poniedziałek, 26 listopada 2012

No. 11


***

Najpierw posprzątaliśmy mój pokój. Nie było w nim szczerze dużego bałaganu. Wystarczyło powycierać kurze i odkurzyć. W łazience umyłam lustro, kabinę prysznicową i umywalkę. To wolałam zrobić sama, bez pomocy Jussa, bo nigdy nie wiadomo, co mu mogło akurat w tej chwili odwalić. Gdy skończyłam ogarniać łazienkę, wcyhodząc z niej zobaczyłam Jussa, który rozłożył się na moim łóżku jakby nigdy nic. W sumie, był jeden plus tego. Pościel przesiąknie jego zapachem, który tak bardzo uwielbiałam. Popatrzałam na niego wzrokiem w stylu "nie wierzę w ciebie". On tylko posłał mi jeden ze zniewalających uśmiechów i wstał. Poszliśmy posprzątać do pokoju ojczulka. Tam to dopiero był bałagan. Ciuchy porozrzucane po całym łóżku, nawet nie było widać kołdry. Jak facet może tak nie dbać o porządek?! W dodatku, gdy mieszka z córką. Załamałam się tym widokiem, ale zaczęłam podnosić ubrania i je składać. Justin śledząc moje poczynania, po krótkim upływie czasu pomógł mi w tej cholenie nudnej robocie. Sprzątając znalazło się kilka fajnych rzeczy. Stare bluzki mojego taty, chyba z lat młodości, kilka par bokserek ze śmiesznymi motywami i napisami, porozrzucane papiery dotyczące nowego planu, jakieś papiery od obsługi iPhone... No wiele, wiele rzeczy. Ciekawość Justina zaprowadziła go pod łóżko. Po chwili usłyszałam tylko wielki śmiech dochodzący od niego. Spojrzałam na niego, a ten dalej się śmiał jak opętany przez jakiegoś szatana czy cokolwiek to mogło być. 

- I co ty takiego śmiesznego zauważyłeś? - zapytałam z nutką ironii w głosie. 
- Chodź, schyl się to sama zobaczysz. - powiedział przez śmiech. 

Podeszłam do łóżka, uklękłam obok Justina, spojrzałam i również wybuchłam śmiechem. Nie, żeby coś, ale tego to się po ojczulku nie spodziewałam. Pod łóżkiem znajdowały się dwie zuzyte prezerwatywy, a obok nich nie otworzona jeszcze paczka nowych i nakładka wibracyjna. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu przez jakieś 10 minut. Gdy w końcu się opanowałam, wstałam i jakby nigdy nic wróciłam do sprzątania. 

- Justin, może tak wstaniesz z tej podłogi? Mógłbyś mi pomóc włożyć te koszule do szafy, bo jak widzisz, jestem skrzatem i nie dosięgam do tej półki. 
- Już wstaję. - Justin wstał, położył koszule na półce. Odwrócił się w kierunku mnie, obiął mnie w pasie i obdarzył słodkim całusem. - To co, może pożyczymy od taty tą paczkę, co została? - zapronował. Uśmiechnął się cwaniacko, a w jego oczach tańczyły iskierki. 
- Może kiedyś.. Na teraz tego nie planujmy. Nie znam cię na tyle, żeby ci się oddać. Ty mnie w sumie też. 
- Tak, masz racje Caroline, ale.. obiecaj mi, że kiedyś mi się oddasz. 
- Jeżeli nie okażesz się skończonym dupkiem, który chce mnie wykorzystać tylko w tych celach, zwykłym szczeniakiem, który myśli, że jest sławny i wszystko mu zawsze wolno, bo ma kupę kasy i wszystko co najnowsze. Tak, oddam ci się. 
- Aż takie mniemanie masz na mój temat? - nagle stał się smutny. 
- Wariat. Jasne, że nie. Ale, to jeszcze nie jest czas na takie wybryki. Rozumiesz? Wolę być rozważna i poczekać z tym jeszcze pewien czas, niż napalona na Ciebie i lekkomyślna. - dźwignęłam się na palcach i dałam mu całusa. 
- Rozumiem. 
- Dobra, bierzmy się za dalsze sprzątanie, bo nie wyrobimy się z tym do jutra. 
- Tak jest proszę pani! 

