niedziela, 6 stycznia 2013

No. 19


***

Nie wiem jak i skąd się tu wzięłam... Szłam przez ciemną, leśną ścieżką. Gdzieniegdzie przez szpary w liściach drzew przedostawał się blask księżyca, który był tej nocy w pełni. Nie miałam pojęcia gdzie idę. Szłam prosto przed siebie. Co jakiś czas potykałam się o korzenie drzew lub kamienie leżące bezwładnie na ziemi. Zastanawiałam się, dlaczego jestem akurat w tym miejscu, o tej porze. Szłam zamyślona, byłam we własnym świecie, w którym widziałam siebie, dwójkę dzieci i ich tatusia. Przystojnego tatusia o czekoladowo-brązowych tęczówkach, cudownych malinowych ustach i onieśmielającym uśmiechu. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie krzyk. Brzmiał on, jak krzyk mężczyzny, który niesamowicie cierpiał. Przyspieszyłam kroku, chciałam jak najszybciej dojść do miejsca, skąd dochodził krzyk. Zboczyłam ze ścieżki i szłam na ukos, przez krzaki owoców leśnych. Światło księżyca coraz lepiej oświetlało mi drogę, dzięki czemu nie potykałam się tak często. Wiem, że szłam pod niewielką górkę. W końcu doszłam. Byłam może pięć metrów od miejsca, w którym stało kilka drzew, a przy jednym z nim leżało ciało. Z klatki piersowej coś wystawało. Bałam się podejść, lecz serce kierowało mnie w stronę umarłego. Niepewnie podeszłam i zobaczyłam pełno krwi. Była ona na korze drzewa, przy zmarłym oraz na rękach zmarłego. Głowę miał skierowaną w odwrotną stronę od kierunku, w jakim stałam. Obeszłam ciało, aby spojrzeć na twarz. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie widziałam. 
- Justin, nie! - krzyczałam na całą okolicę. Natychmiastowo do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłam ich powstrzymać widząc mojego ukochanego. - Boże, to nie może być prawda! - krzyczałam. Nagle poczułam na swoich barkach kogoś dłonie. Gdy się odwróciłam, uderzyłam się w głowę. Na chwilę straciłam poczucie czasu. Po chwili otworzyłam oczy i ujrzałam przestraszonego Justina. 
- Boże święty, Caroline nic ci nie jest? - zapytał przestraszony. Nie chciałam nic mówić. Wtuliłam się w niego, aby poczuć jego ciepło, aby poczuć jego fizyczną bliskość. - Carr, słońce, to tylko zły sen. Jestem tu i nie pozwolę, aby stała Ci się krzywda - przytulił mnie mocniej do siebie i zaczął głaskać po głowie. Dzięki Bogu, że był to tylko sen. Oby tylko nigdy nie zamienił się w realia. - Co Ci się takiego śniło? - zapytał szeptem. 
- To było naprawdę straszne. Nie chce nawet tego mówić. Nie chcę o tym pamiętać. Justin, kocham Cię i nie chcę Cię nigdy, prze nigdy stracić. Nie zniosę tego. - przytuliłam się do niego mocniej. Bieber odwzajemnił to. Położył mnie na sobie, przykrył kołdrą i lekko kołysząc zaczął mi śpiewać "let me tell a story, about girl and boy". Strasznie go potrzebowałam. Chwilę potem, znów zasnęłam. 

