wtorek, 23 lipca 2013

Epilog - koniec.

***

*Oczami Caroline*

Wyjechaliśmy z Justinem w jakieś totalnie pustkowie. Nie wiem skąd on znał takie miejsca, ale były one zawsze magiczne. Kiedy zaparkowaliśmy Justin wysiadł, wyjął z bagażnika koc i koszyk z jedzeniem. Następnie podszedł do moich drzwi i otworzył mi je. Uwielbiałam, kiedy traktuje mnie jak księżniczkę. Wysiadłam z auta, Justin zamknął je i schował kluczyk do tylnej kieszeni swoich nisko opuszczonych spodni. Nie wiem dlaczego nosi je tak na co dzień, skoro ten widok powinien zostawiać tylko i wyłącznie mnie, na noc. Justin rozłożył koc, a ja od razu na nim siadłam. Usłyszałam za sobą cichy chichot Justina. Ukochany wyjął z koszyka dwa kieliszki i czerwone wino. Nalał odpowiednią ilość i położył butelkę na trawie.
- Wypijmy za naszą miłość. - powiedział wznosząc w górę swój kieliszek. Uczyniłam to samo. Nasze kieliszki stuknęły się ze sobą i wypiliśmy po łyku czerwonej substancji alkoholowej. Siedzieliśmy przytuleni do siebie i patrzeliśmy w niebo spadających gwiazd. Dzisiaj wyjątkowo wiele ich spadło, dlatego wypowiedziałam wiele życzeń. Pierwsze - aby ta chwila jak dziś trwała wiecznie. Drugie - abyśmy się z Justinem już więcej nie musieli rozstawać na tak długi czas. Trzecie - aby zawsze był przy mnie, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego u mojego boku. Trzy - najważniejsze dla mnie życzenia, które myślę, że się spełnią.

Poczułam ciepły oddech na mojej szyi. Muszę przyznać, że perfumy Justina zmieszane z lekką wonią alkoholu czyniły go jeszcze bardziej pociągającym. Odwróciłam głowę, aby móc zatopić się w jego malinowych, ciepłych ustach. Kiedy znalazłam je, nasze usta złączyły się tworząc znów perfekcyjną całość. Uwielbiałam to, kiedy lekko muskał moje wargi w tak romantyczny i wolny sposób. Powodowało to, że miałam na niego coraz większą ochotę. Justin błądził po moim ciele swoimi rękoma. Usiadł prosto, a ja zarzuciłam swoje dłonie na jego szyję oplatając go nogami wokół tali. Po pewnym czasie oderwaliśmy się od siebie dysząc. Spojrzałam w jego brązowe oczy,  w których świeciły się iskierki szczęścia. Uwielbiałam się w nie gapić godzinami. Kochałam momenty, kiedy dzięki mnie był szczęśliwy.
- Kochanie - przerwałam ciszę - jak wyobrażasz sobie nasze życie, kiedy powrócę do szkoły? - kiedy zadałam pytanie Justin od razu zmienił minę.
- Hmm... - przygryzł wnętrze swojego policzka - nie zastanawiałem się jeszcze. Ale myślę, że będę codziennie cię do niej odwoził i po ciebie przyjeżdżał.
- Będziesz robił za mojego szofera?
- Jeżeli tak chcesz to nazwać, tak. - uśmiechnął się tryumfalnie.
- A co jeżeli obok mnie zobaczysz jakiegoś chłopaka, który się do mnie klei? - uśmiechnęłam się cwaniacko w jego stronę.
- Podejdę, wezmę Cię od niego, poślę mu strzał w nos i się kończy. Poza mną, nikt nie ma prawa Cię dotykać. Jesteś tylko moja i wyłącznie dla mnie.
 Nie mogłam się powstrzymać i znów utonęłam w jego magicznych, malinowych ustach.
Siedzieliśmy przez długi czas w ciszy, ciesząc się każdą wspólną chwilą... Oby to nigdy się nie skończyło...

____________________________________________________________
NIE WIEDZIAŁAM JAK ZAKOŃCZYĆ, PRZEPRASZAM. Koniec z tym blogiem, ale nie opuszczam Was. ZAPRASZAM NA http://first-toxic-love.blogspot.com/ :)

czwartek, 18 kwietnia 2013

no. 29

***

- Zabieram Cię dzisiaj wieczorem w tajemnicze miejsce. - powiedział, kiedy dalej się tuliłam w jego tors.
- Jakieś szczególne zamówienia? - zapytałam.
- W sumie, to tak. Chodź. - wstał, chwycił mnie za rękę i poszliśmy w stronę pokoju Justina, gdzie aktualnie się rozgościłam.
Uwielbiałam spać w jego pościeli. Była taka miękka i przesiąknięta zapachem jego żelu pod prysznic, który pachniał zniewalająco. Zapach arbuza z truskawką - doskonałe, aczkolwiek słodkie zestawienie zapachów. Dodatkowo miał super wygodne łóżko, w którym kładłam się i od razu zasypiałam. Cały jego pokój był naładowany pozytywną energią, która była obecna w jego życiu zawodowym jak i prywatnym.
Usiadłam na łóżku, a Justin usiadł na podłodze i zaczął szukać czegoś w torbie. Przekopał wszystkie swoje ciuchy i wreszcie dotarł do swojego celu. Wyjął czarne pudełko, wstał z podłogi i podszedł do mnie. Wręczył mi je, a ja obejrzałam je z każdej strony. Było czarne, przewiązane fioletową kokardką.
- Nie otworzysz? - zapytał patrząc na mnie wzrokiem pełnym ciekawości, a zarazem niecierpliwości. Spojrzałam na niego i chwyciłam za jedną ze wstążek. Odwiązałam kokardkę i otworzyłam pudełko. Wszystkiego się po nim spodziewałam, ale nie myślałam, że pójdzie aż tak daleko. W pudełeczku znajdowała się koronkowa czarna bielizna z fioletowymi kokardkami. Szczerze mówiąc, spodobał mi się ten prezent.
- Podoba Ci się? - przerwał panującą ciszę.
- Tak, jest bardzo hmm, seksowny. - powiedziałam i przygryzłam lekko wargę.
- To jest moje szczególne zamówienie na dzisiejszy wieczór. - powiedział w pełni zadowolony z siebie.
- No dobra, jak chcesz to ubiorę to pod sukienkę.
- Chcę? - zrobił wielkie oczy i przybliżył się do mnie. Jego usta były na wysokości mojego ucha. Czułam jego ciepły oddech na swojej skórze. - Ja tego pragnę, księżniczko.
Nienawidziłam, kiedy był tak blisko mnie. Serce od razu szybciej zaczęło mi bić, a policzka olały się rumieńcem. Justin odsunął się ode mnie na chwilę, spojrzał w moją stronę, uśmiechnął się i zaczął chichotać.
- Co Cię tak śmieszy? - zasłoniłam się włosami, aby nie mógł zobaczyć jaka byłam w tym momencie czerwona.
- Jesteś urocza kiedy się zawstydzasz, wiesz? - odgarnął moje włosy z twarzy i ukazał mu się największy burak jakiego chyba widział. Jeszcze raz uśmiechnął się, po czym zbliżył do moich ust i lekko musnął moje ciepłe wargi. Odwzajemniłam to i muskanie zamieniło się w pocałunek. Subtelny i delikatny jak żaden inny. Potem jego usta powędrowały na policzek, z policzka na szyję. Lekko przygryzając ją schodził w stronę dekoltu. Miałam na niego coraz większą ochotę. Tętno momentalnie przyspieszyło. Miałam coraz płytszy oddech. Wodziłam rękoma po jego włosach i policzkach. Chwyciłam w dłonie jego twarz i podniosłam ku górze, aby znów połączyć nasze usta w jedność. Justin wodził dłońmi po moich plecach, kiedy się zorientowałam, że odpiął mi stanik przerwałam pocałunek.
- Co ty do cholery wyprawiasz - powiedziałam dysząc.
- Nie mów mi, że tego nie chcesz. - powiedział. "Dlaczego on zawsze czyta w moich myślach?!" pomyślałam.
- A co jak matki wrócą a nas zastaną w łóżku?
- Mają problem. - cwaniacko uśmiechnął się w moją stronę i zaczął składać pocałunki na moich obojczykach.
- Justin, proszę cię. - nie przestawał mnie całować. - Stop! - powiedziałam stanowczo. Justin oderwał się od czynności i spojrzał na mnie. - Nie teraz, wieczorem okej, ale teraz nie.
Justin podniósł się z łóżka. Natychmiastowo wybuchłam śmiechem spoglądając na jego kroczę. Justin spojrzał najpierw na mnie, potem w dół. Był bordowy ze wstydu.
- Widzisz kobieto co ty z NAMI robisz?!
- Oj, przepraszam. Bestia chciała wyjść na zewnątrz, ale niestety nie teraz.
- Boże Caro, jesteś okropna. Idę się umyć. Może pójdziesz ze mną? - puścił oczko w moją stronę.
- Nie, dzięki nie skorzystam z propozycji. Może innym razem.
Justin niezadowolony wziął czyste bokserki i wszedł do łazienki. Korzystając z chwili wolności od niego uruchomiłam mojego MacBook'a i sprawdziłam e-maile. Wiadomość od Eleny.

Od: Elencia ♥
" Cześć, co u Ciebie słychać?
Przepraszam, że się nie odzywałam, ale miałam wiele problemów.
Zacznę od tego, że już nie jestem z Harrym. Zerwaliśmy po tym, kiedy złączył się w zespół z chłopakami. Nie miał dla mnie czasu, zdradzał mnie, dlatego zdecydowaliśmy się na rozstanie. Nie potrafiłam wybaczyć mu ani zdrady, ani tego, że mnie zostawił dla jakiejś lafiryndy. Byłam załamana, dopadła mnie depresja. Mieszałam alkohol z lekami, nie jadłam nic. W końcu trafiłam na odwyk dzięki mojemu przyjacielowi Thomasowi. Właśnie z niego wróciłam. Wiesz, żałuję, że stało się tak jak się stało. Nie chciałam stracić z Tobą kontaktu. Byłaś mi najbliższą osobą. W sumie, dalej jesteś. Kocham Cię na zawsze, pamiętaj o tym, mała. A co u Ciebie i Justina?
Elena. "

Nie miałam pojęcia, że wszystko tak się u nich potoczyło. Przecież mieli sie przeprowadzić do Ameryki, mieli być ze mną. Oby dwoje, a nie jedno z nich. Trochę głupio było mi ją oskarżać o wszystko, chociaż miałam taką ochotę. Chciałam jej napisać, że to ona się odwróciła, to ona jest wszystkiemu winna. Jednak, dopiero wróciła z odwyku, dlatego nie chcę jej dołować.

Do: Elencia ♥
" Cześć starucho.
U mnie i u Justina wszystko w jak najlepszym porządku. Kochamy się i to jest chyba najważniejsze.
Przykro mi z powodu Harrego i jego akcji. Nie wiem co mu odwaliło, przecież był taki kochany i słodki. No cóż, każdy się zmienia pod wpływem sławy, pieniędzy i kariery. Cieszę się, że Thomas wiedział co z Tobą zrobić. Jeżeli masz tylko ochotę, przylatuj do mnie w każdym momencie. Co prawda niedługo mam ruszyć w trasę z Justinem, ale jeszcze przez 3 miesiące jesteśmy w LA. Też żałuję tego, co się z nami stało. Kocham Cię i pamiętaj, nigdy się nie poddawaj!
Mała. "