Po skończonym sprzątaniu w krainie taty, w którym pełno było niespodzianek i niepotrzebnych rzeczy, zeszliśmy na dół i zajęliśmy się salonem. Tam to było co sprzątać. Kurze, odkurzanie, mycie podłóg, mycie szklanych szyb od szafek. Byłó tego mnóstwo i jeszcze więcej. Ale, z Jussem sprzątanie było o wiele przyjemniejsze. Miałam do kogo się odezweać, z kim pożartować, komu porozkazywać. Było wprost idealnie. Pozostało nam jeszcze posprzatanie w kuchni. Tam w sumie sprząta się na bierząco, więc jako takich problemów z tym pomieszczeniem nie było. Po wszystkich porządkach, zmęczona tym wszystkim padłam na kanape w salonie. Nie miałam już na nic totalnie siły. Byłam głodna i wyczerpana. 

- Juss, dzwonimy po pizze? Nie mam już sił nawet dzisiaj gotować. 
- Ej, obiecałaś, że po porządkach jesteś cała dla mnie i tylko do mojej dyspozycji. 
- Myślałam, że o tym zapomniałeś... - powiedziałam z nadzieją w głosie, którą każdey idiota by wyczuł. 
- Niestety kochanie. Zabieram cię na obiad. Znam naprawdę dobre miejsce, gdzie można zjeść dobre sushi. 
- Nie lubię ryb. 
- No to pojedziemy na co innego. Wstawaj i jedziemy! 

Wstałam, ale bardzo nie chętnie. Zamknęłąm drzwi od domu i wsiadłam do Lamborghini i pojechaliśmy. 

_______________________________________________________________
z dedykacją dla Karaszkiewicz :*:* 

piątek, 23 listopada 2012

No. 10


*** 

Rano obudziłam się w świetnym nastroju. Byłam wyspana, jak nigdy. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Było po 11. Boże, ile ja spałam. Widniała również wiadomość. Odblokowałam telefon i otworzyłam ją. Wiadomość z wczoraj z godziny 23:50. 

"Śpij dobrze, skarbie. Pamiętaj, czuwam nad Tobą myślami." 
Justin. 

To było słodkie z jego strony. Żeby być fair w stosunku do niego, odpisałam na sms. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, wyjęłam nowy komplet ciuchów, który kupiłam wczoraj z moim misiem na zakupach. W sumie, to jeszcze nie mój miś, i chyba nigdy nim nie będzie... no ale trudno. Pomarzyć mogę. Ubrałam ciemno jeansowe spodenki, miętową bokserkę i pasujące do niej miętowe converse. Z moich nieogarniętych włosów zrobiłam wysokiego kucyka, podtuszowałam lekko rzęsy i schowałam telefon do kieszeni spodni. Na dole siedział tata, popijając kawę i czytając poranną gazetę. Odruchowo spojrzałam w stronę zegarka. Widniała na nim godzina 10:30. Zdziwiłam się, że tata jeszcze nie ruszył do pracy. 

- Witaj tatusiu. - przywitałam się z ojczulkiem. 
- O Caroline, dzień dobry. Jak się spało? 
- Wyśmienicie! - odpowiedziałam szybko - Nigdy się tak nie wyspałam jak dzisiaj, naprawdę. Coś cudownego. 
- Cieszę się niezmiernie. Jakieś plany na dzisiaj? 
- Hmm, jeszcze nie wiem. Jak na razie marzę, aby zjeść śniadanie. Jestem głodna jak wilk! - podeszłam do szafki, wyjęłam miskę i płatki. 
- Nie ma mleka, jest tylko jogurt. - powiedział tata widząc moje zamiary. 
- Nic nie szkodzi, zjem z jogurtem. 
- Dobra skarbie, lecę do pracy. Wrócę późno, nie czekaj na mnie z kolacją. 
- Okej. 

Tata wstał od stołu, a ja zdąrzyłam już zjeść swoje śniadanie. Zjadłam je z prędkością światła! Wstałam od stołu i poszłam w stronę zlewu. Co z tego, że mamy zmywarkę. Nauczyłam się w domu, że zawsze myłam naczynia. Wykonując tą czynność czułam kogoś wzrok na sobie. Ale, kto mógł być w domu po za mną? Przypuszczam, że nikt. to tylko moje głupie paranoje. Jestem przewrażliwiona. Myjąc miskę z ręki wypadła mi gąbka. Schyliłam się po nią i usłyszałam za sobą gwizd. Odwróciłam się. Był to nie kto inny jak JUSTIN. 

