wtorek, 4 grudnia 2012

No. 12


***

Po ponad dwóch godzinach dojechaliśmy do jakiegoś pustkowia. Nie wiedziałam co Justin planuje. Trochę zaczęłam się bać, gdyż wyglądało to jak scena z jakiegoś słabego horroru. Ja, nastolatka, z pełnoletnim mężczyzną można już powiedzieć na pustkowiu. Dookoła tylko kilka drzewek, piasek, trochę trawy i jedna droga, prowadząca do nie wiadomo kąd. Przerażające. Teoretycznie rzecz biorąc znam chłopaka, ale w praktyce nie wiem jak jest. Tysiące myśli przechodziło mi przez głowę. Ufałam mu, ale miałam pewne obawy. Leniwie wyszłam z samochodu na powietrze. Zaciągam się nim i ruszyłam w stronę Justina, który w tej chwili rozkładał koc. Potem udał się do bagażnika, z którego wyjął jakiś koszyk i podszedł z nim do mnie. 

- Z tego, co ja pamiętam to miałeś mnie zabrać na jakiś obiad.- powiedziałam z irytacją w głosie, którą by nawet niepełno bystry usłyszał. 
- Z tego co widzisz, jesteśmy na typowym zadupiu. A jedzenie mam, spokojnie. Ze mną nie zginiesz. - posłał mi jeden ze swoich powalających uśmiechów. 
- Nie byłabym tego taka pewna. Czuję się jak w jakimś tanim, tandetnym horrorze. Ty, ja, bezludzie... 
- Spokojnie Carr, nie zgwałcę Cię.. - zaśmiał się pod nosem - No chyba, że sama byś tego chciała.- Cwaniacko posłał spojrzenie, po którym wywnioskowałam, że bardzo by tego chciał. 
- Chciałabym, ale nie sprawię Ci tej przyjemności teraz. Dobra, co masz tam w tym swoim gustownym słomianym koszyku, pożyczonym od Pattie albo babci? - Justin usiadł obok mnie na kocyku i zaczął wyjmować po kolei wszystko co tam się chowało. W koszyku było mnóstwo smakołyków. Sałatka z sałatą, pomidorem, kurczakiem, fetą, odrobiną cebuli i świeżymi ziołami i różnorodnymi przyprawami. Sok wyciskany ze świerzych pomarańczy z dodatkiem kropli cytryny. Ciasto borówkowe oraz szarlotka. Tak jak powiedział, z głodu nie zginę. Mnie by to wystarczyło na tydzień góra, a mieliśmy to zjeść dzisiaj. Przecież stanę się szersza niż wyższa! 
- Przez Ciebie zgrubne! Tak być nie może... - dałam mu sójkę w bok. 
- Narzekasz... jak nie będziesz już dawać rady, to ja chętnie to zjem za Ciebie. 
- Gdzie ty to człowieku mieścisz... - powiedziałam cicho do siebie, ale on to usłyszał. 
- Tu. - podniósł koszulkę i wskazał na swoją umięśnioną klatkę piersiową oraz doskonale wyrzeźbiony brzuch. Muszę przyznać, że seksowny to on był niesamowicie. Na chwilę zapomniałam jak się oddycha, ale szybko sobie przypomniałam. Caroline! O czym ty myślisz! Jeszcze nawet porządnie się nie pocałowaliście! Wróciłam na ziemię. Koniec fantazjowania o tej nieziemskiej klacie.- To co, jemy? - z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Justina, który zawsze działał na mnie pobudzająco i w tej chwili rozdrażniająco. Ale, w duchu dziękowałam mu za to, bo nie wiem o czym dalej mogłabym sobie pomyśleć. 
- Tak, tak. Jasne, że jemy! Umieram z głodu i to tak dosłownie. - Nie wiem czy powiedziałam prawdę, czy skłamałam, ale wiem, że chciałam gapić się na niego godzinami. Nawet bez rozmowy. Był moim ideałem, o którym od zawsze marzyłam. 