Kiedy wysłałam wiadomość usłyszałam dzwonek. Tak, mamusie zapomniały kluczy od domu. Boże, gdzie te kobiety mają głowę?! Zamknęłam MacBook'a, wstałam z łóżka po czym zbiegłam po schodach w kierunku drzwi i otworzyłam je.
- Córciu, jesteś nam potrzebna. Kupiłyśmy tyle rzeczy, że nie damy same rady tego wnieść. - mama trzymała na rękach dwie pełne torby zakupów, Pattie za nią też. Odsunęłam się od drzwi tak, aby one mogły wejść, a ja żebym mogła wejść. Spojrzałam do bagażnika, w którym było jeszcze osiem takich toreb jak miały one. "Czy je popierdoliło?!" - pomyślałam i wzięłam dwie kolejne torby. Zaraz za mną przyszły mamuśki i wzięły pozostałe torby. Weszłyśmy do kuchni stawiając je na stole. Cały był zawalony zakupami. Wzięłyśmy się za rozpakowywanie.
- Czy to wszystko naprawdę jest potrzebne? - zapytałam,
- Kochanie, wrócił nasz największy odkurzacz, więc wszystko zniknie w mgnieniu oka. - powiedziała Pattie. Wszystkie zaśmiałyśmy się.
- Z czego wy się tak śmiejecie? - do kuchni wszedł Justin ubrany w rurki, które oczywiście miał pod tyłkiem. Czarne rurki, białe bokserki, do tego szare Vansy, oczywiście bez koszulki. Panie i panowie, mój bóg seksapilu. Podszedł do mnie i objął mnie w pasie.
- Boże Justin, chociaż raz w życiu mógłbyś nie paradować po domu w samych gaciach, które w dodatku i tak odsłaniają Ci dupę, a założyć jakąś koszulkę do tego? Mamy gości, jakbyś nie zauważył. - powiedziała zażenowana zachowaniem własnego syna Pattie.
- Mamusiu, Caro jest moją ukochaną, a jej mam to już jakby również moja mama, bo niebawem pewnie weźmiemy ślub i będziemy mieli gromadkę słodkich latających Justinków i Carolinek. - wszystkie spojrzałyśmy na niego, a on tylko uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- No dobra, klatę to masz cudną, muszę przyznać - odezwała się moja mama. - Nie lubisz przypadkiem starszych od siebie, Justin? - Razem z Pattie wywaliłyśmy oczy w jej kierunku. Justin tylko się zaśmiał.
- Niestety, przepraszam. Co prawda, jesteś atrakcyjna, ale wolę młodsze. Mamuśki jakoś mnie nie kręcą.
Cała ta sytuacja była porąbana jak lato z radiem, ale mniejsza o to. Rozpakowaliśmy zakupy, mamy zajęły się robieniem obiadu, a my z Justinem poszliśmy do niego. Pomogłam wypakować jego ciuchy i znieść je do pralni. Potem leniuchowaliśmy w łóżku. Po obiedzie poszliśmy do ogrodu. Ja grzałam się w słońcu, a Justin usiadł w cieniu pod drzewem i coś wymyślał na gitarze. Grał, zapisywał, grał, zapisywał, mazał, poprawiał i tak w kółko. Uwielbiałam kiedy był skupiony. Wyglądał jeszcze bardziej seksownie niż zwykle. Mogłabym się w niego wpatrywać jak w obrazek. Mamusie zawołały nas na obiad, zjedliśmy i poszliśmy się szykować do wyjścia. Poszłam wziąć prysznic. Strumienie letniej wody spływały po moim ciepłym ciele. Dokładnie umyłam włosy, wypucowałam żelem czekoladowym i wyszłam spod prysznica. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam do Justina. On był już dawno gotowy, ale ja jak zwykle musiałam się przygotować lepiej niż on. Justin do poprzedniego ubrania założył tylko czarną białą koszulę, podwinął rękawy.
- Czekam na Ciebie w samochodzie, shawty.- podszedł do mnie, pocałował mnie w czoło i wyszedł. Ja ubrałam bieliznę, którą mi kupił, założyłam czarną, obcisłą sukienkę i wysokie obcasy. Włosy zostawiłam rozpuszczone, ponieważ zakrywały mi odsłonięte ramiona. Pomalowałam rzęsy, nałożyłam na usta błyszczyk i wyszłam zamykając za sobą pokój. Zeszłam po schodach, zerknęłam w stronę salonu, gdzie siedziały mama z Pattie.
- Wychodzimy. - krzyknęłam.
- Tylko nie wróćcie za późno. - powiedziała Pattie.
- Pamiętajcie o gumkach! - krzyknęła moja mama.
- Nie będziemy długo, obiecuję. A ty mamo jesteś debilką. Pa!. - wyszłam z domu i poszłam w kierunku samochodu, w którym siedział mój bóg.
_____________________________________
kolejny, długo wyczekiwany ale myślę, ze się opłacało. :*
To już rok od kiedy prowadzę tego bloga. Zleciało jak nie wiem. Dziękuję za wszystko, KOCHAM! <3
Rozdział dla Andzi i Nicole ♥

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

No. 28

***

Tak jak przypuszczałem, Dan pomysłem nowej piosenki był zachwycony. Jednak, nie pozwoliłem mu wejść do studia, zanim nie usłyszy jej Caroline. Była to piosenka o nas, więc musiała ją usłyszeć jako pierwsza. Oczywiście o tym, że wróciłem nikt nie wiedział, nawet Pattie. Zatrzymałem się chwilowo u taty, w Kanadzie. Dzięki Bogu on nikomu nie powie, że tu siedzę. Przynajmniej mam spokój, mogę posiedzieć z nim, Jazzy i Jaxonem. Jak za starych dobrych czasów. Obejrzałem z dzieciakami dobranockę, Jaxo oczywiście usnął, jak to mój braciszek, więc zaniosłem go do pokoju. Ułożyłem w łóżku, przykryłem kołderką i zostawiłem w razie czego uchylone lekko drzwi. Jazzy poprosiła mnie, żebym przeczytał jej jeszcze bajkę na dobranoc. Nie potrafiłem odmówić tej słodkiej, małej blondyneczce o czarujących dużych oczkach. Położyłem się obok niej i zacząłem czytać "Kubusia Puchatka". Jazzy wtuliła się mój bok. Nie minęło dziesięć minut, a już spała. Najdelikatniej jak potrafiłem opuściłem miejsce obok niej, przykryłem ją po sam nosek kołderką i wyszedłem z pokoju. Na dole siedział tata z gitarą w ręku i coś grał bez sensu. Usiadłem obok niego i słuchałem.

- Justin - przerwał nagle ojciec. Oho, zapowiada się poważna męska rozmowa - co tak naprawdę się stało? Byłeś pijany i zadzwoniłeś do Caro?
- Tato... - nie chciałem po raz nie wiem który mówić tego samego każdemu.
- Czekaj. - Jeremy wstał i udał się w stronę kuchni. Usłyszałem tylko otwierającą się lodówkę i brzdęk butelek. Wiedziałem co się święci. Tata przyszedł z dwoma butelkami wódki. Usiadł na swoim poprzednim miejscu, wręczył mi jedną butelkę. - Teraz możesz mówić.
- Czy ty masz zamiar upić własnego syna do nieprzytomności? - spojrzałem najpierw na pół litra, które trzymałem w ręce, a następnie na ojca.
- Nie prawda... - wywrócił oczami i zaczął niewinnie gwizdać.
- Boże tato, jesteś gorszy od Kennego, Rayana i Chraza razem wziętych, wiesz? - posłałem mu łokcia w brzuch.
- Jak nie chcesz to pić nie musisz, przecież ci nie rozkazuję. - powiedział z irytacją wyczuwalną na kilometr.
- Napije się z Tobą z szacunku, okej?
- Ło kurwa, to bez tego byś się nie napił?
- Tato...
- Dobra, no okej. Tylko żeby nie było, pijemy z butelki, jak faceci.
- Szybciej się najebie, ale okej.

Otworzyliśmy butelki i zaczęliśmy. Jak wiadomo, alkohol doskonale wpływa na gadkę, więc ojciec dowiedział się więcej niż powinien. Mam do niego zaufanie, więc wiem że nikomu nie piśnie nawet słówka. Chyba trochę przesadzam z tym alkoholem, ale co ja na to poradzę? Jak dają to bierz, a jak nie dają to kradnij. Czułem, jak ciepło rozwala mój przełyk od środka. Nie potrafiłem prosto chodzić, więc do pokoju prawie się doczołgałem. Tak czy siak, wytrzymałem dłużej niż ojciec, bo dopiłem jego butelkę. Doczołgałem się do łóżka i usnąłem w mgnieniu oka.

Posiedziałem jeszcze u taty dwa dni i wróciłem do LA. Przyleciałem rano, bo zależało mi na czasie. Wsiadłem w pierwszą lepszą taksówkę i pojechałem do domu. Było po dziesiątej, więc mama pewnie już dawno wstała. Kiedy podjechaliśmy pod bramę, zobaczyłem znany mi samochód. Caroline już od rana była u mamy.

* Oczami Caroline *

Razem z mamą zostałyśmy na noc u Pattie. Babski wieczór z komediami romantycznymi, pudełkiem lodów czekoladowych i paczkami chusteczek higienicznych. Wstałam najwcześniej, bo od dziewiątej nie mogłam już spać. Zeszłam na dół, posprzątałam po wczorajszym wieczorze i przyszykowałam jakieś śniadanie. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. "Boże, co za debil dzwoni dzwonkiem, przecież wszystkich zbudzi" pomyślałam i ruszyłam w kierunku drzwi. Otworzyłam zamki, chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Doznałam lekko mówiąc szoku. Moim oczom ukazał się Justin. Stałam jak wryta, nie wiedząc co powiedzieć. Justin był tak samo zszokowany jak ja, jednak on szybciej się ocknął i przytulił mnie z całej siły do siebie. Kiedy mnie postawił na nogach zarzuciłam swoje ręce na jego szyję i uwiesiłam się na nim jak małpka. Wtuliłam się w jego tors i napawałam jego zapachem. Pachniał tak jak zawsze, męskimi intensywnymi perfumami. Jego dłonie jak zawsze delikatne chwyciły mnie w pasie. Justin zjechał niżej, chwycił mnie pod pośladkami i podniósł do góry. Nasze czoła stykały się, a na ustach mogłam poczuć jego ciepły nierównomierny oddech. Niepewnie musnęłam jego wargi, raz, drugi, trzeci. Justin pogłębił nasz pocałunek. Nasze usta złączyły się w jedność i wszystko, co otaczało mnie zniknęło. Czułam się wspaniale, tak strasznie tęskniłam za tymi pocałunkami w jego wykonaniu. Bez znaczenia co było między nami wcześniej, czy pokłóciliśmy się, czy nie. Był dla mnie idealny, dla innych nie musiał taki być. Wędrowałam dłońmi po jego włosach i szyi. On swoimi po moich pośladkach i udach. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie. Justin opuścił mnie na podłogę, ale mimo tego dalej trzymałam się jego szyi.

- Już myślałyśmy, że nigdy nie skończycie. - usłyszeliśmy głosy za nami. Tak, mamusie wszystko musiały widzieć. Zrobiłam się cała czerwona na twarzy i wtuliłam się w bok Justina. On tylko cicho się zaśmiał i objął mnie ramieniem.
- Dzień dobry. - przywitał się Justin z dwoma kobietami.
- Czy ty chcesz, żebym ja przez Ciebie straciła wszystkie włosy na głowie? Justin jak mogłeś się tak długo nie odzywać. Myślałam, że coś ci się stało, nie daj Boże. - Pattie zaczęła swój monolog, który Justin grzecznie wysłuchał, po chwili niezręcznej ciszy się odezwał.
- Przepraszam mamo, to więcej się nie powtórzy, obiecuję. Musiałem trochę pobyć sam, przemyśleć wszystko i wrócić. Przy okazji odwiedziłem tatę i dzieciaki.
- Och, dobrze. Więc, poznaj mamę Caroline. Diana, o to mój syn Justin.
- Witaj Justinie.
- Dobra, przygotowałam śniadanie - odezwałam się nagle - ktoś jest tu głodny?
- Ja - odezwał się Justin, a my wybuchnęłyśmy śmiechem. - No co? - zrobił oczka niewiniątka i lekko się zarumienił.
- Justin, ty zawsze jesteś głodny.
- Nie moja wina, że kocham jeść.
- Jakoś tego po Tobie nie widać - odezwała się moja mama.
- Tak, wiem.
Usiedliśmy przy stole w kuchni i zjedliśmy wspólnie śniadanie. Pattie bez przerwy wypytywała Justina o to, co robił. Widać było, że wiele rzeczy nazmyślał. Wiem, kiedy mówi prawdę, a kiedy tylko udziela odpowiedzi, żeby się odczepić od niego. Po śniadaniu mamuśki dały się na zakupy, a my z Justinem posprzątaliśmy po posiłku.

Potem usiedliśmy w salonie i siedzieliśmy w ciszy. Położyłam się na kolanach Justina, a on bawił się moimi włosami. W pewnym momencie wstał. Chciałam też wstać, ale mnie powstrzymał.

- Leż i się nie ruszaj. - powiedział, a sam podszedł do pianina i zaczął coś grać. Zaraz usłyszałam pierwsze słowa piosenki.

Lately I've been thinking, thinking 'bout what we had
I know it was hard, it was all that we knew, yeah.
Have you been drinking, to take all the pain away?
I wish that I could give you what you deserve
'Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
You know there's no one, I can relate to
I know we won't find a love that's so true.

Łzy poleciały mi po policzkach, a Justin dalej grał i śpiewał.

There's nothing like us, there's nothing like you and me
Together through the storm.
There's nothing like us, there's nothing like you and me
Together.
  
Czułam się jak w zaczarowanym świecie, jego głos wpływał na mnie niesamowicie kojąco. Kiedy skończył, odwrócił się w moją stronę. Natychmiast wstałam i podeszłam do niego, usiadłam mu na kolanach i przytuliłam się. Justin też przytulił się do mnie.
- Teraz wiesz, jak się czułem kiedy powiedziałaś, że nie chcesz mnie słyszeć. - odrzekł, a ja zaniosłam się płaczem. - Kochanie, nie płacz proszę Cię.
- Nie rozumiem jak ja mogłam tak powiedzieć. - powiedziałam między przerwami w napadającym mnie płaczu - Kocham Cię i nigdy nie przestanę. Boże, jaką ja byłam idiotką mówiąc Ci takie paskudne rzeczy. Sama nie jestem lepsza, bo też imprezowałam i upijałam się do nieprzytomności. Mogłam Ci wszystko wybaczyć, ale byłam egoistką i nie rozumiałam. Przepraszam Cię Justin, nigdy więcej nie zrobię Ci takiej krzywdy, obiecuję! - jeszcze bardziej wtuliłam się w niego.
- Nie płacz już, proszę. - Justin głaskał mnie po głowie i co chwilę całował mnie w jej czubek. - Jesteś za piękna, żeby płakać. Naprawdę to rozumiem i wybaczam, proszę uśmiechnij się Caroline. - powiedział cicho i tak słodko, że nie potrafiłam mu odmówić. Odchyliłam się, spojrzałam w jego brązowe oczy i dojrzałam w nich tańczące iskierki szczęścia. Moje, mimo że zapłakane pewnie wyrażały to samo, bo cieszyłam się jak dziecko, które dostało szansę na loterii i wygrało wielkiego pluszowego misia.
W sumie, również taką szansę dostałam, a moją wygraną był Justin Drew Bieber - chłopak, za którego byłam gotowa oddać życie i wszystko to, co posiadałam. 

