poniedziałek, 6 sierpnia 2012

No 6.

***

Zobaczyłam... Scoota. Czyli, managera JB. O mój boże, z tego wszystkiego zabrakło mi mowy w gębie... Stalam własnie naprzeciwko jednej z ważniejszych osobistości w świecie Justina. 
- Witaj Caroline. Stary, serio masz prześliczną córkę.- powiedział Scoot i podszedł do mnie, żeby uścisnąć mi dłoń na przywitanie. 
- A gdybyś zobaczył moja zonę.. Caroline odziedziczyła urodę zdecydowanie po niej. Carolcia, a może byś się nareszcie odezwała?- wtedy tata własnie uwolnił mnie od moich dziwnych myśli. 
- Dziękuję za takie komplementy. Tatooo.. mogę iść do kuchni zrobić sobie kanapkę? 
- Aaa.. To nie powiedziałeś jej jeszcze?- Po tych słowach Scoota zgłupiałam do reszty. O co mu chodziło z tymi słowami? Ojczulek spojrzał na niego dziwnym wzrokiem. 
- Skoro ty jej nie powiedziałeś, to ja muszę to najwyraźniej zrobić. Chodzi o to...
- Czekaj, niech to będzie dla niej kolejna niespodzianka! - wtrącił sie w zdanie kochany tatuś.
- No dobra.. To, chodźcie, jedziemy do niespodzianki.  

Wyszliśmy znowu przed dom. Wsiedliśmy do samochodu Scoota i pojechaliśmy. Szczerze, nie mam pojęcia gdzie mnie wieźli. Po jakiś 20 minutach jazdy Scoot zaparkował na parkingu. Tak, to była restauracja. Nareszcie coś zjem! Pomyślałam sobie w głowie. Weszliśmy do środka, była to bardzo gustowna i wyrafinowana restauracja. Jak widziałam, nikt pierwszy lepszy tam nie jadł. 

- Caroline, zamknij oczy. - Powiedział Scooter. Oczywiście posłuchałam go. Zaraz złapał mnie za rękę i prowadził za sobą. Nie szliśmy długo. 
- Teraz możesz otworzyć oczy. 

Otworzyłam je. Przed sobą zobaczyłam Justina. Justina z krwi i kości, a nie z kartonu albo na kartce papieru jak u mnie na ścianie albo przy ścianie w pokoju. Co jak co, ale to było dla mnie spore zaskoczenie. Myślałam, ze spotkam go tylko przelotem, jak będzie w domu u taty czy coś, a tu proszę.. Kolacja z Justinem. Co mnie jeszcze zaskoczyło, były tylko dwa nakrycia. 

- Witaj. - powiedział do mnie swoim aksamitnym głosem. 
- Czczczeeeee... - nie umiałam nic z siebie wykrztusić. 
- Dobra, to zrobimy to inaczej.. najpierw się do mnie przytulisz, możesz nawet pokrzyczeć, ale musisz mi powiedzieć swoje imię, bo inaczej do niczego nie dojdziemy.. 
Gdy Justin skończył mówić te zdanie rzuciłam mu się na szyje. Słyszałam tylko ciche chichotanie za moimi plecami. Scoot i mój tatulek mieli z tego cudowna zabawę.. Ale jakby byli na moim miejscu, nie śmialiby się! Po jakiejś minucie pościłam go ze swoich objęć. 
- O wiele lepiej... Jestem Caroline. - odrzekłam i jakby nigdy nic podałam mu rękę.
- No to możemy już Was zostawić samych... Rob, chodź w inne miejsce. - powiedział Scoot i zniknęli gdzieś za parawanem. My dalej staliśmy. Juss chwycił moja dłoń i przybliżył mnie do siebie. Delikatnie pocałował mnie w policzek. 
- Tak się witam z wyjątkowo pięknymi kobietami. - podszedł do stolika i odsunął mi krzesło. Gdy już usiadłam on powędrował na swoje miejsce. 
- Jesteś bardzo głodna? 
- Nie, już wcale nie jestem. - nie oszukiwałam go. Teraz mój brzuch wypełniały motyle. 
- No dobrze... wiec, porozmawiajmy. Powiedz mi coś o sobie. 
- Hmm.. No to jak mam na imię już wiesz. Przyleciałam tutaj z Polski, jestem Twoja fanka tak gdzieś od hmm.. 3 lat. Nigdy nie myślałam, ze moje sny przemienia się w realia. 
- Śniłem Ci się? - zapytał o to tak słodko i z takim uśmiechem, ze nie mogłam kłamać. 
- No jasne, chyba większości Beliebers się śniłeś. Ale nie śniłam tylko o spotkaniu Ciebie.. O czym śniłam, może się kiedyś przekonasz na własnej skórze. 
- Sugerujesz, ze te sny były hmm.. nie bardzo na miejscu? 
- Tak, zdecydowanie tak. Nie no kurcze, robisz to... 
- Ale, ze co? - Znowu się uśmiechnął tak, ze nie umiałam mu nie odpowiedzieć.
- Uśmiechasz sie, co strasznie mnie rozprasza.. Nawet nie przypuszczałam, ze ktoś może mieć tak piękny uśmiech jak ty. Kurde, ale ja ci słodzę Bieber... 
- Dajesz dajesz.. 
- Nie, bo staniesz się egoista... 
- Ehh, no dobra. Too, chcesz coś wiedzieć o mnie? 
- W sumie, wszystko wiem... Ale, może jest coś, czego nie wiem? 
- Przekonasz sie później... Trudno mi wytłumaczyć te cechy mojego charakteru, o których nic nie wiesz. 
- No dobrze. 
- Dlaczego ty sie tak na wszystko godzisz? Ledwo mnie poznałaś, a wszystko ci odpowiada. 
- Musisz mieć w sobie coś takiego, ze sie tak zgadzam.. Czyżby to była jedna z tych wielu cech, których nie potrafisz nazwać? 
- Bardzo realne. Wiesz co, dziwnie tak tutaj.. Może spacer po ogrodzie? 
- To tutaj jest coś takiego nawet?
- Jasne. chodź, to ci pokaże. 

Justin wstał z miejsca, podszedł do mnie, odsunął mi krzesło, żebym mogła wstać. Jaki z niego gentilmente. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy z lokalu. Chwile spacerowaliśmy, nawet dłuższa chwile. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim. Juss jest taki słodki. Kilka razy sie nawet do mnie przytulił. Widać, ze kocha sie przytulać do kogoś i kocha, jak ktoś przytula jego. Wiedziałam, ze to jest wyjątkowy chłopak, ale nie aż tak wyjątkowy. Z nikim i niczym nie mógł się równać. Po długim spacerze Justin odwiózł mnie do domu. 

- Dobranoc moja shawty. - powiedział i znowu pocałował mnie w policzek. 
- Dobranoc panie Bieber. 
- Kiedy sie spotkamy znowu? 
- Kiedy tylko chcesz, jestem tu tylko i wyłącznie z Twojego powodu. - teraz to ja pocałowałam jego. 

Wyszłam z samochodu, zamknęłam drzwi, pomachałam jeszcze Justinowi, wysłałam mu buziaka i weszłam do domu. 

___________________________________________
Takze no ten no.. nareszcie sie zmobilizowalam i napisalam kolejny rozdzial mojego jakze beznadziejnego opowiadania :) Tak czy inaczej, komentujcie, wytykajcie bledy i tak dalej. <3 
do kolejnego misiaki! dziekuje wszystkim tym, ktorzy czytaja tego bloga. To wiele dla mnie znaczy <3 
#muchlove