- Boże człowieku ty chcesz, żebym zawału dostała?! - wydarłam się na niego. 
- Co jak co, ale tyłek to masz fajny - odrzekł zmieniając temat. - A tak w ogóle - podszedł do mnie wolnym krokiem i obiął mnie w pasie - to dzień dobry księżniczko. - ucałował mnie w usta. Nie chciałam być niemiła, dlatego odwzajemniłam pocałunek. 
- No dzień dobry. 
- To, jakie plany na dzisiaj? - zapytał. Niestety, jego czekoladowe oczy za bardzo mnie zaczarowały, żebym mogła migiem odpowiedzieć. 
- Nie wiem, póki co, planuję posprzątać w domu. 
- Myślałem, że masz jakieś plany, które wiążą się ze mną. 
- No oczywiście, bo ja nie mam nic inntego do roboty tylko bez przerwy myśleć o Tobie.. 
- No jasne. - odrzekł i uśmiechnął się jak głupi do sera. 
- Boże, co za egoista.. Z KIM JA ŻYJĘ?! 
- Ze mną żyjesz, ze mną. - tym razem pocałował mnie w policzek. - To co napierw sprzątamy? 
- Hmm.. najpierw salon, potem pokój taty, potem łazienka na górze, mój pokój, łazienka na dole, kuchnia... 
- To może ja wrócę za jakiś czas... - powiedział zrezygnowany. 
- Czyżby taką gwizdę przybiły tak małe porządki? Nie wierzę! - powiedziałam lekko oburzona i rozczarowana. 
- No trochę tego masz... 
- Nie bój się, razem szybko to zrobimy, a potem jestem już do Twojej dyspozycji. 
- Kusząca propozycja... Do mojej dyspozycji powiadasz? - spojrzał się na mnie cwanym wzrokiem. 
- Tak, do Twojej i nikogo innego. 
- W takim razie, bierzmy się za te porządki! - wziął mnie za rękę i poprowadził po schodach na górę.

_________________________________________________________________________________
witamy kolejny rozdziale! ze specjalną dedykacją dla Emanueli :* 

sobota, 17 listopada 2012

No. 9

W pokoju nagrań oczywiście nie obyło się bez dziwacznych zabaw, głupawek podczas nagrywania. Musiałam Go rozśmieszać, inaczej nie byłabym sobą. Robiłam głupie miny, śpiewałam do jego szczoteczki do zębów, zakładałam jego fullcapa, okulary i udawałam jego. No różne, prze różniste rzeczy. Potem, tak jak Justin mi obiecał, poszedł ze mną na zakupy. Powybierał mi trochę ciuchów i poszłam do przymierzalni. 

- Caroline, pokarz się! 
- No już idę! - krzyknęłam z przymierzalni. Ubrałam białą bokserkę z ćwiekami, krótkie spodenki i chustkę. Wyszłam tak ubrana, żeby pokazać się temu niecierpliwemu człowiekowi. 
- I jak? może być? - zapytałam.
- No... obróć się - posłusznie zrobiłam to, o co mnie poprosił - te spodenki świetnie na Tobie leżą, bluzka też. Tylko brakuję ci vansów albo supr. Ale to kupimy później. 
- Czyli, to bierzemy? 
- A ty podobasz się sobie w tym? Wygodnie ci i tak dalej? 
- Owszem, wygodnie i fajnie nawet wyglądam. 
- No to mykaj dalej się przebierać. 

Zniknęłam za drzwiami przebieralni. W reszcie ciuchów też się pokazałam. Wyszło na to, że kupiłam wszystkie ciuchy jakie wybrał dla mnie. Boże, moje największe zakupy. Myślę, że wystarczy mi kasy na to wszystko. Juss pomógł mi donieść ciuchy do kasy, bo było ich serio baaardzo dużo. Może przegięłam? Nie wiem. Wszystko było genialne. Trzeba przyznać, ten chłopak ma gust co do siebie i do dziewczyn. 

- 368,76$ poproszę. 
- Już płacę. - wyjęłam portfel z torebki i już miałam zamiar płacić. Justin mnie wyprzedził.- Justin, co ty robisz? 
- Płacę za Ciebie? Nie będziesz wydawała takiej sumy. 
- Ale to moje zakupy, wiedziałam co biorę i byłam przyszykowana na taką sumę. 
- Nie gadaj, tylko bierz te torby. Proszę cię, daj spokój. To tylko zakupy, ja od tego nie zbiednieję, a za to będę szczęśliwy z powodu, że mogłem wydać na Ciebie te pieniądze. 
- Dobrze, niech Ci będzie. Ale, za to zapraszam cię do mnie na obiad. 
- Umowa stoi. To teraz jedziemy do Ciebie? 
- No możemy. 
- Dziękuję i życzę miłego dnia, panie Bieber. - powiedziała ekspedientka po czym odeszliśmy od kasy i udaliśmy się na parking. Zapakowaliśmy torby i pojechaliśmy do mnie. 

Gdy dojechaliśmy, tata był w domu. Dzięki bogu nie musiałam przeszukiwać całej torebki w poszukiwaniu kluczy. Wjechaliśmy na posesje, wyjęliśmy wszystkie torby z zakupami z auta i poszliśmy w stronę drzwi. Akurat tata z nich wychodził. 