________________________________________________
zaległości zaległości. 1 kwietnia dzisiaj i z okazji Prima Aprilis rozdział nowy. :)
Dziękuję, że jesteście. ♥
Dziękuję za wspaniały koncert!
do kolejnego :* 

niedziela, 17 marca 2013

No. 27

***

" Skąd miałeś broń w walizce i czy miałeś jej więcej lub miałeś inne rzeczy." Słowa Caroline długo krążyły mi po głowie. Mam się wkopać w kolejne kłamstwo? Powiedzieć prawdę? Czy może zataić chociaż narkotyki? Miliony, miliardy myśli krążyły mi w te i wewte. Kompletnie nie wiedziałem co mam począć. Spojrzałem na Ushera, który był obecny podczas całej rozmowy, bo nie wierzył, że powiem jej prawdę. Jego spojrzenie mówiło mi "powiedz prawdę, albo będziesz miał przechlapane nie tylko od niej ale i ode mnie"
- Tak skarbie, miałem trzy pistolety i... trawkę. Ale to wszystko, przysięgam.
W słuchawce nie słyszałam nic po za ciszą. Nie dziwię się, że odebrało jej mowę, ale mogłaby chociaż oddychać. Byłbym o wiele spokojniejszy, nie ukrywam.
- Caro, skarbie...
- Dlaczego mnie oszukiwałeś?
- Nie chciałem ci tego mówić. Po prostu nie chciałem. Proszę cię, wybacz mi. Nigdy więcej już cię nie oszukam. Naprawdę. Jest mi strasznie głupio, że nie powiedziałem Ci prawdy, ale widocznie nie potrafiłem...
- A teraz niby potrafisz? Skąd mam mieć pewność, że mnie nie oszukujesz? - wcięła mi się w rozmowę.
- Mh, czyli mi nie wierzysz nadal?
- Na nic Twoje tłumaczenia Justin... Z resztą, to nie jest sprawa na telefon. Pogadamy jak wrócisz.
- Caroline... - niestety rozłączyła się. - Kocham Cię. - powiedziałem do telefonu, mimo że nawet tego nie usłyszała.
Czułem się strasznie. Nie chodzi o to, że kłamałem. Czuję się strasznie z faktem, że mi nie wierzy. W sumie, jak może mi ufać, skoro tak czy siak nie byłem w stosunku do niej szczery? Nie wiem co się ze mną dzieje. Chyba potrzebuję wypoczynku, wytchnienia. Muszę poukładać sobie wszelkie sprawy w głowie. Niby jestem już daleko od domu, jednak nadal blisko problemów i używek, a to zdecydowanie mi nie pomoże. Muszę wyjechać gdzieś, gdzie będę mógł oddać się myślą i swojej muzyce.
- Usher? - odezwałem się w pewnej chwili wyrywając z myśli i siebie i jego.
- Co?
- Znasz jakieś miejsce, gdzie mógłbym polecieć, albo pojechać? Jakaś spokojna miejscówka.
- Pewnie - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju. Zapewne poszedł pogadać z Kenciakiem. Usher i Kenny, są dla mnie jak bracia. Mimo, że mogliby być moimi rodzicami... Wróć! Źle to ująłem. Nie, żebym chciał żyć w gejowskiej rodzinie, mimo że nic do nich nie mam, jednak dziwnie by tak było mieć dwóch ojców. Mam jednego, Jeremiego i mi wystarczy.

* oczami Caroline *

Można kochać i nienawidzić kogoś zarazem? Chyba tak, bo właśnie w takim stanie teraz się znajduję. Najchętniej zabiłabym tego gnojka za to, że tak strasznie miesza mi w głowie, ale z drugiej strony chciałabym się do niego przytulić i zapomnieć o całym tym okropnym świecie. Leżąc na plecach odszukałam ręką obok siebie mojego iPhone, odblokowałam go i spojrzałam na tapetę, na której widniałam razem z Justinem. Ja uśmiechałam się jak głupia, a Justin całował mnie w policzek. To było urocze. Uwielbiam go, kocham go, oddałabym za niego życie, aczkolwiek niekiedy tak bardzo mnie denerwuje, irytuje, wkurza i oszukuję. Tak, nie ma ideałów na tym świecie, ale do ideału można powoli dążyć. Wspólnymi siłami da się coś osiągnąć. Wyjęłam z szufladki słuchawki, przebrałam się w dres, włosy związałam w kucyk. Tak przygotowana mogłam iść biegać.

* po tygodniu *

Mama jest już w domu, przyleciała trzy dni temu. Ojciec oczywiście nie miał czasu nawet odebrać jej z lotniska, dlatego też zabrałam ze sobą Pattie. Mamusie od razu się polubiły. Jak zauważyłam, miały podobny pogląd na niektóre sprawy i naprawdę się dogadywały. Mimo, że moja mama jest znacznie starsza od mamy Justina (aż 10 lat) to dogadują się wspaniale. Dzisiaj w trzy idziemy zobaczyć szkoły, do których będę mogła uczęszczać. Oczywiście o ile któraś wpadnie mi w oko. Mam możliwość nauki w domu, ale nie chcę z tej opcji skorzystać. Oczywiście, leniwie zwlokłam się z łóżka ok. jedenastej w południe. Nie wiem jak ja będę wstawać o siódmej do szkoły. Poszłam w stronę garderoby, ubrałam na siebie zwiewną sukienkę w kropki i czarne balerinki. Do ręki wzięłam telefon i zbiegłam na dół do kuchni. Pattie już siedziała z mamą i plotkowały.
- Dzień dobry. - przywitałam się po czym podeszłam do jednej i drugiej, aby dać im buziaka w policzek. Trzeba przyznać, promieniałam z radości i pozytywnego myślenia.
- Co ty w takim dobrym nastroju? - uśmiechnęła się do mnie mama po czym skierowała wzrok na Pattie. Zapytała wzrokiem, ale mama mojego ukochanego tylko zaprzeczyła, że nic nie wie.
- To już człowiek nie może mieć dobrego humoru od samego rana? Cieszę się dzisiejszym odwiedzaniem szkół. Może poznam jakiś nowych ludzi?
- To zapewne. Wcinaj kochanie śniadanie i ruszamy w drogę.
- Dobrze.
- Caroline? - w moją stronę zwróciła się Pattie .
- Słucham?
- Rozmawiałaś z Justinem?
- Ostatnio 3 dni temu wysłał mi sms, że odezwie się niebawem. Odpisałam mu ok i na tym się nasza rozmowa skończyła.
- Stało się coś pomiędzy Wami?
- To nic poważnego, mała kłótnia przedmałżeńska, nie martwcie się o nas. - powiedziałam i zaczęłam jeść płatki z jogurtem truskawkowym.

* oczami Justina *

Usher jest naprawdę wspaniały. Załatwił mi znakomite miejsce do przemyśleń i odpoczynku. Jestem sam, zupełnie sam i to mi się podoba. Zdążyłem uporządkować już sporo spraw w mojej głowie. Całe dnie spędzam spacerując brzegiem morza, leżąc w cieniu niewielkich drzew i myśląc. Niekiedy boli mnie głowa, ale nie wiem czy to od myślenia czy od słońca. W końcu udało mi się napisać piosenkę. Prawdziwą o nas, o mnie i o Caroline. Oczywiście, nie zaśpiewam jej tego przez telefon. Po powrocie planuję zrobić jej niespodziankę. Taką, aby mi wybaczyła moje zachowanie, to że nie jestem perfekcyjny ani na tyle dobry, żeby dać jej wszystko, czego potrzebuję. Wziąłem gitarę, kartki i długopis. Usiadłem na jakimś kamieniu i zacząłem tworzyć muzykę do słów.

Lately I've been thinking, thinking 'bout what we had
I know it was hard, it was all that we knew, yeah.
Have you been drinking, to take all the pain away?
I wish that I could give you what you deserve
'Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
You know there's no one, I can relate to
I know we won't find a love that's so true.

Tak, to zdecydowanie pasowało do nas. Napisałem ostatnią nutę, wyjąłem z kieszeni iPhone i napisałem do Dana, że mam nowy numer na płytę. Pewnie chłopak się ucieszy. 

_________________________________
znów za dużo zaległości. Wybaczcie. :) 

niedziela, 3 marca 2013

No. 26

***

Będąc u Pattie powiedziałam jej o wszystkim tym, co zrobił ojciec, co robiłam w nocy. Oczywiście poprosiłam o dyskrecję, nie chciałam, aby Justin się dowiedział o tym, że byłam w klubie i tak dalej. O nim samym nie pisnęłam ani słówka. Nie będę kapować go własnej rodzicielce. Pattie pomogła mi zakryć sińce pod oczami makijażem, który był mocny ale wyjątkowo podobał mi się. Nie mogłam siedzieć cały dzień w domu, dlatego też pojechałyśmy na zakupy. Chodziłyśmy po sklepach, oglądałyśmy miliony rzeczy, które mogłabym kupić, aczkolwiek nie miałam takiej potrzeby.

- Przymierz tę. Zobaczysz, będziesz ślicznie w niej wyglądać. - powiedziała Pattie podając mi turkusową, zwiewną sukienkę z brązowym paskiem. - Proszę, zrób to dla mnie. - widziała, że nie jestem zbyt zadowolona z jej pomysłu. Jednak nie potrafiłam odmówić tej kobiecie. Była jak moja mama, która lada dzień miała przylecieć tutaj, do mnie, do swojej ukochanej i jedynej córeczki.
- No dobrze, ale tylko tę. - uśmiechnęłam się blado i weszłam do przebieralni. Odwróciłam się tyłem do lustra, aby nie widzieć siebie w sukience. Ubrałam się i odsłoniłam zasłonę. Rodzicielka mojego ukochanego od razu odwróciła się w moją stronę.
- Caroline, wyglądasz cudownie. Jejciu, aż trudno uwierzyć w to, jaką mój syn ma piękną i przesympatyczną dziewczynę! - powiedziała wpadając w zachwyt. Zdecydowałam, że odwrócę się i zobaczę, czy faktycznie tak jest. Zaczerpnęłam powietrza, zamknęłam oczy i powoli się odwróciłam. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam zupełnie inną mnie. Faktycznie, bardzo pasowała do mnie owa sukienka. Szczerze mówiąc, wyglądałam naprawdę dobrze. Przyjrzałam się sobie jeszcze kilka razy i doszłam do wniosku, że kupię ją. Taki prezent dla Justina, kiedy wróci z tej swojej "ważnej służby".
- Pattie, kupuję ją. - powiedziałam z wielkim uśmiechem na ustach.
- Wspaniale! - odrzekła klaszcząc w dłonie.

Wyszłyśmy ze sklepu i poszłyśmy w stronę restauracji. Oby dwie zamówiłyśmy spaghetti.
- Caroline, masz kontakt z Justinem? - zapytała.
- Tak mam, dlaczego pytasz?
- Wiesz, od czasów wyjazdu się do mnie nie odzywa. Dobrze, że chociaż do Ciebie się odezwał. - odrzekła ze smutkiem. W tym momencie, miałam ochotę ochrzanić Bieber'a za to, że zaniedbuje własną mamę. Miał dawać jej znak życia, a nie. Wyjęłam swojego iPhone z torebki, odblokowałam i weszłam w wiadomości. - Co robisz? - zapytała mnie Pattie, widząc z jaką prędkością piszę wiadomość.
- Piszę do Justina. To znaczy, wrzeszczę na niego przez wiadomość tekstową.

* oczami Justina *

Obudziłem się z okropnym kacem. Szukałem obok łóżka jakiejkolwiek butelki z płynem. Niestety, znalazłem tylko pół flaszki wódki. Zdecydowałem, że znajdę telefon i zadzwonię do Kennego, żeby przyniósł mi wodę i tabletki na kaca. Namacałem telefon, odblokowałem i zobaczyłem dziesięć nieodebranych od Caroline, dwa od mamy i sms od Caroline. Odczytałem go. Pisała dużymi literami, co jako pierwsze rzuciło się w oczy. Jej pismo równa się mam przerypane.

Od: Kochanie.
" NIE WIEM CO TY SOBIE MYŚLISZ, ALE WKURZASZ MNIE. NAJPIERW MASZ DO MNIE PRETENSJE O TO, JAK SAMA SIĘ ZACHOWUJĘ, A POTEM SAM UPIJASZ SIĘ DO NIEPRZYTOMNOŚCI. ZACHOWUJESZ SIĘ JAK NIEDOJEBANA GWIAZDECZKA, KTÓRA MYŚLI, ŻE MOŻE WSZYSTKO, A TAK NAPRAWDĘ NIE MOŻE NIC! MAM DOŚĆ TWOICH WSZYSTKICH KŁAMSTW I TEGO, ŻE ZANIEDBUJESZ WŁASNĄ MAMĘ! JEŻELI W OGÓLE SIĘ OBUDZISZ, DAJ ZNAĆ. "

Tak, zdecydowanie sobie nagrabiłem u niej. Tak czy siak, najpierw musiałem się czegoś napić. Wstałem powoli z łóżka. Głowa mi pękała. Kiedy byłem u drzwi kuchni wszyscy spojrzeli w moją stronę i wybuchnęli gromkim śmiechem.

- Co was tak kurwa śmieszy?
- Ty. - odpowiedział przez śmiech Rayan. - Wyglądasz jak sto nieszczęść. Chłopie, alkohol cię niszczy.
- Zamknij się - odpyskowałem i podążyłem w stronę lodówki. Wyciągnąłem wodę i zacząłem pić. Piłem i skończyć nie mogłem. Czułem się jak smok wawelski. Oczywiście ci debile się ze mnie śmiali. Kiedy piłem ostatki, zatrzymałem je w ustach. Odstawiłem butelkę na blat i wyplułem na nich wszystko to, co miałem w ustach. Teraz byli na mnie wściekli. Tylko Usher nie oberwał. - Kolejnym razem, kiedy będziecie mieli zamiar się ze mnie śmiać, pomyślcie o skutkach. Usher - zwróciłem się ku niemu - jak możesz, to przyjdź za dwadzieścia minut do mnie do pokoju, proszę. - powiedziałem i zniknąłem za ścianą kuchni.

