szklankę soku pomarańczowego, odłożyłam wszystko do zmywarki. Usłyszałam pukanie do drzwi. Ciekawe kogo przyniosło. Przecież nie miałam tu żadnych znajomych, po za Justinem. Ale, on pewnie i tak jest zajęty. Podeszłam do drzwi i powiem, że doznałam szoku. Stał w nich Justin, cały spocony i zdyszany. Był to śmieszny widok, ale nie wypadało mi się śmiać. Justin wszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi. 

- Wody, wody, woooooody! - błagał dosłownie na kolanach, bo w takiej pozycji zastałam go po odwróceniu się od drzwi. Posłusznie poszłam, nalałam do szklanki wody i podałam mu ją. - Jesteś moją zbawczynią - wyznał, gdy wypił całą zawartość szklanki. Odebrałam od niego naczynie i zaniosłam je do kuchni. Stanęłam przy umywalce. Nagle poczułam ręce na moich biodrach, które były trochę zimne. Odwróciłam się w jego stronę. Spojrzałam w jego oczy, w których tańczyło miliard iskierek. 
- Jesteś piękna - powiedział prawie szeptem. Stanęłam na palcach i zarzuciłam na niego ręce. Wpoiłam się w jego malinow wargi, które były jak zawsze miękkie i perfekcyjne w tym, co robiły. Nasze języki połączyły się. Najpierw lekko się przekomarzały, ale potem znalazły wspólny rytm do właściwej sytuacji. Całowałam Go dopiero 3 raz, a już wiedziałam, że nikt inny nie może lepiej całować od niego. Jego ręce zjechały na moją pupę. Nie przeszkadzało mi to wcale. Podobał mi się i zaczynałam się od niego uzależniać, więc to chyba nie było nic strasznego. Po dłuższej chwili zaczynało brakować nam powietrza, więc oderwaliśmy się od siebie. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i poszliśmy do mojego pokoju... 
________________________________________________________
dedykacja specjalna dla KINI :* kocham Cię :* 
do kolejnego kochani, do kolejnego!