- Dziecko, co ty kupiłaś?!  
- Tak jakby połowę sklepu. 
- Przez Ciebie zbankrutuję! - zaczął się śmiać.- Zostajecie w domu? 
- Tak, zostajemy. I te zakupy to wina Justina! To on mi wszystko doradzał i wybierał. 
- Dobra, dobra. Już się nie tłumacz. Kocham Cię córcia. 
- Też Cię kocham.
- Wrócę późno, więc macie cały dom dla siebie. 
- Okej. - Tata poszedł, a ja z Jussem weszliśmy do środka. 
- Że się tak zapytam, o czym rozmawiałaś  z tatą? - odparł Justin.- Zrozumiałem tylko, że się kochacie. 
- Ooo no to coś kumasz. Więc, tata powiedział, że wróci późno i trochę narzekał, że duże zakupy. 
- Taa, to są małe zakupy, uwierz na słowo. 
- No okej. Dobra. to chodźmy do mnie do pokoju, rozpakujemy rzeczy i wezmę się za obiad. 
- No okej. - poszliśmy w stronę mojego pokoju. Weszliśmy do mojej garderoby, wszystko ładnie poukładaliśmy na półkach. Trochę nam to zajęło, no ale trzeba było wykonać tę przykrą  czynność. W końcu skończyliśmy. Zeszliśmy do kuchni. 

- No to co mam ugotować? 
- A co potrafisz?
- Hmm.. może ugotuję Ci coś z polskich dań? Przybliżę Ci trochę moje pochodzenie. 
- Jestem jak najbardziej  na tak. 
- No to świetnie. 

Wzięłam się za robienie pomidorowej. Przez ten cały czas Justin patrzył się, co robię. Był tym tak  jakby zaczarowany. Widziałam w jego oczach, że interesował Go każdy ruch. Rozmawialiśmy o tym, jak mi się żyło w Polsce, czego mi tam brakowało i co chcę robić tu, w USA. Po godzinie, zupa była gotowa. Najpierw nałożyłam Jussowi, potem sobie. 

- Spróbuj i powiedz, czy Ci smakuję. 
Justin wziął łyżkę, najpierw pomieszał w zupie, potem spróbował. 
- I...? 
- I... TO JEST PYSZNE! Częściej będę przychodził do Ciebie na te polskie obiadki. Jaka to jest wgl zupa? 
- Widziałeś z czego ją robiłam? 
- No z pomidorów. 
- To jest właśnie pomidorowa. 
- A to ciekawe. 

Zjedliśmy zupę i poszliśmy do mnie na górę. Włączyłam radio i akurat leciało "somebody to love" . Jak to ja, zaczęłam śpiewać i wariować. Justin siedział na moim łóżku i patrzył się na mnie jak na idiotkę. Po 3 minutach piosenka się skończyła, a ja wróciłam do świata realnego. 

- Tak wiem zachowałam się jak idiotka. 
- Ojtam, prawdziwa Belieberka! 
- Ale tak przy Tobie... 
- Ej, to było słodkie! - podszedł do mnie i mnie przytulił. - Teraz wierzysz? 
- Tak, wierzę. - uśmiechnęłam się do niego. - Justin? 
- Słucham Cię. 
- To może dziwnie zabrzmieć, ale zaczynasz mi się podobać. 
- Too ja Ci się nie podobałem?! 
- Podobałeś, ale tylko z gazet. Teraz, gdy Cię poznaję zaczynasz mi się podobać taki jaki jesteś naprawdę. 

Przez chwilę popatrzał się w moje oczy. Jego oczy były pełne pasji i zrozumienia. Chwilę potem przytulił mnie jeszcze mocniej. Po chwili uniósł moją głowę ku górze. 

- Nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić. Czuję się za Ciebie odpowiedzialny. Od chwili, kiedy Cię poznałem zrozumiałem, że jesteś inna. Jesteś czuła, jesteś wyjątkowa, inteligentna i do tego piękna. Chyba się w Tobie zakochuję. - czułam, jak bije mu serce, gdy mówił mi to prosto w oczy. Nie mogłam już wytrzymać, to wszystko było dla mnie za wiele. Stanęłam na palcach, żebym mogła dosięgnąć jego ust i złożyłam na nich pocałunek. Były ciepłe i miękkie. Justin odwzajemnił mój czyn. Potem przytuliliśmy się i poszliśmy usiąść na łóżko. 

__________________________________________________
przepraszam za  maksymalne zaległości , ale nareszcie się zmotywowałam i napisałam! :*