Wszedłem do pokoju, wziąłem ręcznik i ruszyłem w stronę łazienki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Strumienie zimnej wody lały się po moim ciele. To było to, czego potrzebowałem. Głowa dawała o sobie znać, ale nie tak bardzo. Zimna woda kojąco wypływała na jej ból. Wychodząc spod prysznica, zarzuciłem na biodra ręcznik, a włosy pomierzwiłem ręką. Były w idealnym nieładzie, tak jak całe moje życie. Wyszedłem z łazienki, ubrałem się i położyłem na łóżku. Jeszcze raz przeanalizowałem wiadomość od Caroline. Kiedy pisała to, musiała być w obecności mamy. Innego wyjścia nie ma. Tak czy siak, przed rozmową z Caro musiałem porozmawiać z Usherem. On zawsze wiedział, co powiedzieć i jak złagodzić zaistniałą sytuację. Zdecydowałem się napisać do mamy sms. Nie chciałem jakoś z nią gadać, a wiadomość powinna wystarczyć.

Do: Mama
" Cześć mamuś. Przepraszam, że nie dzwoniłem, ale nie miałem czasu. Żyję, jest wszystko okej, Kenny o mnie dba, sam o siebie też dbam. Chciałbym zadzwonić, ale zaraz mam kolejne spotkanie, a wiem, że jak ty się rozgadasz, to pół godziny w plecy. Po spotkaniu zadzwonię. Całuję, Justin"

Zdążyłem wysłać wiadomość, a do pokoju wszedł Usher.
- Dobra, o co chodzi młody? - usiadł po drugiej stronie łóżka.
- Patrz - rzuciłem mu telefonem z wiadomością od Caroline. Usher uważnie ją przeczytał, analizując każde słowo.
- No stary, masz ładnie przechlapane.
- Nie pomagasz. - spojrzałem na niego mrożącym spojrzeniem.
- Na Twoim miejscu powiedziałbym jej całą prawdę. Zakopałeś się po uszy.
- Mówisz, że to będzie najstosowniejsze?
- Moim zdaniem tak. Nie ma sensu, żebyś ją okłamywał. Tak czy siak się dowie. Myślę, że sugerując kłamstwa miała na myśli, żebyś nareszcie się wyjawił z wszystkim.
- Mogę napisać jej sms, że...
- Nie. - przerwał mi stanowczo kumpel - Koniec z kłamstwami. Tego, że brakło ci środków na koncie też nie kupi, bo masz abonament tępy łosiu, a po drugie darmowe do niej. - wywrócił oczami - niekiedy nie mogę uwierzyć w to, że aż tak próbujesz kombinować, żeby uciec od prawdy! Jesteś okropny, wiesz?
- Wiem wiem. Dobra, zadzwonię do niej.
- Trzymaj. - Usher zdążył już wybrać do niej numer.

Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty. Za piątym odebrała.
- Tak? - powiedziała śpiącym głosem.
- Skarbie, jeżeli cię obudziłem to przepraszam.
- Justin? - zapytała z niedowierzaniem.
- A czy ktoś inny mówi do ciebie "skarbie"? Tak czy inaczej. Przeczytałem sms od Ciebie i... - przerwałem na chwilę.
- I...? Co wywnioskowałeś? - zapytała.
- Że jesteś strasznie na mnie wkurzona i muszę powiedzieć Ci całą prawdę.
- Okej, w takim razie słucham.
- Więc, zacznijmy od początku. Nie jestem w sprawach służbowych, tylko prywatnych. Nie udzielam wywiadów, nie jeżdżę na konferencję w sprawie płyty. To wszystko było kłamstwem. - przerwałem na chwilę, chcąc usłyszeć coś od Caro. Nic się nie odzywała, więc kontynuowałem. - Jestem z Usherem, Kennym, Rayanem, Chrazem na takich męskich wakacjach. Od długiego czasu organizujemy sobie w taki sposób chociaż trochę czasu, aby spędzić samym. Rozumiesz? - Caro przez dłuższy czas znów się nie odzywała.
- Tak, rozumiem. Nie mogłeś od razu powiedzieć prawdy, tylko kłamać? Nie obraziłabym się, zrozumiałabym.
- Przepraszam skarbie. Wybaczysz mi?
- Pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Skąd miałeś broń w walizce i czy miałeś jej więcej lub miałeś inne rzeczy. - powiedziała poważnym głosem. Zrobiłem oczy wielkości dużego guzika. Byłem skończony.
____________________________________________________
tak jak pisałam , rozdziały będę rzadziej dodawać. Nauka nauka i jeszcze raz nauka. :) myślę, że po koncercie jakoś się uspokoi. To do kolejnego miśki! <3

środa, 20 lutego 2013

No. 25

***

Do godziny piątej po południu byłem już tak pijany, że nie panowałem nad własnym ciałem. Może, gdybym nie jarał trawki byłoby lepiej. Tak czy inaczej nie potrafiłem mówić, a moje słowa to był jakiś niezrozumiały bełkot. Lubiłem ten stan, bo mogłem mówić co mi się żywnie podoba, a nikt i tak tego nie zrozumie. Chyba za dużo już gadałem, bo poczułem jak Kenny przerzuca mnie sobie przez ramię niczym worek z ziemniakami. Zdawało mi się, że próbuję się jakoś uwolnić z uścisku chyba nawet biłem go po plecach. Nie poskutkowało. Z Kennym nikt nie wygra. W końcu rzucił mną na łózko i wyszedł z pokoju. Ja natomiast odpłynąłem nie wiem na jak długi czas.

*Oczami Caroline*

Długo nie siedziałam sama. Zdążyłam wypić dwie szklanki wody i połknąć tabletki na ból głowy. Do kuchni zszedł chłopak, który spał w łóżku z Nicole.
- Cześć - przywitał się mierzwiąc sobie brązowe włosy. Co jak co, ale ciało miał nienaganne. Widać było, że pakuje na siłowni, ale nie za wiele, żeby nie wyglądać na super napakowanego kolesia. Na oko miał dwadzieścia jeden lat, był wysoki tak około metra osiemdziesięciu pięciu. Kiedy usiadł na wprost mnie mogłam przyjrzeć się jego twarzy. Lekki zarost, bystre, niebieskie oczy i pełne usta. Muszę przyznać, że niezły z niego przystojniak.
- Cześć - odpowiedziałam. - Nicole jeszcze śpi? - zapytałam, aby jakoś zacząć rozmowę.
- Tak, musi odespać. Dziwne, wstałaś wcześniej od niej, a byłaś bardziej pijana. - zaśmiał się na wspomnienie dzisiejszej nocy.
- Umm... - czułam jak zaczynam się czerwienić na policzkach, dlatego mimowolnie zasłoniłam je włosami.
- Caro, nic złego nie zrobiłaś. Tylko bez przerwy gadałaś, "Dobrze, że nie ma z nami Justina, zabiłby mnie za to w jakim stanie jestem" i jeszcze "Pamiętajcie, nie mogę go zdradzić." - zalałam się jeszcze większym rumieńcem. Teraz wyglądałam jak burak. - Domyślam się, że chodzi o Twojego chłopaka, prawda? - zapytał i spojrzał mi w oczy.
- Tak, Justin to mój chłopak, ale chwilowo nie ma go w tym stanie. - odpowiedziałam dając kosmyk włosów za ucho.
- Mogłem się domyśleć. No cóż. A tak na marginesie pamiętasz moje imię chociaż?
- Nie bardzo... Sam powiedziałeś, że byłam ładnie nawiana... - spojrzałam na niego. On tylko się uśmiechnął w moją stronę.
- Louis.
- No to teraz już wiem. Mógłbyś mi przybliżyć trochę co robiłam dzisiejszej nocy? Czy też nie pamiętasz?
- Jako jedyny byłem dosyć trzeźwy, więc pamiętam. No to tak... - Louis zaczął opowiadać mi co się wydarzyło tej nocy. Dzięki Bogu, do trójkąta nie doszło, Louis przetransportował nas do domu Nicole. W sumie, żadnych szkód nie wyrządziłam tylko dobrze się bawiłam. To, że byłam pijana pomijając.

Pogadałam jeszcze chwilę z Louisem, trochę dowiedziałam się na jego temat i tego czym się zajmuje. Otóż nie jest chłopakiem Nicole, tylko jej kuzynem, a to, że spali w jednym łóżku to czysty przypadek. Po prostu wolał mieć nas na oku. To miłe, że chciał się nami zaopiekować. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. To Justin. Byłam zdziwiona, bo to ja miałam zadzwonić a nie on. Odebrałam.

- Tak słucham.
- Caroline, koam cie. - powiedział. Był tak pijany, że pewnie nie wiedział, że do mnie zadzwonił.
- Justin, jesteś pijany. Jak wytrzeźwiejesz, to zadzwoń. - rozłączyłam się. Wyłączyłam dzwonki, żebym nie musiała słuchać kolejnych prób dodzwonienia się do mojej osoby przez niego. Odłożyłam telefon na stół i dalej rozmawiałam z Louisem.

Nie przejmowałam się Justinem, niech robi co chcę. Po jakiś dwóch godzinach rozmowy z Louisem zdecydowałam, że wrócę do domu. Pożegnałam się z nim, powiedziałam, żeby ucałował ode mnie Nicole i dałam mu mój numer w razie jakiegoś problemu. Zamówiłam taksówkę na podany adres i wróciłam do domu. Kiedy włożyłam klucz w zamek zdziwiłam się, bo w tym samym momencie tata otworzył drzwi. Nie wyglądał na zadowolonego.

- Dzień dobry. Czy ty wiesz o której się do domu wraca? - zapytał. Był zły, wyczuwałam to w jego głosie.
- Cześć. Wiem i to również dotyczy się Ciebie.
- Mnie? Ja pracuję kochana. A ty włóczysz się po nocy. Nie ma Justina i zaczynasz głupieć. - powiedział z lekkim uśmiechem. - Nie ma kto Cię przypilnować?
- Twoim obowiązkiem, jako rodzica, jest przypilnowanie mnie. A od Justina się odczep, proszę. - dodałam i przeszłam obok niego.
- Jak ty się zachowujesz w stosunku do mnie?! - zaczął się na mnie wydzierać. Podszedł bliżej mnie, podniósł rękę i wymierzył cios w mój policzek. Moja głowa przechyliła się i uderzyłam o ścianę.Spłynęłam po niej. -Jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz, a skończysz o wiele gorzej. - zagroził i wyszedł.

Teraz żałowałam, że nie ma przy mnie Justina. Po kilku minutach podniosłam się z podłogi na przedpokoju i z trudem weszłam po schodach do swojego pokoju. Wzięłam świeże ubrania i poszłam się odświeżyć. Zimny prysznic to to, czego najbardziej teraz potrzebowałam. Po doprowadzeniu się do stanu człowieczeństwa wzięłam telefon. Miałam znów ponad dwadzieścia nieodebranych od Justina. Zignorowałam to, bo wiedziałam, że był pijany jak bela. Wybrałam numer do Pattie. Po trzech sygnałach odebrała. Uśmiechnęłam się mimowolnie.

- Caroline, coś się stało? - zapytała.
- Mogę do Ciebie przyjechać? Nie chcę być teraz sama. - powiedziałam i prawie się rozpłakałam.
- Jasne, przyjeżdżaj w tej chwili. Czekam. - rozłączyła się. Wzięłam kluczyki do swojego samochodu, prawo jazdy i dokumenty. Musiałam wziąć okulary przeciwsłoneczne mimo tego, że nie było słońca, aby zakryć swoje sińce pod oczami. Zeszłam na dół, zamknęłam dom na klucz i pojechałam do Pattie.

________________________________
Hej. :* na wstępie poinformuję, że rozdziały tak często pojawiać się nie będą. Nie chcę zawieszać, ale teraz postanowiłam po feriach wziąć się za siebie i za naukę. Dziękuję za wszystko . xoxo 

czwartek, 14 lutego 2013

No... 24

***

* Oczami Caroline *

Wypiłyśmy z Nicole kilka kolejek. Na dobrą sprawę, to był pierwszy raz, kiedy tak piłam alkohol. Przeważnie kończyło się na piątym kieliszku. Mimo tego, że nigdy nie piłam w takiej ilości jak dzisiaj, bo pewnie sama wypiłam pół flaszki, nic mi się nie działo, po za tym, że miałam fazę na tańczenie. Ocierałyśmy się o siebie z Nicole, potem o jakiś obcych kolesi. Bawiłam się wspaniale, więc po drugiej nad ranem zmieniłyśmy klub. Znów poszło kilka kolejek, tym razem tequili. Po tym trunku totalnie straciłam wątek. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.

Obudziłam się następnego dnia w obcym mi miejscu. Leżałam na podłodze w staniku i rurkach. Lekko podniosłam się na łokciach, żeby rozejrzeć się po okolicy. Byłam w obcym mi miejscu, na podłodze, słońce waliło po oknach niesamowicie, a na łóżku leżała jakaś dziewczyna. Tak, to zdecydowanie musiała być Nicole. Obok niej leżał jakiś chłopak. Trochę się zlękłam, bo nie wyobrażam sobie, że mogłabym wejść w trójkąt. A po drugie, zdradziłabym wtedy Justina. Ale, nie było to możliwe, bo byłam w spodniach. - Właśnie, Justin! - powiedział mój głos w głowie. Podniosłam się i zaczęłam szukać mojej torebki. Rozejrzałam się za nią. Wszędzie walały się ubrania. Podeszłam do mojej kurtki, podniosłam ją i zobaczyłam torebkę. Szybko wyjęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Odblokowałam go jednym ruchem i zobaczyłam 3 wiadomości i 20 nieodebranych połączeń. - No to wpadłam - pomyślałam i zeszłam na dół tak, aby nie zbudzić Nicole i śpiącego obok niej chłopaka.