Rano obudziłam się dosyć wcześnie. Justin jeszcze słodko spał. Wstając z łóżka nie chciałam go obudzić. Lekko ześlizg łam się z łóżka na dywan. Justin tylko powiercił się, ale chwilkę po tym znów słyszałam, że śpi. Po cichutku udałam się do łazienki, aby doprowadzić się do stanu człowieczeństwa. Wzięłam prysznic, umyłam włosy, potem zęby, ubrałam się, zrobiłam lekki makijaż i wyszłam z łazienki. Spojrzałam na zegarek, była dziesiąta trzydzieści, a Bieber dalej spał jak suseł. - Nie, tak nie może być - pomyślałam. Nabrałam rozpędu i wskoczyłam na Justina. On zdezorientowany szybko się pobudził. 
- Bieber wstawaj! Prawie jedenasta a ty dalej śpisz?! Co to ma być! Gdzie śniadanie dla swojej księżniczki? - darłam się na cały pokój. Justin nakrył się tylko poduszką. Nie wiem po co to zrobił, skoro zaraz i tak nie miał jej na twarzy. - Bieber ruszaj ten swój seksowny tyłek z tego wygodnego łóżka! - zaczęłam po nim skakać. 
- Ej mała, na skakanie to poczekaj do wieczoru. - zaśmiał się. Natychmiastowo z niego zeszłam i dałam mu tym do zrozumienia, że przesadził ze swoimi słowami. Stanęłam plecami do niego. Słyszałam tylko, jak kołdra spada z łóżka, a on razem z nią. Słyszałam, że idzie w moim kierunku. Nagle na plecach poczułam ciepły oddech, a na brzuchu jego dłonie. - Kochanie, nie obrażaj się, proszę. Nie chciałem. Wieczorem Ci to wynagrodzę, obiecuję. Teraz daj mi chwilkę, doprowadzę się do stanu używalności i odwiozę cię do domu. - powiedział, podarował całusa w policzek i odszedł do łazienki. Zrozumiałam, że  dzisiaj jest mój dzień na robienie śniadania. Zeszłam na dół. W kuchni siedziała Pattie i przeglądała poradnik "perfekcyjnej pani domu". 
- Dzień dobry Pattie. - przywitałam się z rodzicielką mojego skarba. 
- Dzień dobry, już wstaliście? - zapytała z niedowierzaniem. 
- Tak, za wcześnie? 
- Jak na Justina, to tak. On z reguły śpi do dwunastej. 
- Ja mu na to nie pozwalam, ze mną nie ma łatwo. 
- Bardzo dobrze, jesteś kobietą i sobie nie pozwolisz. - zaśmiałyśmy się obydwie. - Śniadanie jest w jadalni. Jeżeli wolicie zjeść w kuchni, to przeniosę Wam.- Pattie miała zamiar podnosić się z krzesła. 
- Nie, ja już przeniosę, siedź spokojnie. - zatrzymałam ją. Poszłam do jadali, wzięłam talerz pełen kanapek i przyniosłam do kuchni. Położyłam je na stole, włączyłam wodę na herbatę i chwilkę siedziałyśmy w ciszy. Razem z Justinem zjedliśmy śniadanie, porozmawiałam jeszcze chwilę z jego mamą. Bieber podwiózł mnie do domu, a sam pojechał do studia. O dwunastej w południe byłam u siebie. Czyżby kolejny nudny dzień w domu w moim wykonaniu? No cóż, wiedziałam na co się pisze, będąc w związku z kimś sławnym. Umówiliśmy sie, że ma po mnie przyjechać około siedemnastej. Usłyszałam tylko polecenie "ubierz się jakoś wyjątkowo" , dostałam całusa i pojechał. W domu szczególnie się nie nudziłam. Tata zapowiedział się, że przyjedzie w porę obiadową, więc ugotowałam coś specjalnego dla niego. Zdecydowałam się na barszcz czerwony i pierogi z kapustą i grzybami. Nie mam pojęcia skąd tata miał w spiżarni buraki, ale wolałam nie wnikać. Wszystko ładnie posprzątałam w kuchni po zrobionym posiłku i zaczęłam nakładać jedzenie na talerze. Do kuchni wszedł tata. 

- Dzień dobry słońce.- przywitał się - Co tak pięknie pachnie? 
- Witaj tato. Zrobiłam barszcz i pierogi. 
- Twoja mama naprawdę wychowała Cię doskonale. - powiedział i zaczął pałaszować pierogi, które co chwilkę popijał barszczem. - A właśnie, mama za miesiąc do nas przylatuję. Zostanie już z nami na stałę. 
- Ale świetnie! - pisnęłam z radości. - Jak się za nią stęskniłam! 
- Nie ty jedna kochanie. Wiesz, nie mam z kim spać... - spojrzeliśmy na siebie znacząco i wybuchnęliśmy śmiechem. 
- No tak, te prezerwatywy się same nie wykorzystają... 
- Caroline! Przestań! Jestem mężczyzną i mam swoje potrzeby. Z resztą, wiesz o tym lepiej ode mnie... - poczułam jak zaczynam się czerwienić. - Ej młoda, zdradzasz swoje myśli w taki sposób. 
- Dobra tato, koniec tematu. Ja zjadłam, idę do siebie, zadzwonię do mamy może i wieczorem wychodzę z Justinem. - rzuciłam szybko, żeby nie widział jak dalej się czerwienię. 
- Ale wróć przed 3 nad ranem, dobra? - rzucił z uśmiechem.
- Spoko, wrócę..
- Jeszcze pogadam sobie z nim jak pojadę tam do niego i Scoota... 
- Tato, nie narób mi obciachu, błagam! 
- Nie narobię, spokojnie...
- Mam nadzieję - rzuciłam sucho i zniknęłam za ścianą. Poszłam do swojego pokoju, chwyciłam książkę, którą wczoraj czytałam, odnalazłam fragment, na którym skończyłam i pochłonęło mnie czytanie.  
_____________________________________________________________________
kolejny dla Was kochani . Dziekuję, że jesteście ze mną. :* 
Czekajcie na nowy, bo ten będzie naprawdę wyjątkowy. :)
zdradzę Wam, że bez pomocy mojego przyjaciela kolejny rozdział by nie powstał. :)