Po zjedzeniu zaczęliśmy sobie opowiadać różne historie. Gadaliśmy już tyle godzin od kiedy przyjechałam, a jednak nie powiedzieliśmy sobie nawet połowy tego, co chcieliśmy powiedzieć. Coś wspaniałego, niesamowitego zarazem. Siedzieliśmy tak długo na pustkowiu, aż w końcu zastała nas noc. Szczerze? Bardzo nie chciałam się z nim rozstawać. Noc to jednak za długo. Zebraliśmy rzeczy, opakowania i koc. Justin chwycił mnie jedną ręką za biodro i poszliśmy w kierunku samochodu. Droga powrotna trwała zdecydowanie za szybko. Ani się obejrzałam, a już byliśmy pod drzwiami mojego domu. Taty oczywiście nadal nie było. Straszny z niego pracoholik. Nie wiem co bym zrobiła, jakby nie było obok mnie teraz Jussa. Chyba bym zgłupiała do reszty. Znowu niechętnie wyszłam z samochodu. Tapicerka co prawda nie pachniała jeszcze mną, tylko jakąś inną dziewczyną, ale nie to się liczyło. Leniwie wstałam i podeszłam do drzwi. 

Wyjęłam z kieszeni klucze i przekręciłam zamek. Odwróciłam się, żeby pomachać Bieberowi, ale nie było to potrzebne. Sam do mnie przyszedł. Położył swoje ręce na moich biodrach i przybliżył mnie do siebie. Stanęłam na palcach. Stykaliśmy się nosami. Czułam jego ciepły i nierównomierny oddech na swoich ustach. Nie mogłam dłużej czekać, więc przybliżyłam się i złożyłam na jego malinowych ustach pocałunek. Gdy chciałam już odejść, Bieber przejął inicjatywę i pogłębił go. W oka mgnieniu nasze języki zaczęły wspólny taniec. Powoli, ale dokładnie. Z niesamowitą precyzją i uczuciem. Zaczynało brakować mi tchu, ale nie chciałam tego kończyć. To była za piękna chwila dla mnie. Po chwili oderwaliśmy się od siebie niechętnie. 

- Dobranoc moja księżniczko. - powiedział Juss. Ujął moją twarz w swoje dłonie i spojrzał mi prosto w oczy. Co widziałam w jego oczach? Miliardy tańczących iskierek. Iskierek, które oznaczały radość i zadowolenie. Oczy to on miał niesamowicie interesujące i hipnotyzujące. 
- Dobranoc. - odpowiedziałam. Popatrzeliśmy jeszcze chwilę sobie w oczy i znów powtórzyliśmy pocałunek. Tym razem już pewniej, ponieważ oby dwoje wiedzieliśmy, że właśnie tego w tej chwili oby dwoje chcemy. Gdy skończyliśmy, posłaliśmy sobie miłe uśmiechy. Justin poszedł do samochodu i odjechał w stronę swojego domu. Ja, weszłam do środka, zamknęłam się na zamki, oparłam się o ścianę na przedpokoju i spłynęłam po niej.

Uświadomiłam sobie, że to jeden z piękniejszych dni mojego życia. Zapamiętam ten dzień na naprawdę długo. No chyba, że Justin będzie jeszcze bardziej mnie zaskakiwał. Na liście pięknych dni z życia miałam już kilka takich dni. Kilka najważniejszych to: szóste urodziny, kiedy to tata zabrał mnie po raz pierwszy do wesołego miasteczka, pierwsza komunia, wtedy dostałam pierwszy komputer, zielona szkoła, koniec szkoły podstawowej, pierwszy pocałunek na gimnazjalnej dyskotece, dzień, w którym poznałam Justina i ten, który dział się dzisiaj. To takie jedne z najważniejszych. Wstałam z podłogi i udałam się w stronę łazienki zabierając ze sobą szlafrok i ręcznik. Wzięłam orzeźwiający prysznic i położyłam się do łóżka. Pomyślałam sobie "Ja to jednak jestem cholerną szczęściarą" i pogrążyłam się w krainę snów. 
___________________________________________________________
Makiełcia, rozdział dla Ciebie :*