Wyszłam przed dom. Najpierw odczytałam sms. Pierwszy brzmiał:
" Dobranoc moja shawty, Kocham Cię. "
Drugi:
" Dzień dobry! Kocham Cię!. "
Trzeci:
" Jeżeli się obraziłaś, chociaż nie masz za co, okej, nie odbieraj dalej"
Po odczytaniu tych wiadomości od razu wybrałam numer do Justina. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Nareszcie odebrał!

- Caroline? - zapytał, jakby nie wiedział kto do niego dzwoni.
- A kogo się spodziewałeś, ducha świętego? - powiedziałam lekko zirytowana.
- Po tym, jak próbowałem dodzwonić się miliony razy, tak. Dlaczego nie odbierałaś? Martwiłem się...
- Umm, spałam. Przepraszam, gorzej się ostatnimi czasy czuję, potrzebuję więcej snu.... - skłamałam. Przecież nie powiem mu "no bo wiesz, byłam na imprezie, zapiłam pałę i nie wiem gdzie teraz się znajduję."
- Idź może lepiej do lekarza, co ty na to? - powiedział z troską.
- Pójdę, spokojnie. Ale jeszcze się wstrzymam.
- No jak wolisz.
- A co u Ciebie, bo nadal nic nie wiem.
- Hmm u mnie? - nastała chwila ciszy - U mnie wszystko okej. Bez przerwy podpisuję jakieś karteczki, pozuję do zdjęć, widuję się z fanami. To fajne, ale do czasu.
- Bo tak, to musi być męczące.
- Oj jest... Ile bym dał, żeby teraz leżeć obok Ciebie. - powiedział to tak słodko, że na moich ustach mimowolnie pojawił się uśmiech.
- Damy radę skarbie, to dopiero druga doba leci, a ty już narzekasz. Chciałam jechać z Tobą, to mi nie pozwoliłeś, więc miej pretensje sam do siebie.
- Masz rację, mam pretensje do siebie samego, ale skoro źle się czujesz, to dobrze, że nie pojechałaś ze mną. Masz czas wypocząć, bo jak wrócę, to nie dam Ci żyć!
- Nie dasz mi żyć pod względem seksu, bycia czy czego?
- Boże, Caroline. Dzisiaj z Tobą nie da się normalnie pogadać! Jesteś chamska jak nigdy, co cię kurwa ugryzło dziewczyno?!
- Mnie? Och przepraszam, to ty wypowiadasz zdania, które mają ukryte drugie dno!
- Dobra, ta rozmowa nie ma sensu. Jak ochłoniesz, to daj znać. Cześć. - i rozłączył się.

Tak, Justin miał rację, byłam dla niego chamska, arogancka i nieprzyjemna. Ale, czy zawsze muszę mieć ochotę z nim rozmawiać? A po drugie, kac morderca. Telefon włożyłam do kieszeni i poszłam do kuchni w poszukiwaniu wody do picia, bo suszyło mnie niesamowicie i przy okazji jakiś tabletek na ból głowy. Był on nie do wytrzymania i rozwalał mnie od środka.

* Oczami Justina *

Nie mam pojęcia, co wstąpiło w tę dziewczynę. Jest ostatnio nie do wytrzymania! Coraz częściej zastanawiam się, co jej jest. Tak czy siak, muszę jakoś odreagować. Udałem się do lodówki, wyjąłem wódkę i położyłem ją na stole. Akurat był jakiś wolny kieliszek, więc nalałem do niego i wypiłem duszkiem. Kiedy nalewałem drugi kieliszek do kuchni wszedł Usher.

- Ej młody, ty i wódka? - powiedział zaskoczony.
- Niekiedy trzeba. - uśmiechnąłem się i wypiłem kolejny kieliszek. Usher poszedł w moje ślady, również nalał sobie i wypił.
- Dobra, a teraz gadaj co się dzieje. - trzeba przyznać, zna mnie jak nikt inny i wie, kiedy mam problemy.
- Caroline mnie wkurwiła. Rozumiem, że ma żal o to, że nie powiedziałem jej, gdzie jadę, ale ile można!
- Co jej dokładnie powiedziałeś?
- Że jadę podpisywać kontrakty płytowe, papierki na trasę, spotykać się z fanami  i udzielać wywiadów. Powiedziałem też, że będzie zmęczona ciągłym bieganiem za mną i nie wytrzyma tego za długo. - Usher zagwizdał i podrapał się po brodzie.
- No to ładnie jej nagadałeś.
- Miałem jej powiedzieć, że jadę na męskie wakacje, bez kobiet, że będę pił, palił, konia walił?! - powiedziałem wkurzony i uderzyłem pięścią w stół.
- Ej, ej. Spokojnie. Tego nie powiedziałem. Tak czy inaczej Bieber, masz poważne kłopoty. Caroline nie jest głupia, pewnie się kapnęła, że nie o to w tym wszystkim chodzi. - podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach. - Kiedyś tak czy siak będziesz musiał powiedzieć jej prawdę... - powiedział i odszedł. Natomiast ja, nalałem kolejny kieliszek i go wypiłem.

______________________________________
walentynkowy prezent ode mnie :) Dziękuję Wam, że czytacie, dajecie motywacje i wgl. LOVE! xoxo.

sobota, 9 lutego 2013

no. 23


***

Rano pojechaliśmy na lotnisko. Było mi strasznie smutno, bo nie chciałam, żeby wyjeżdżał. Nie chciałam, aby zostawiał mnie samą. Jednak, pozostałam silna i nie popłakałam się.

- Kocham cię. Będę dzwonił po kilka razy dziennie.- powiedział i przytulił mnie do siebie.
- Trzymam Cię za słowo.
- Do zobaczenia za dwa tygodnie. - spojrzał na mnie ostatni raz, pocałował czule i odszedł.

W mojej głowie dalej dudniało pytanie "po co mu ta broń". Wsiadłam w pierwszą lepszą taksówkę i pojechałam do domu.

* Oczami Justina *

Cieszyłem się, że spotkam się z Chrisem, Rayanem, Chrazem i Usherem. Nareszcie jakieś męskie grono. Miałem już trochę dosyć tego, że bez przerwy siedziałem z Caroline. Kocham ją, ale potrzebuję odsapnąć od niej. Taki wyjazd jak ten dobrze mi zrobi. Imprezy, niebezpieczne akcje i inne używki. Kenny oczywiście leciał ze mną. Bez niego się nie ruszam. Jest moim kumplem, który też potrzebuje wyluzować. Po kilku godzinnym locie, nareszcie wylądowałem w prywatnej rezydencji Chrisa na Florydzie. Z jednego końca Ameryki na drugi. Wysiadłem z samolotu, wyjąłem walizkę, w której miałem sprzęt i poszedłem w stronę drzwi do domu. W środku już wszyscy siedzieli i mnie wyczekiwali. Kiedy pokazałem im się w drzwiach, spojrzenia zostały skierowane w moją stronę.

- Cześć wszystkim. - powiedziałem trochę zmieszany całą tą sytuacją.
- Powiedz, że masz to, co chcieliśmy... - zabrał głos Chris.
- Oczywiście, że mam. Nie wzbudzałem żadnych podejrzeń, mam wszystko to, o co prosiliście.- odparłem pewny siebie.
- Młody, jesteś naszym dłużnikiem! - tym razem głos zabrał Rayan. - A teraz pokazuj!

Położyłem torbę na stole. Usher siedział ze szklanką whisky w ręku wpatrując się we mnie tępym wzrokiem. Otworzyłem walizkę, bluzki odłożyłem na stołek i pokazałem im pistolet. Chris wziął go do ręki i zaczął się nim bawić. Potem wyjąłem drugi, taki sam pistolet ale z innej kieszonki. Tym razem rzecz wylądowała w rękach Rayana. Na sam koniec zostawiłem to, co najlepsze. Z samego dna torby wyjąłem sreberko, w którym była marihuana. Potem pokazałem chłopakom kokainę. Wszyscy sucho szczerzyli do mnie zęby, po za jednym, Usherem.

* Oczami Caroline *

Postanowiłam, że skoro nie ma Justina, mogę gdzieś wyjść wieczorem w miasto. Około godziny szóstej po południu zaczęłam się szykować. Poszłam odświeżyć swoje ciało i włosy. Po tej czynności wróciłam do garderoby, aby wybrać coś specjalnego. Jakoś nic w niej fajnego nie widziałam, dlatego zdecydowałam się na rurki w kolorze czerni, białą prześwitującą podkoszulkę i ramoneskę. Do tego założyłam czarne baleriny na koturnie, wzięłam czarną małą torebkę na ramię i ruszyłam do łazienki, aby zrobić coś z włosami i się pomalować. Na twarz nałożyłam niewielką warstwę pudru, na policzki dodałam jeszcze trochę różu. Rzęsy wy-tuszowałam mascarą, a na usta nałożyłam błyszczyk. Była już godzina dwudziesta pierwsza. Spojrzałam na telefon, czy Justin nic nie napisał. Niestety, żadnych wiadomości ani nieodebranych połączeń, nawet od ojca. Justin miał rację. Nie myśląc już dłużej, zbiegłam po schodach na dół, wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i ruszyłam przed siebie. Szłam przez dwadzieścia minut do samego centrum Los Angeles. Miasto nadal  pałało życiem. Wszyscy byli zabiegani, robili zakupy, jedli kolację, albo tak jak ja szli do klubów, aby się zabawić i zapomnieć chociaż na chwilę o rzeczywistości, która nasz wszystkich tak samo otacza i w różny sposób przytłacza. Po jakimś czasie doszłam do jednego z klubów. Miał coś nazwę związaną z Malibu. Już przy wejściu było słychać głośną muzykę i widać było kolorowe światła. Zapłaciłam za wstęp, miło uśmiechnęłam się do ochroniarza i weszłam do środka.

W środku było pełno osób w moim wieku, może odrobinę starszych. Ale przeważająca większość to osoby pomiędzy szesnaście a dwadzieścia jeden. Podeszłam do baru i zamówiłam sobie drinka. W mgnieniu oka barman podał mi mój trunek. Powoli sączyłam drinka i gapiłam się na ludzi znajdujących się w pomieszczeniu. Każdy był kimś zainteresowany. Jedni siedzieli w grupie, inni pili, a kolejni palili. Miałam dziwne przeczucie, że ktoś mnie obserwuję. Nie myliłam się, odwróciłam się i zobaczyłam trzech chłopaków, którzy się perfidnie na mnie patrzeli. Kiedy ich zauważyłam automatycznie odbiegłam wzrokiem i pusto zaczęłam wpatrywać się w mojego drinka.

- Uważaj na tę trójkę. - usłyszałam obok jakiś głos, podniosłam głowę i ujrzałam rudą dziewczynę. - Oni tylko polują na jakąś, żeby ją zaliczyć. Tak w ogóle, to Nicole jestem. - uśmiechnęła się do mnie. - A ty?
- Caroline. Dzięki, za ostrzeżenie.
- Nowa? Pierwszy raz Cię tu widzę.
- Owszem, nowa. Ogólnie, w LA też nowa. Niedawno przyleciałam tutaj.
- Hmm, może mogłabym Ci jakoś pomóc się zaklimatyzować tutaj? Ja LA znam jak własną kieszeń. - powiedziała z wyższością wyczuwalną w jej głosie.
- To bardzo dobry pomysł. - pochwaliłam ją. - Przyda mi się ktoś, kto się orientuje w terenie.
- Świetnie. To co, najpierw może po kieliszku? - powiedziała wesoło, po czym zawołała jednego z barmanów i powiedziała co chcę. Barman postawił nam kieliszki przed nosem. - To za nową znajomość! - uniosłyśmy kieliszki w górę i wypiłyśmy na raz całą ich zawartość.

* Oczami Justina *

Dzwoniłem do Caroline kilka razy, ale nie odebrała. Może już słodko śpi? Może. Boję się o nią. Jednak tyle kilometrów, to zbyt wiele.

________________________________________
kolejny hop!
dziękuję wszystkim. :* teraz ferie, więc postaram sie napisać tak z trzy rozdziały? :)

poniedziałek, 28 stycznia 2013

No. 22


***

*Oczami Caroline* 

Cały dzień spędziłam z Justinem. Dużo myślałam nad tym, co powiedział mi o ojcu. Ma rację, bo tak jest. Ojciec nigdy nie miał dla mnie wiele czasu, a przyleciałam do niego tylko dlatego, że po pierwsze, chciałam spełnić swoje marzenie, a po drugie, miałam nadzieję, że chociaż teraz wzmocnimy więzi pomiędzy nami. Pierwsza część? Spełnienie większe niż się spodziewałam.  Z tym drugim się myliłam. Nigdy nie ma go w domu, jak jest to wtedy, gdy śpię. W duchu cieszyłam się, że lada dzień ma przylecieć mama. Przynajmniej z nią będę mogła pogadać, kiedy nie będzie Justina. Zastanawiałam się również, jak zagospodarować sobie czas, kiedy go nie będzie. Tak na dobrą sprawę, za półtora tygodnia zaczyna się nowy rok szkolny. Może pochodziłabym po szkołach? Bieber może nie musi chodzić do szkoły, niestety ja muszę. Liczę na pomoc mamy pod tym względem. 

-Kochanie. - Justin wyrwał mnie z rozmyśleń. 
- Tak.
- Mam do Ciebie prośbę. 
- Jaką? 
- Proszę cię, zaglądaj niekiedy do mojej mamy. Oby dwie będziecie same, a po drugie, oby dwie będziecie miały wspólne tematy do rozmów. Jesteście kobietami i macie o czym rozmawiać.
- Dobrze, będę do niej zaglądać. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. 

Justin połozył swoje dłonie na moich policzkach. Spojrzał w moje oczy. Delikatnie przejechał kciukiem po moich ustach. W skutek tego znów się uśmiechnęłam. Bieber odwzajemnił uśmiech, zbliżył się do mnie na tyle, że czułam jego ciepły oddech na moich ustach. Niepewnie musnął moje wagi raz, drugi, trzeci. Pogłębiłam pocałunek. Wsunęłam swój język między jego ciepłe wargi. Chwilę po tym czułam już jego język ocierający się o mój. Wplotłam swoje ręce w jego włosy. Pocałunki były długie, dokładne i namiętne. Tak, jakby mój ukochany chciał zapamiętać je na długo. Nie dziwię mu się, bo również tego chciałam. Mieliśmy się nie widzieć przez dwa tygodnie, może dłużej. Nie wyobrażałam sobie dnia, a co dopiero tygodni bez niego. Nie chcieliśmy tego zakańczać, niestety zaczęło brakować nam tchu. Muszę przyznać, że miałam nierównomierny oddech, a bicie serca przekroczyło wszelkie granice możliwości. Znów patrzeliśmy sobie w oczy. 

- Nie wiem jak ja wytrzymam bez Ciebie tyle czasu - powiedział dalej patrząc w moje oczy. 
- Wytrzymamy. Wierzę w to. Będziemy codziennie rozmawiać przez telefon. 
- Jednak to nie to samo. Będę tęsknił za tym Twoim uśmiechem, który towarzyszy mi co dnia. 
- Masz przecież moje zdjęcie na tapecie w telefonie, wystarczy, że na nie spojrzysz. Od razu zobaczysz mój uśmiech. 
- Caro, ty na wszystko znajdziesz wytłumaczenie. Ale nie o to chodzi. 
- Wiem, chcesz mnie mieć przy sobie fizycznie... - przerwałam, po czym dodałam - Więc dlaczego nie mogę jechać z Tobą? 
- Znowu się zaczyna... - powiedział kładąc się na łóżku. - Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Jak wspominałem, wyjazd ze mną byłby bardzo wyczerpujący dla ciebie.
- Kłamiesz... 
- Nie. Mówię Ci jak jest. Kochanie... - przytulił się do mojego boku. 
- Jeżeli kłamiesz, będziesz miał przerypane Bieber, obiecuję Ci to! - powiedziałam, po czym wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę kuchni. 

Wieczorem Justin pojechał do domu spakować rzeczy na wyjazd. Za ten czas mogłam wziąć prysznic. Zrobiłam to. Strumienie gorącej wody płynęły po moim ciele. Czułam, jak z wodą spływają wszelakie emocje. Te złe, te dobre. Wszystkie. Kąpiel to dobry czas na zastanowienie się, co dalej robić. Zdecydowałam, że nie będę już wypytywać Justina o to, jaką sprawę ma załatwić, po prostu zrobię coś wbrew sobie i jemu. Kiedy wyszłam z łazienki, przebrałam się w koszulkę Justina, założyłam ciepłe skarpety i zeszłam do salonu. Włączyłam telewizor i przelatywałam programy. Jak zwykle, nic nie znalazłam, co by mnie conajmniej zaciekawiło. Wyłączyłam to pudło, rzuciłam pilotem na stół i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Wtedy w drzwiach pojawił się Justin ze swoją walizką. Szczerze myślałam, że będzie ona większa, ale nie było tak źle. 

- Co taka mała ta walizka? - zapytałam z sarkazmem wyczuwalnym w moim głosie na kilometr. 
- Po co mi więcej? Z resztą, mam jeszcze u Ciebie kilka rzeczy, które muszę spakować. 
- Myślałam, że zostawisz to u mnie, żebym ja miała w czym chodzić... 
- Caroline, o co ci chodzi do cholery jasnej. Jak chcesz, to mogę wyjść i spać u siebie. Mama by się nie obraziła! - powiedział poniesionym głosem. Miał rację, trochę przeginałam. 
- Przepraszam. - powiedziałam cicho. - Po prostu nie mogę się pogodzić z tym, że ojciec się mną nie interesuje, a osoba, która się interesuje zaraz wyjedzie i nie będę miała nikogo. - rozpłakałam się. Justin rzucił torbą, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. 

Potem poszliśmy na górę, Justin poszedł się odświeżyć. Wiedziałam, że zajmie mu to dużo czasu, więc skorzystałam z sytuacji i zajrzałam do jego walizki. Bluzki, spodnie, bokserki, buty... Miałam nadzieję, że znajdę tam coś jeszcze. Zajrzałam głębiej, poczułam coś niewielkiego. Wyciągałam i zobaczyłam, że to broń. Po co mu broń, nie miałam pojęcia. Usłyszałam, że woda przestała lecieć. Szybko odłożyłam rzecz na jej miejsce, ciuchy poukładałam tak, jak były i rzuciłam się na łóżko. Kiedy Bieber wyszedł z łazienki udawałam, że śpię. Położył się obok mnie, ucałował w czoło i wtulił w moje plecy. Chwilę po tym słyszałam jak zasypia. Jemu się udało szybko zasnąć, mnie niekoniecznie. Ciągle myślałam o tej broni, po co mu? Przecież Kenny raczej leci z nim, więc nie miał potrzeby, aby ją brać. Miliony pytań, na które brak odpowiedzi. W końcu udało mi się zasnąć. 

__________________________________________________
po co mu ta broń? Ano dowiecie się.
dziękuję za tyle wejść, dziękuję za miłe słowa i pochwały. No to co, do kolejnego! <3

środa, 23 stycznia 2013

No 21


***

Nie wiedziałem, czy mam poruszyć tę kwestię czy nie. Ten wieczór był tak idealny, że nie chciałem go niszczyć. Z jednej strony, muszę powiedzieć o tym Caroline. Prędzej czy później i tak się dowie. Całą drogę powrotną do domu nie odzywaliśmy się. Ja byłem zajęty patrzeniem na drogę, Caroline prawie usypiała. Kiedy zajechaliśmy pod jej dom, wyszedłem z auta. Podszedłem od strony mojej ukochanej i otworzyłem jej drzwi. Wyglądała niczym anioł, który spadł dla mnie z nieba. Była taka piękna, kiedy spała. Wziąłem ją na ręce, otworzyłem dom i zaniosłem ją do jej pokoju. Andrzeja nie było. W sumie, jak zwykle. W moich oczach tata Caro był pracoholikiem. Nigdy nie mogłem spotkać go w domu, albo żeby spędzał czas ze swoją córką. Była tu od dwóch miesięcy, a on może z nią spędził tydzień z tego. Byłem jej tu potrzebny jak nikt inny. Położyłem księżniczkę do łóżka, przykryłem ją kołdrą. Lekko musnąłem ustami jej czoło. Spojrzałem na nią ostatni raz i podążyłem w stronę drzwi.

- Justin, zostań ze mną, proszę.- powiedziała zaspanym głosem. Podniosła się na łokciach i spojrzała w moją stronę. - Proszę. - ponowiła swoją prośbę. Odsunąłem się od drzwi i podszedłem do łóżka. Przytuliłem ją.
- Zostanę. Śpij kochanie. - Caroline położyła się.

Rozebrałem się do bokserek i wskoczyłem do niej pod kołdrę. Przytuliłem ją do siebie. Kocham przytulać się do jej ciała. Jest taka drobna, delikatna. Taka kobieca. Przez pewien czas jeździłem dłonią po jej talii, myślałem jak rano wytłumaczę jej to, co muszę. - Kocham Cię. - szepnąłem i pocałowałem ją w szyję. Caroline uśmiechnęła się tylko lekko pod nosem. Po pewnym czasie odpłynąłem.

*Oczami Caroline*

Obudziłam się wtulona w tors Justina. Kocham tak zaczynać każdy swój dzień. Wieczór był magiczny. Najpiękniejszy w swoim rodzaju. Cicho westchnęłam na wspomnienie wczorajszego dnia. Justin najwyraźniej musiał to usłyszeć, bo zaraz poczułam jego rękę wędrującą ku mojej twarzy. Położył swoją dłoń na moim policzku. Odwróciłam się twarzą w jego stronę. Lekko gładził kciukiem mój policzek. Uwielbiam w nim te jego romantyczność. Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Nie musieliśmy mówić, że się kochamy. Czuliśmy to w każdym dotyku, każdym głębokim spojrzeniu w oczy. Magiczne, a jednak prawdziwe. Po chwili nasze usta połączyły się w pocałunku. Justina dłonie wędrowały po moich plecach, a moje dłonie czochrały jego włosy.

- Kochanie, musimy porozmawiać. - powiedział, kiedy się od siebie oderwaliśmy. W jego ustach brzmiało to tak stanowczo, że nie wiedziałam czego mam się po tym spodziewać.
- O czym? - zapytałam.
- Muszę wyjechać. - powiedział z żalem w głosie. Przez chwilę nic nie odpowiadałam. Nie wiedziałam nawet co mam powiedzieć. Zatkało mnie na samą myśl.
- Na ile? - powiedziałam smutnym głosem.
- Dwa tygodnie, góra trzy.
- Chcę jechać z Tobą. - powiedziałam stanowczo. Na tyle, że Justin zdążył zmienić wyraz swojej twarzy na trochę poddenerwowanego.
- Nie możesz jechać ze mną!

*Oczami Justina*

Wkurzyłem się. Kocham ją, ale teraz nie może ze mną jechać. To zbyt niebezpieczna akcja. Chociażby ze względu na osoby, z którymi będę. Nawet moja matka do końca nie wie o co w tym wszystkim chodzi. I niech tak póki co pozostanie. Usiadłem na łóżku. Caroline siedziała na mnie. Była chyba zawiedziona moją odpowiedzią na zadane przez nią pytanie. Tak czy siak, obiecałem, że nie puszczę pary z ust.

- Kochanie, zrozum. Nie jadę dawać koncertów. To nie ta sprawa. Jadę w interesach. - spojrzałem na nią. Jej wyraz twarzy jakby stał się bardziej spokojny. - Nie chcę cię narażać na złe samopoczucie. Jesteś kobietą, więc zasługujesz chociażby na to, żeby się porządnie wyspać. Gdybyś pojechała ze mną nie byłoby to szczególnie możliwe. - musiałem wymyślić jakieś kłamstwo na poczekaniu. Nie powiem jej, że to będzie niebezpieczne. Jeszcze bardziej chciałaby jechać tam ze mną. Nie uwolniłbym się od niej nawet na sekundę. Objąłem ją w pasie i przytuliłem do siebie.
- To nie zmienia faktu, że nie podoba mi się ten cały pomysł z wyjazdem.
- Naprawdę myślisz, że to ode mnie zależało? Powiedzieli, że mam przyjechać. Wiem tyle co ty. Całej reszty dowiem się dopiero na miejscu. Skarbie, mnie też nie jest łatwo zostawiać Cię tutaj samą.
- Przecież jest ojciec. - przypomniała mi.
- Tak jasne, wmawiaj sobie. Twój tata to pracoholik, nie oszukujmy się. Całymi dniami nie ma go w domu, a jeżeli jest to tylko przelotem. Caroline, spójrzmy prawdzie w oczy.
- Pracuje, bo kocha swój zawód. - odpowiedziała obrażona.
- Dziewczyno, musisz się jeszcze wiele nauczyć.- powiedziałem i wstałem z łóżka. - Idę do łazienki.

Poszedłem pod prysznic. Zawsze po takich rozmowach lubiłem się odprężyć. Strumień chłodniej wody oblał moje ciało. Przemyślałem wszystko jeszcze raz. Czy nie powiedziałem oby za dużo, czy wszystko uda mi się ukryć przed nią, Scootem i matką. Byłem dobrej myśli. Po piętnastu minutach prysznicu wyszedłem z kabiny, owinąłem się ręcznikiem, poczochrałem ręką włosy i wyszedłem z łazienki. Caroline nadal siedziała na łóżku. Kiedy usłyszała drzwi od łazienki zerknęła w moją stronę.

- Ale obiecaj, że będziesz codziennie dawał jakieś znaki życia. - spojrzała na mnie wzrokiem zabójcy.
- Obiecuję.-podszedłem i kucnąłem przy niej. - Będę codziennie dzwonił rano, aby powiedzieć Ci "dzień dobry moja księżniczko" i wieczorem, żeby powiedzieć "dobranoc kochanie, pamiętaj, że cię kocham". Wiesz doskonale, że nie wytrzymałbym nawet dnia bez Twojego głosu. - szeroko się do niej uśmiechnąłem. Caro odwzajemniła mój uśmiech.
- Kiedy jedziesz?
- Jutro.
- Zostań ze mną dzisiaj. Muszę się Tobą nacieszyć. - powiedziała i uśmiechnęła się cwaniacko.
- To ta noc ci nie wystarczyła? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Niestety nie.- uśmiechnęła się. - Idę się odświeżyć. - powiedziała, po czym wstała z łóżka i zniknęła za drzwiami łazienki.

W duchu cieszyłem się, że łyknęła moją przynętę. Póki co, nikt nie może dowiedzieć się prawdy.
_______________________________________
Co ten Justin może knuć? Haa ja wiem. :)
Dziękuję za komentarze, miłe słowa i wszystko. To daje niesamowitą motywację do dalszego działania. Przepraszam też, że tyle musieliście czekać na nowy. :*
do następnego!
+ komentarze mile widziane :*

poniedziałek, 14 stycznia 2013

No. 20

Nie odpowiadam za wyobraźnię, którą może uruchomić się po przeczytaniu owego rozdziału :)


***


Tak jak obiecałam tacie zadzwoniłam do mamy. Rozmawiałyśmy chyba dobrą godzinę. Tematy nam się nie kończyły, niestety mnie skończyły się fundusze na karcie. Była już szesnasta, więc zdecydowałam się na kąpiel przed spotkaniem z Justinem. Wykapałam się, rozczesałam włosy i związałam je w coś podobnego do koka. Tak na szybko, żeby nie przeszkadzały mi w innych czynnościach. Lekko przypudrowałam policzki oraz niedoskonałości, rzęsy idealnie wy tuszowałam  a usta uwydatniłam błyszczykiem. Owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki i udałam się do garderoby. Nie miałam pojęcia co założyć. Zdecydowałam się na białą koszulę z krótkim rękawkiem i falbankową spódniczkę w drobne kwiatki. Do tego założyłam białe conversy, wzięłam czarną marynarkę do dłoni i wyszłam z garderoby. Za dwadzieścia minut miał zjawić się Justin. Poczułam, że kiszki zaczynają grać mi marsza. Drapnęłam jeszcze maleńką torebkę, schowałam do niej klucze, telefon i portfel wraz ze wszystkimi dokumentami i zeszłam coś zjeść. Dzięki Bogu w lodówce znalazłam jakąś zupę w słoiku, wlałam pół jego zawartości do garnka. Podgrzałam i zjadłam z prędkością światła posiłek, który sobie przed chwilą przygotowałam. Gdy myłam miskę, po domu rozszedł się dźwięk dzwonka. Szybko chwyciłam torebkę wraz z marynarką i pobiegłam w stronę drzwi wyjściowych. Moim oczom ukazał się mój ukochany, który jak zwykle wyglądał oszałamiająco. Wyjęłam z torebki klucze, zamknęłam drzwi na zamki. Chciałam schować je do torebki, ale czując wzrok Justina na sobie spadły mi na ziemię. Oczywiście musiałam się po nie schylić. Kiedy to zrobiłam za swoimi plecami usłyszałam tylko gwizdanie. Odwróciłam się w jego stronę. Stał oparty o drzwi swojego samochodu.

- Mówiłem, żebyś ubrała się wyjątkowo, ale żeby od razu okazywać tą wyjątkowość?
- Justin, opanuj swoje hormony, bo widać, że buzują ci niesamowicie.
- Przepraszam kochanie, to jeden z objawów dojrzewania.
Podeszłam do niego, obdarowałam go całusem i wsiadłam do samochodu. Bieber po chwili znalazł się koło mnie, po stronie kierowcy.
- To gdzie jedziemy? - zapytałam. Miałam nadzieję, że coś mi powie.
- Najpierw do restauracji, a potem... - zamyślił się i uśmiechnął pod nosem. - Potem zobaczysz. Niespodzianka.

Lubiłam niespodzianki, ale to już robiło się denerwujące, że zawsze dowiadywałam się tylko tej pierwszej i chyba najmniej ważnej części całego jego planu. Dojechaliśmy do restauracji, zjedliśmy posiłek, który ledwo w siebie wcisnęłam po zjedzeniu w domu i znów udaliśmy się w kierunku samochodu.

*Oczami Justina*

Była już późna godzina. Zbliżał się zachód słońca w ciepły letni dzień na bezchmurnym niebie.Wybraliśmy się z Caroline nad wzgórza Hollywood'u. Widok był cudowny. Z owego miejsca było perfekcyjnie widać panoramę miasta, w którym się znajdowaliśmy. Zachód słońca w tym miejscu był najpiękniejszym zachodem, jaki można było sobie wyobrazić. Oczywiście żeby dodać trochę emocji zamieliłem oponami o lekko ubitą ziemie od razu przy wjeździe na miejsce. Nie obeszło się bez pisku i śmiechu Caroline. Włączyłem muzykę, po czym basy rozniosły się po całym aucie.
Zatrzymałem się, chciałem wyjąć kluczyki ze stacyjki lecz mnie powstrzymała. Złapała mnie za rękę i powiedziała, że lubi ten dźwięk. Trochę mnie to zdziwiło, jednak odgłos 8 cylindrowego silnika faktycznie powodował ciarki na ciele. Usiadłem z nią na ogromnej masce dodge’a. Uśmiechnąłem się do niej i objąłem w pasie.
- Lubię słyszeć jak on mruczy – powiedziała do mnie opierając głowę na moim ramieniu.
- Myślałem, że wolisz słuchać moich pomruków - uśmiechnąłem się cwaniacko.
Ona uśmiechnęła się do mnie i pocałowała mnie. Do zachodu było jeszcze trochę czasu. Rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się, piliśmy zimnego szampana. Było cudownie. Tak, jak zawsze z nią. Czułem jak bardzo ją kocham i nie potrafiłem sobie wyobrazić żadnej innej na jej miejscu.

Gdy słońce było już nisko na niebie, wygłupy przeszły na wyższy poziom. Doszły namiętne pocałunki, skromny dotyk. Położyłem ją na ciepłej masce samochodu. Ona przyciągnęła mnie do siebie i zapytała:
- Jesteśmy tu sami? - uśmiechnęła mi się w usta
-Tak, spokojnie nikt nie widzi, to miejsce polecił mi mój tata, jak był młody lubiał wyjeżdżać poza miasto, niekoniecznie z moją mamą.
Caroline w tej chwili uśmiechnęła się jeszcze bardziej promniennie. Widziałem w jej oczach iskierki szczęścia, które były zmieszane z nutką pożądliwości.
- Wiesz, mam na Ciebie ochotę. Nie mogę się powstrzymać jak na Ciebie patrzę.
- Sugerujesz coś ? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Hm… co powiesz na seks pod gołym niebem?
Spojrzałem na nią z lekko zdziwiony, na co ona odpowiedziała mi przesłodkim uśmiechem.
-Mówisz serio ?
- Tak, czemu nie? Kocham Cię, a żyje się tylko raz. Wiem, że z Tobą wszystko jest możliwe. Justin, nie ukrywaj. Też tego chcesz. Widzę to po Tobie. -
Co prawda to prawda. Nie potrafiłem przy niej ukrywać mojego podniecenia i tego, jak bardzo chcę połączyć się z nią w jedność. Ucałowałem i wtuliłem się w nią.
-To chyba znaczyło, że się zgadzasz? - uśmiechnęła mi się w usta
Nie odpowiedziałem, moją odpowiedzią był kolejny pocałunek.

Całowałem ją coraz namiętnej, jej dłonie jeździły po moich plecach. Całowałem ją powoli, czuć było jej gorące usta. Zjechałem niżej, po brodzie na szyje, za ucho i w dół. Ściągnęła mi koszulkę i dłońmi przejechała mi po mojej klacie i brzuchu. Zacząłem rozpinać jej koszulkę  nie przestając całować. Dotykałem ją po biodrach, szyi, ustach. Całowałem coraz niżej, jej koszula była rozpięta  leżała w samym staniku którego miałem zamiar się pozbyć. Powoli zacząłem ściągać jej ramiączka, usta miałem na jej piersiach. W końcu pozbyłem się jej górnych części garderoby. Zacząłem pieścić ustami i językiem jej   twardniejące sutki. Wycałowałem je dokładnie.  rękoma przyciągałem ją do siebie i Zjechałem niżej, czułem jak się prężyła i lekko wzdychała. Moje usta znalazły się na jej brzuchu, jej dłonie na moich włosach. Wyszeptała żebym nie przestawał.
Całując ją, zacząłem powoli ściągać jej spódniczkę. Całowałem ją po biodrach, brzuchu i podbrzuszu. Ona wzdychała coraz bardziej. Zębami obniżyłem jej majtki. -Hmm, lubię koronkową bieliznę – pomyślałem. Przyciągałem ją bardziej do siebie żeby obojgu było wygodniej. Zacząłem całować jej uda, pachwiny a dłońmi pieściłem jej piersi. Czułem charakterystyczny zapach damskich narządów płciowych i wilgoć. Ona nie wytrzymała i przekierowała mnie na jej czułe punkty, przejechałem tam językiem a ona głośno wciągła powietrze. Jeździłem językiem w górę i w dół, na najczulszym punkcie robiłem ruchy okrężne. Jedną dłonią zacząłem ugniatać jej podbrzusze, druga pieściła piersi. Zjechałem językiem w dół i wszedłem w nią, zamykając do tego usta. Ona głośno jęknęła i powiedziała.
-Justin… Błagam Cię nie każ mi dłużej czekać.
Przyciągnęła mnie do siebie, i zaczęła całować. Nie przeszkadzała jej wilgoć na moich ustach. Jej dłoń powędrowała do moich spodni. Zaczęła mi je rozpinać, aż w końcu miałem je na wysokości kostek. Złapała mnie za przyrodzenie, poczułem dreszcze na ciele. Przyciągnęła mnie do siebie. Mój twardy przyjaciel ocierał się o jej wilgotną pochwę  Było cudowne uczucie. Aż w końcu złapała mnie za biodra i je przyciągnęła. Wszedłem w nią, ona głośno jęknęła, a ja gwałtownie wciągnąłem powietrze. Złapałem ją za pośladki i przyciągałem do siebie. Najpierw powoli nabieraliśmy tępa. Leżała na ciepłej masce samochodu, oplatając mnie nogami, ja się oparłem o nią, nie przestając jej całować. Pomruki silnika i jęki Caroline powodowały u mnie raj na ziemi. Ona wyszeptała, że zaczyna dochodzić. Ja też czułem jak nasienie napływa mi do członka. Nagle, ona mocno się wygięła, wbiła mi paznokcie w plecy i zaczęła jęczeć. Spowodowało to u mnie jeszcze większe podniecenie. Zaczęła krzyczeć i jęczeć. Ja osiągając najszybsze tępo coraz głośniej i szybciej oddychałem. Poczułem jak osiągam najwyższy punkt podniecenia i głośno jęknąłem. Doszliśmy. Leżałem na niej i całowałem ją, czułem jej skurcze.

- Caroline, kocham Cie…
Caroline wzdychając pocałowała mnie.
Zachód słońca się skończył a my postanowiliśmy się ubrać. Leżeliśmy jeszcze długo na masce rozmawiając o tym co się stało i innych różnych rzeczach. Nie zauważyliśmy, że samochód zgasł. Pocałowałem ją i powiedziałem.
- Kochanie już późno czas jechać.
Uśmiechnęła się i wsiadła do samochodu.
Otworzyłem drzwi, przekręciłem kluczyk i usłyszałem duszenie się silnika.
-KURWA MAĆ!
-Justin o co chodzi?
-Kurwa akumulator padł !
Caroline głośno się zaśmiała, spojrzała na mnie i powiedziała:
- No to trochę tu posiedzimy.
Po czym usiadła na mnie i namiętnie pocałowała. W takiej pozycji spędziliśmy jeszcze ponad 4 godziny. Nie chciało nam się spać. Mieliśmy siebie, a to było dla nas teraz najważniejsze. Bawiłem się włosami Caroline, a ona moimi. Od czasu do czasu całowaliśmy się. Dla mnie mogłoby to nie mieć końca.

______________________________________________
Rozdział napisany z OGROMNĄ pomocą Doda. Jest współautorem i głównym pomysłodawcą rozdziału :) Szczerze? Lepiej nie potrafiłabym opisać tego wszystkiego od strony mężczyzny. Wszelakie skargi i zażalenia proszę kierować w jego stronę! :) No, pochwały w sumie też. ;)
No to, czekajcie na nowy! :*
PS. : komentarze mile widziane :*

niedziela, 6 stycznia 2013

No. 19


***

Nie wiem jak i skąd się tu wzięłam... Szłam przez ciemną, leśną ścieżką. Gdzieniegdzie przez szpary w liściach drzew przedostawał się blask księżyca, który był tej nocy w pełni. Nie miałam pojęcia gdzie idę. Szłam prosto przed siebie. Co jakiś czas potykałam się o korzenie drzew lub kamienie leżące bezwładnie na ziemi. Zastanawiałam się, dlaczego jestem akurat w tym miejscu, o tej porze. Szłam zamyślona, byłam we własnym świecie, w którym widziałam siebie, dwójkę dzieci i ich tatusia. Przystojnego tatusia o czekoladowo-brązowych tęczówkach, cudownych malinowych ustach i onieśmielającym uśmiechu. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie krzyk. Brzmiał on, jak krzyk mężczyzny, który niesamowicie cierpiał. Przyspieszyłam kroku, chciałam jak najszybciej dojść do miejsca, skąd dochodził krzyk. Zboczyłam ze ścieżki i szłam na ukos, przez krzaki owoców leśnych. Światło księżyca coraz lepiej oświetlało mi drogę, dzięki czemu nie potykałam się tak często. Wiem, że szłam pod niewielką górkę. W końcu doszłam. Byłam może pięć metrów od miejsca, w którym stało kilka drzew, a przy jednym z nim leżało ciało. Z klatki piersowej coś wystawało. Bałam się podejść, lecz serce kierowało mnie w stronę umarłego. Niepewnie podeszłam i zobaczyłam pełno krwi. Była ona na korze drzewa, przy zmarłym oraz na rękach zmarłego. Głowę miał skierowaną w odwrotną stronę od kierunku, w jakim stałam. Obeszłam ciało, aby spojrzeć na twarz. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie widziałam. 
- Justin, nie! - krzyczałam na całą okolicę. Natychmiastowo do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłam ich powstrzymać widząc mojego ukochanego. - Boże, to nie może być prawda! - krzyczałam. Nagle poczułam na swoich barkach kogoś dłonie. Gdy się odwróciłam, uderzyłam się w głowę. Na chwilę straciłam poczucie czasu. Po chwili otworzyłam oczy i ujrzałam przestraszonego Justina. 
- Boże święty, Caroline nic ci nie jest? - zapytał przestraszony. Nie chciałam nic mówić. Wtuliłam się w niego, aby poczuć jego ciepło, aby poczuć jego fizyczną bliskość. - Carr, słońce, to tylko zły sen. Jestem tu i nie pozwolę, aby stała Ci się krzywda - przytulił mnie mocniej do siebie i zaczął głaskać po głowie. Dzięki Bogu, że był to tylko sen. Oby tylko nigdy nie zamienił się w realia. - Co Ci się takiego śniło? - zapytał szeptem. 
- To było naprawdę straszne. Nie chce nawet tego mówić. Nie chcę o tym pamiętać. Justin, kocham Cię i nie chcę Cię nigdy, prze nigdy stracić. Nie zniosę tego. - przytuliłam się do niego mocniej. Bieber odwzajemnił to. Położył mnie na sobie, przykrył kołdrą i lekko kołysząc zaczął mi śpiewać "let me tell a story, about girl and boy". Strasznie go potrzebowałam. Chwilę potem, znów zasnęłam. 

Rano obudziłam się dosyć wcześnie. Justin jeszcze słodko spał. Wstając z łóżka nie chciałam go obudzić. Lekko ześlizg łam się z łóżka na dywan. Justin tylko powiercił się, ale chwilkę po tym znów słyszałam, że śpi. Po cichutku udałam się do łazienki, aby doprowadzić się do stanu człowieczeństwa. Wzięłam prysznic, umyłam włosy, potem zęby, ubrałam się, zrobiłam lekki makijaż i wyszłam z łazienki. Spojrzałam na zegarek, była dziesiąta trzydzieści, a Bieber dalej spał jak suseł. - Nie, tak nie może być - pomyślałam. Nabrałam rozpędu i wskoczyłam na Justina. On zdezorientowany szybko się pobudził. 
- Bieber wstawaj! Prawie jedenasta a ty dalej śpisz?! Co to ma być! Gdzie śniadanie dla swojej księżniczki? - darłam się na cały pokój. Justin nakrył się tylko poduszką. Nie wiem po co to zrobił, skoro zaraz i tak nie miał jej na twarzy. - Bieber ruszaj ten swój seksowny tyłek z tego wygodnego łóżka! - zaczęłam po nim skakać. 
- Ej mała, na skakanie to poczekaj do wieczoru. - zaśmiał się. Natychmiastowo z niego zeszłam i dałam mu tym do zrozumienia, że przesadził ze swoimi słowami. Stanęłam plecami do niego. Słyszałam tylko, jak kołdra spada z łóżka, a on razem z nią. Słyszałam, że idzie w moim kierunku. Nagle na plecach poczułam ciepły oddech, a na brzuchu jego dłonie. - Kochanie, nie obrażaj się, proszę. Nie chciałem. Wieczorem Ci to wynagrodzę, obiecuję. Teraz daj mi chwilkę, doprowadzę się do stanu używalności i odwiozę cię do domu. - powiedział, podarował całusa w policzek i odszedł do łazienki. Zrozumiałam, że  dzisiaj jest mój dzień na robienie śniadania. Zeszłam na dół. W kuchni siedziała Pattie i przeglądała poradnik "perfekcyjnej pani domu". 
- Dzień dobry Pattie. - przywitałam się z rodzicielką mojego skarba. 
- Dzień dobry, już wstaliście? - zapytała z niedowierzaniem. 
- Tak, za wcześnie? 
- Jak na Justina, to tak. On z reguły śpi do dwunastej. 
- Ja mu na to nie pozwalam, ze mną nie ma łatwo. 
- Bardzo dobrze, jesteś kobietą i sobie nie pozwolisz. - zaśmiałyśmy się obydwie. - Śniadanie jest w jadalni. Jeżeli wolicie zjeść w kuchni, to przeniosę Wam.- Pattie miała zamiar podnosić się z krzesła. 
- Nie, ja już przeniosę, siedź spokojnie. - zatrzymałam ją. Poszłam do jadali, wzięłam talerz pełen kanapek i przyniosłam do kuchni. Położyłam je na stole, włączyłam wodę na herbatę i chwilkę siedziałyśmy w ciszy. Razem z Justinem zjedliśmy śniadanie, porozmawiałam jeszcze chwilę z jego mamą. Bieber podwiózł mnie do domu, a sam pojechał do studia. O dwunastej w południe byłam u siebie. Czyżby kolejny nudny dzień w domu w moim wykonaniu? No cóż, wiedziałam na co się pisze, będąc w związku z kimś sławnym. Umówiliśmy sie, że ma po mnie przyjechać około siedemnastej. Usłyszałam tylko polecenie "ubierz się jakoś wyjątkowo" , dostałam całusa i pojechał. W domu szczególnie się nie nudziłam. Tata zapowiedział się, że przyjedzie w porę obiadową, więc ugotowałam coś specjalnego dla niego. Zdecydowałam się na barszcz czerwony i pierogi z kapustą i grzybami. Nie mam pojęcia skąd tata miał w spiżarni buraki, ale wolałam nie wnikać. Wszystko ładnie posprzątałam w kuchni po zrobionym posiłku i zaczęłam nakładać jedzenie na talerze. Do kuchni wszedł tata. 

- Dzień dobry słońce.- przywitał się - Co tak pięknie pachnie? 
- Witaj tato. Zrobiłam barszcz i pierogi. 
- Twoja mama naprawdę wychowała Cię doskonale. - powiedział i zaczął pałaszować pierogi, które co chwilkę popijał barszczem. - A właśnie, mama za miesiąc do nas przylatuję. Zostanie już z nami na stałę. 
- Ale świetnie! - pisnęłam z radości. - Jak się za nią stęskniłam! 
- Nie ty jedna kochanie. Wiesz, nie mam z kim spać... - spojrzeliśmy na siebie znacząco i wybuchnęliśmy śmiechem. 
- No tak, te prezerwatywy się same nie wykorzystają... 
- Caroline! Przestań! Jestem mężczyzną i mam swoje potrzeby. Z resztą, wiesz o tym lepiej ode mnie... - poczułam jak zaczynam się czerwienić. - Ej młoda, zdradzasz swoje myśli w taki sposób. 
- Dobra tato, koniec tematu. Ja zjadłam, idę do siebie, zadzwonię do mamy może i wieczorem wychodzę z Justinem. - rzuciłam szybko, żeby nie widział jak dalej się czerwienię. 
- Ale wróć przed 3 nad ranem, dobra? - rzucił z uśmiechem.
- Spoko, wrócę..
- Jeszcze pogadam sobie z nim jak pojadę tam do niego i Scoota... 
- Tato, nie narób mi obciachu, błagam! 
- Nie narobię, spokojnie...
- Mam nadzieję - rzuciłam sucho i zniknęłam za ścianą. Poszłam do swojego pokoju, chwyciłam książkę, którą wczoraj czytałam, odnalazłam fragment, na którym skończyłam i pochłonęło mnie czytanie.  
_____________________________________________________________________
kolejny dla Was kochani . Dziekuję, że jesteście ze mną. :* 
Czekajcie na nowy, bo ten będzie naprawdę wyjątkowy. :)
zdradzę Wam, że bez pomocy mojego przyjaciela kolejny rozdział by nie powstał. :) 

środa, 2 stycznia 2013

no. 18


*** 

Gdy dojechaliśmy do rezydencji, mama Justina stała w drzwiach i czekała na nas. Wysiedliśmy z samochodu, mój ukochany chwycił mnie za rękę i poszliśmy w kierunku Pattie. Gdy do niej podeszliśmy Justin uśmiechnął się i dał jej całusa na przywitanie. Muszę przyznać, że takie małe gesty w jego wykonaniu w stosunku do własnej rodzicielki wyglądają naprawdę uroczo.

 - Cześć mamo - przywitał się. - To jest Caroline, Caroline to jest moja mama, Pattie. 
- Dzień dobry - powiedziałam i szeroko się do niej uśmiechnęłam. 
- Witaj Caroline. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Już wiem po kim Justin odziedziczył swój piękny szeroki uśmiech. - Słyszałam o Tobie same dobre rzeczy. 
- Mamo, jestem głodny... - przerwał jej Bieber. Oby dwie lekko się zaśmiałyśmy. 
- Wchodźcie. - weszliśmy do kuchni, w której niesamowicie pachniało. Pattie przygotowała cudowną kolację. Jedząc śmialiśmy się i żartowaliśmy. Po zjedzonej uczcie Justin poszedł do siebie na górę się odświeżyć, a ja wraz z Pattie zostałyśmy na dole. Pattie opowiadała mi jak to było, gdy ona była w naszym wieku. Co prawda, mając osiemnaście lat już urodziła swojego niesamowitego syna, ale przed tym wiele się w jej życiu działa. Nie pomyślałabym nawet, że ta cudowna kobieta mogła być gwałcona, mogła zażywać narkotyki. Chyba najbardziej z tego powodu jej marzenia legły w gruzach. Ale ona nie poddała się, urodziła Justina i wychowała go najlepiej jak się dało. Nie powiem, dało mi to sporo do myślenia. Nie chciałabym w jej wieku być już matką. Nie czuję takiej potrzeby, ani niczego takiego. Potem mama mojego ukochanego opowiadała mi, jaki to Justin nie był w dzieciństwie. 
- Mamo, błagam... powiedz, że nie powiedziałaś niczego głupiego... - spojrzał Justin na mamę błagalnym wzrokiem, od razu po wejściu do salonu. Zszedł w samych bokserkach, przez co na chwilę oderwałam się od tego świata. Nie może on tak strasznie na mnie działać. Przez niego kiedyś naprawdę wpakuję sie w jakieś kłopoty zdrowotne. 
- Nie martw się kochanie, nic złego nie opowiedziałam. 
- Dziękuję. Caroline, idziemy do mnie? - Justin wyrwał mnie z krainy marzeń. 
- Tak, tak... - powiedziałam wyrywając się. - Dziękuję pani za kolację i za rozmowę. 
- Jaka pani, mów mi po imieniu, nie jestem aż taka stara! - zaśmiała się. - Ja też dziękuję. To bawcie się dobrze, ale spokojnie tam na górze. Nie chcę nieoczekiwanie zostać babcią... 
- Mamoo... - przeciągnął Justin. - Ani mi o tym nie mów, dobra? Nic niestosownego robić nie będziemy, gwarantuję Ci to. - Justin objął mnie ramieniem i poszliśmy w kierunku jego pokoju. 

Gdy weszliśmy, zamknął je na klucz. Spojrzałam na niego a on tylko się uśmiechnął. Podszedł do mnie, objął w pasie, zbliżył swoje usta to moich i delikatnie musnął moje wargi. Odwzajemniłam to. Kilka takich pocałunków przeszło w coś poważniejszego. Justin lekko swoim językiem rozchylił moje usta. Chwilę po tym poczułam jak nasze języki się stykają. Całował mnie delikatnie i czule. Tak, jakby robił to pierwszy raz i bał się mojej odpowiedzi na zadane przez niego pytanie. Po pewnej chwili z wielką niechęcią oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Bieber chwycił moją rękę i poszliśmy na jego łóżko. Rzucił mną na łóżko, a sam rzucił się na mnie. Podniósł moją koszulkę do góry i zaczął mnie łaskotać po brzuchu. Śmiałam się tak głośno, że sąsiedzi na sto procent słyszeli moje piski. Próbowałam się wyrwać od niego, ale moje próby poszły na marne. Gdy chciałam się wyrwać Justin łaskotał mnie jeszcze bardziej. 

- Idioto zostaw mnie! - krzyczałam i za chwilę znów zaniosłam się śmiechem. 
- Jak ty mnie nazwałaś? 
- Idiota! 
- Cofnij to, albo będziesz miała jeszcze gorzej niż masz. - Justin znów zaczął mnie łaskotać, a ja znowu zaczęłam piszczeć. 
- Dobra, cofam to! - Justin dzięki Bogu przestał mnie łaskotać, zszedł ze mnie, a ja zaczęłam wyrównywać mój oddech. 
- Zostajesz u mnie na noc? - zapytał uśmiechając się i kładąc swoją dłoń na moim brzuchu. 
- Nie moge, tata znów sobie coś pomyśleć może... 
- Nie pomyśli, wróci późno, wcześnie wyjdzie do pracy, nawet się nie zorientuję, że Cię nie ma. 
- Chciałabym, ale naprawdę nie mogę. - odwróciłam się w jego stronę. 
- Ale ja bez Ciebie nie usnę. - zrobił smutną minę. Wyglądał przy tym jak piesek, który jest zawiedziony, bo nie dostał swojej ulubionej kości na śniadanie. Zaśmiałam się pod nosem. 
- Ja bez Ciebie też nie zasnę, ale damy jakoś radę. Zawsze możemy całą noc rozmawiać przez telefon. 
- Ale to nie jest to samo. - w głowie przemyślałam to, co powiedział. Miał w stu procentach rację. Jesteśmy od siebie uzależnieni. W sumie, tata wróci późno i z samego rana pojedzie znów do pracy, faktycznie ten plan mógłby się udać. Zawsze mogę powiedzieć, że byliśmy na kolacji i Justin wypił trochę, a po alkoholu nie chciał prowadzić. 
- Jeżeli mi obiecasz, że rano odwieziesz mnie do domu, to zostanę. - powiedziałam stanowczo i z powagą na twarzy. Justin na te słowa automatycznie się uśmiechnął. nie potrafił kryć tego, jak bardzo się ucieszył z mojej decyzji. 
- Oczywiście proszę pani. Będzie tak jak chcesz. - usiadł na łóżku i przytulił się do mnie. - Kocham Cię. 
- Ja Ciebie też, wariacie.. A Twoja mama? Nie będzie miała nic przeciwko? - spojrzałam na niego. 
- Spokojnie, ona wie, że nic nie będziemy robić. Nie ma nic przeciwko temu. 
- Tyle dobrze... 

Wzięłam prysznic, ubrałam na siebie koszulkę Justina i położyłam się w jego wygodnym, wielkim łóżku. Justin wrócił z popcornem i colą w ręce. Obejrzeliśmy jakiś film, porozmawialiśmy chwilę i nie wiem kiedy Morfeusz wciągnął mnie do swojej krainy pełnej rzeczy, które w życiu się nie wydarzą. 

_____________________________________
kolejny mamy. :) 
dziękuję za dobre słowa i wszystko,. kocham ♥